Aktualności

Piotr Świtalski z „fansów”: Przede wszystkim kibic

12
19 / 04 / 2021

– Oddychamy ŁKS-em 24 godziny na dobę. Nigdy nie mamy dosyć, nawet jeśli wyniki są niekorzystne – mówi Piotr Świtalski z lksfans.pl, z którym w ramach naszego cyklu kibicowskiego rozmawialiśmy m.in. o specyfice pracy w popularnych „fansach”.

– Człowiek z lksfans.pl – kibic czy jednak przede wszystkim redaktor?

– Zdecydowanie kibic. Nasz portal jest tworzony przez kibiców dla kibiców. Robimy to wszystko z pasją. Oczywiście też pełnimy funkcję redaktorów, a co za tym idzie po części dziennikarzy. Choć ja dziennikarzem się nie czuję i nie wypada mi się nim nazywać, bo to nie jest moja praca, tylko ogromna pasja i największe hobby. ŁKSFANS.pl to grupa pasjonatów-kibiców, którzy chcą jak najlepiej i jak najczęściej informować kibiców o tym, co dzieje się w klubie, czy jak najlepiej „opakować” mecz, aby sympatycy biało-czerwono-białych mogli tym żyć jeszcze bardziej. Dzięki temu że jesteśmy kibicami, który żyją i oddychają ŁKS-em 24 godziny na dobę – myślę, że jest nam łatwiej i znajdujemy w sobie pokłady energii do codziennego funkcjonowania strony. Nigdy nie mamy dosyć, nawet jak wyniki są niekorzystne. Dlatego też kibice muszą czasami wybaczyć nam błędy stylistyczne – nie jesteśmy zawodowcami, tylko pasjonatami, którzy chcą ciągle się rozwijać i dostarczać innym sympatykom jak najlepsze treści na portalu. Moim skromnym zdaniem od mniej więcej półtora roku „Fansy” zrobiły ogromny skok do przodu i całemu zespołowi należą się brawa. Wychowałem się ełkaesiacko na starszych odsłonach ŁKSFANS.pl i z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że obecna strona funkcjonuje jak za najlepszych czasów.

– Zastanawiałeś się, gdzie znajduje się granica pomiędzy tym, co tutaj pożądane, czyli ełkaesiackim punktem widzenia a tzw. rzetelnością?

– Zawsze staram się być rzetelny, choć są takie momenty, że serce często stara się usprawiedliwiać, gdy coś nie idzie po naszej myśli. Nigdy jednak nie kłamałem w swoich tekstach. Nigdy też nie chciałem działać na szkodę klubu. Klub i portal kibicowski powinny ze sobą współpracować na wielu płaszczyznach. Jesteśmy jedną wielką społecznością i powinniśmy robić wszystko dla dobra Łódzkiego Klubu Sportowego, nawet jeśli nie zawsze się ze sobą zgadzamy. Nie jesteśmy dziennikarzami, którzy opisują życie klubu. Jesteśmy ełkaesiakami.

– Specyfika pracy w serwisie kibicowskim różni się na przykład od pisania dla – w założeniu – bezstronnych portali czy gazet?

– Tak i bardzo często spotykam się tym problemem na co dzień, np. przy ocenach meczowych. Zawsze staramy się znaleźć choć malutkie pozytywy w grze danego piłkarza. Z wielkim bólem musimy dać komuś „1” czy „2”, ale to jest właśnie ta namiastka rzetelności. Przecież nie chodzi o to, żeby napisać po słabym meczu jakiegoś piłkarza, że rozegrał wybitne zawody. A rzetelność i systematyka nie pozwala nam naciągać ocen. Mamy nadzieję, że jeśli piłkarze to czytają, to po prostu podziała to na nich w sposób motywujący.

– Co skłania młodego człowieka, który przecież niedawno założył rodzinę, do zaangażowania się w tworzenie takiego portalu?

– Od zawsze lubiłem pisać o piłce nożnej. Oprócz kibicowania biało-czerwono-białym, mam jeszcze jeden klub, który jest głęboko w moim sercu – londyński West Ham United. Od wielu lat jestem redaktorem naczelnym polskiej strony whufc.pl i głównie tam spełniałem się, pisząc artykuły o tym klubie. Udało nam się fajnie „rozbujać” tę stronę i zachęcić wielu Polaków do kibicowania „Młotom”. Kiedyś w głowie zrodziła się myśl, „a może zacząć pisać też o ŁKS-ie”? Uważałem, że mam wystarczającą wiedzę na temat klubu i piłki nożnej, aby to zrobić.  Zbiegło to się z czasem, gdy niestety „fansy” mocno kulały i serwis nie działał tak prężnie jak dziś. Odezwałem się do pełniącego wówczas obowiązki redaktora naczelnego – Krzyśka Wrońskiego, który sprawdził moją wiedzę. Udało mi się załapać do redakcji i jestem w niej do dziś. Od kilkunastu miesięcy odgrywam w redakcji większą rolę i dzięki temu się spełniam w tym, co robię.

– Jesteście grupą pasjonatów, która redaguje jeden z najstarszych kibicowskich portali w Polsce bezinteresownie. Nierzadko kosztem prywatnego czasu i bliskich.

– Jest dokładnie tak jak mówisz. Codzienne funkcjonowanie portalu zajmuje bardzo dużo czasu. Ciągle musisz być pod tzw. „prądem”, bo informacje, które chcesz zamieścić na stronie pojawiają się praktycznie całą dobę. Wymaga to wielu wyrzeczeń i szukania wolnego czasu. Niestety, wiąże się to też z bardzo częstym korzystaniem ze smartfona – co nie do końca podoba się mojej żonie i bliskim [śmiech – przyp. red.]. Nie dziwię się im, ale niestety jeśli chcesz być na bieżąco i wrzucać informacje często jako „pierwszy”, to musisz ciągle być w pogotowiu. Ciężko określić ile czasu spędzam dziennie na tworzeniu, bo raczej nie da się tego dokładnie określić, ale naprawdę sporo. Ostatnio jest coraz trudniej pogodzić wszystkie obowiązki, bo niedawno urodziła nam się córeczka i tych zadań domowych jest coraz więcej.

– Kilkanaście lat temu, jeszcze w erze „przed-facebookowej”, redaktorzy „fansów” koordynowali swoją pracę za pomocą prywatnego forum internetowego. Dziś zapewne wygląda to inaczej.

– Co do samej pracy – największą robotę w naszej redakcji robi grupa na Messengerze. Tam ciągle wrzucamy informacje, dzielimy się pracą i dyskutujemy ma tematy sportowe, organizacyjne czy logistyczne. Gdy tylko pojawia się jakiś temat do spisania, to wówczas wymieniamy się poglądami i informujemy, kto jak stoi z wolnym czasem. Wtedy dany temat przypisujemy jednej osobie i publikujemy newsa. Tak jak mówiłem wcześniej, każdy z nas ma swoje inne obowiązki i niekiedy zdarza się, że artykuł pojawia się nieco później niż byśmy tego chcieli.

– Ta grupa na Messengerze ma wyłącznie charakter „roboczy”?

– Nie. Rozmowy na temat ŁKS-u toczą się u nas często po kilkanaście godzin dziennie. Dywagujemy nie tylko na temat tego, co ma się pojawiać na stronie, ale ponieważ jesteśmy kibicami i fanatykami futbolu –  rozmawiamy też o taktyce na mecz, czy formie zawodników. Fajnym przykładem wspólnej pracy redakcji są „oceny pomeczowe”. To zajmuje nam wiele czasu, bo bardzo często oglądam mecze biało-czerwono-białych kilka razy, aby uczciwie ocenić danego piłkarza. Wiemy, że czasami piłkarze też zapoznają się z naszymi ocenami. Podobnie ma się sytuacja z pytaniami na konferencję prasową – wspólnie je wymyślamy i najlepsze propozycje podsyłamy rzecznikowi prasowemu. Wiadomo, że najwięcej pracy przy portalu jest w weekendy, kiedy to najczęściej ŁKS rozgrywa mecze, nie tylko piłkarze, ale koszykarze, koszykarki i siatkarki, bo o wydarzeniach związanych z innymi sekcjami też informujemy na naszej stronie. Ja nie jestem łodzianinem, więc mój dzień meczowy trwa trochę dłużej – dochodzi przecież ok. godzinna podróż w jedną stronę.

– Co w tej pracy sprawia najwięcej problemu? Nie pytam o sprawy stricte warsztatowe, ale właśnie o specyfikę pracy, wiążącą się chociażby z niełatwą sztuką lawirowania pomiędzy – z jednej strony np. uczciwością względem czytelnika, z drugiej – względem klubu. Trudno znaleźć ten uczciwy „złoty środek”?

–  Myślę, że trzeba to sobie wypośrodkować. Często przy pisaniu artykułów – szczególnie tych bardziej opiniotwórczych, w głowie kłębi się sporo myśli. Wiadomo, najtrudniej jest, gdy drużynie nie idzie. Najłatwiej wtedy jest wylać swoje żale i cały gniew, przy pomocy klawiatury. Ale u mnie tak to nie działa. Każdego dnia staram się znaleźć ten złoty środek, aby nie słodzić zawodnikom, gdy drużynie nie idzie, bo przecież wtedy byśmy od razu stracili wiarygodność wśród kibiców, którzy regularnie czytają treści na naszym portalu. Z drugiej strony nie można też ganić klubu czy pracowników bez powodu. Najważniejsze w tym wszystkim jest to, aby zawsze zachować klasę i pisać w kulturalny sposób. Jeśli komuś należy się krytyka, to musi być konstruktywna. Często mam rozdarte serce, ale żeby zachować wiarygodność trzeba informować o sytuacji, tak jak wygląda ona naprawdę.

– Redaktor lksfans powinien być lojalny przede wszystkim wobec swoich czytelników, czy prawdy – jaka by ona była niekiedy niewygodna?

– Tak jak wspomniałem, trzeba informować czytelników o sytuacji w taki sposób, aby nie zatajać prawdy. Jeśli są do przekazania jakieś informacje mało pozytywne, lub się z nimi nie zgadzamy – to trzeba to zrobić w delikatniejszy sposób, aby nie powodować dodatkowego „hejtu”, skierowanego na zespół czy klub. Zebraliśmy doświadczenie i dzięki codziennej obserwacji, tego jak kibice odbierają nasze newsy – wydaje mi się, że wiemy jak to robić. Gdybym przeinaczał fakty lub wymyślał jakieś plotki transferowe, które nie mają żadnego pokrycia w faktach, to tracilibyśmy czytelników. Jesteśmy jedynym portalem o ŁKS-ie, z bogatą historią, więc wiadomo, że wiąże się to dużymi wymaganiami i oczekiwaniami. Z pełną świadomością mogę powiedzieć, że jestem zdania, iż udaje nam się temu sprostać. Robimy to z pasją i sercem, a ilość wyświetleń i interakcji na mediach społecznościowych napędza do jeszcze lepszej pracy.

– W tym roku lksfans.pl obchodzi dwudziestą rocznicę powstania. Odnoszę wrażenie, że poza technologią i możliwościami, zmieniło się bardzo dużo także w kwestii samego odbiorcy, czyli kibica ŁKS-u? To on i jego potrzeby wyznacza zmiany czy jednak bardziej rzeczona technologia?

– Na pewno technologia poszła tak do przodu, że ma to też wpływ na takie portale jak nasz. Doskonale pamiętam, nie będąc jeszcze w redakcji, gazetkę wydana przez ŁKSFANS.pl na 10-lecie portalu. Wtedy to było coś i każdy chciał to mieć. Mam tą gazetkę do dziś i sporo z tej lektury wyniosłem do własnej codziennej pracy przy stronie. Internet przejął większość treści i takie materiały (bardzo dobre) w formie papierowej sprzedają się już coraz gorzej – to smutne, ale niestety świat idzie w tę stronę. Dla przykładu – klub jeszcze niedawno wydawał świetny program meczowy „Nasza EŁKSA” – bardzo podobny do tego, który ma ogromne wzięcie m.in. w angielskiej Premier League.  Kibice długo domagali się takiego pisemka, które umili im oczekiwanie na emocje piłkarskie na stadionie. Niestety, sprzedaż była marna i już tego nie ma. To przykre, bo byłem wielkim fanem tego programu i wszystkie numery zajmują w moim domu wyjątkowe miejsce. Co zaś do 20-lecia, mamy pomysły na tę rocznicę. Na pewno będziemy chcieli wypuścić jakieś gadżety z tej okazji. Szykujemy kilka atrakcji. Mam nadzieję, że uda nam się pozytywnie zaskoczyć naszych czytelników.

– Jaki kierunek powinna obrać strona lksfans.pl w najbliższych kilku latach?

– Mamy bardzo dużo świeżych pomysłów. Głównie związanych z „opakowaniem” meczów. Mamy swoje cykle, które pojawiają się przed i po każdym ze spotkań. Dużo zależy też od ŁKS-u, bo doskonale wiemy, że gdy zespół jest w Ekstraklasie to mamy więcej i materiałów, i pola do popisu. Chcemy jak najlepiej „opakowywać” mecze i tutaj będziemy chcieli wprowadzić jeszcze dodatkowe rzeczy. Pamiętajmy też, że ŁKS to nie tylko piłka nożna. Coraz więcej działamy też z innymi sekcjami. W naszej redakcji ekspertem od sportów halowych jest Mateusz Dęderski i to głównie on odpowiada za działy koszykówki i siatkówki.

– Co poza tym?

– Chcemy też przeprowadzać więcej wywiadów, bo zauważyliśmy, że nasze „Rozmowy przy U2” zostały bardzo dobrze odebrane w ełkaesiackiej społeczności i to też będzie ważny element rozwoju portalu. Nasze wywiady są cytowane na najważniejszych portalach sportowych w Polsce i to jest ogromny kop do dalszej pracy. W ostatnich okienkach transferowych udało nam się też poinformować jako pierwszym o ew. transferach do klubu. Naszym celem jest to, aby kibice ŁKS-u w większości o tym co dzieje się w ŁKS-ie dowiadywali się za pośrednictwem lksfans.pl. Dużo pracy przed nami, ale rozwijamy się z każdym dniem.

– Jeszcze dziesięć lat temu to forum lksfans.pl było miejscem wymiany ełkaesiackiej myśli. Dziś tę funkcję pełnią również portale społecznościowe, różne grupy dyskusyjne na różnych portalach. To znak czasu? Myślisz, że formuła kibicowskiego forum w jakimś stopniu już się wyczerpała?

– W ostatniej dekadzie social media poszły tak do przodu, że świat forum, w tym lksfans.pl, niestety odchodzi już w zapomnienie. Ważne jest też jakie treści się tam pojawiają. Za starych czasów na forum można było dowiedzieć się wszystkiego – insiderskich informacji z życia klubu czy drużyny lub porozmawiać w gronie ełkaesiaków o rywalach i reprezentacji Polski. Obecnie coraz mniej tam ciekawych informacji, a związane jest to na pewno z tym, że spora grupa kibiców, którzy mają ciekawe poglądy, przeniosła się na Twittera – dlatego też reaktywowaliśmy nasz profil, który od jakiegoś czasu, funkcjonuje na bieżąco. Na Twitterze tętni życie ełkaesiackie.

– Dlaczego akurat tam?

– Twitter daje poczucie „bliskości” z klubem i innymi kibicami. Nie ma tam żadnego muru i kibice mogą napisać lub zapytać o coś – prezesa, pracownika klubu, piłkarza, dziennikarza czy innego kibica. Wiadomo, są też minusy i trzeba uważać na to, co się pisze. W internecie nikt nie jest anonimowy. Na Twitterze wystarczy oznaczyć kogoś, aby dana treść mogą trafić do większej ilości odbiorców. A wracając do forum to sam muszę przyznać, że prywatnie bardzo rzadko z niego korzystam, bo wolę szukać informacji lub podzielić się swoimi opiniami i refleksjami gdzie indziej. Zaglądam czasami, ale głównie z „redaktorskiego” obowiązku.

– Kim jest jeden z czołowych redaktorów popularnych „fansów”?

– W maju skończę 30 lat. Wierzę, że ŁKS i WHU sprawią mi prezenty w postaci awansu i wywalczenia awansu do Ligi Mistrzów.  Pracuje od wielu lat w jednej z większych europejskich firm logistycznych. ŁKS dzięki tacie jest w mojej rodzinie już ponad 50 lat. Ja świadomie kibicuję „Rycerzom Wiosny” od 1998 roku, a więc wstrzeliłem się idealnie i pamiętam ostatnie mistrzostwo Polski zdobyte przez piłkarzy z alei Unii. Często z bratem słuchaliśmy opowieści taty z dawnych lat, o występach śp. Stanisława Terleckiego czy innych świetnych sportowców spod herbu przeplatanki. Często właśnie w trójkę z tatą i bratem podróżujemy na mecz. Oni na trybunę, a ja na „prasówkę”. Coraz częściej pojawia się też z nami mój 6-letni bratanek, który już też jest ełkaesiakiem.

Ile tego ŁKS-u jest w codziennym życiu Piotra Świtalskiego? Wykluczmy z tego wszystkie pojęcia abstrakcyjne, takie jak „pasja” i „miłość”.

– ŁKS jest w mojej głowie 24 godziny na dobę. Nawet przed snem często myślę o tym jak trener ustawi zespół lub czy znów zdominujemy rywala. Kto zagra? Kto nie zagra w następnym meczu?  Jestem tym typem kibica, którzy żyje klubem non stop. Codziennie szukam informacji o naszym klubie, dyskutuję z przyjaciółmi czy innymi kibicami, o ŁKS-ie. Staram się dowiadywać o tym, co obecnie dzieje się przy alei Unii 2. Bardzo się cieszę, że mogę też o tym informować na łamach lksfans.pl. Mój tata i starszy brat też są zagorzałymi sympatykami ŁKS-u i gdy tylko się spotykamy, to rozmawiamy głównie o piłce, a w większości o biało-czerwono-białych. Zdaniem naszych najbliższych często przesadzamy, ale ja bym tak tego nie nazwał. ŁKS to zdecydowanie jedna z moich życiowych dróg i większość mojego świata kręci się wokół niego.

– A w jaki sposób w twoim życiu pojawił się West Ham United, bo to nie tajemnica, że jesteś bardzo zaangażowany także w życie polskiej społeczności londyńskiego klubu?

– West Ham pojawił się w moim życiu tak na serio w 2005 roku. Od zawsze byłem wielkim fanem angielskiej piłki. Emocjonowałem się świetnymi występami Manchesteru United za czasów Sir Alexa Fergusona, czy Arsenalem za czasów „The Invincibles”. Ale jakoś żaden klub do mnie nie przemawiał na tyle, aby być ich kibicem. Lubiłem West Ham, bo to klub o wielkich tradycjach – trzech Młotów poprowadziło reprezentację Anglii do jednego zwycięstwa na mundialu w 1966 roku, czyli Bobby Moore, Geoff Hurst, Martin Peters – i potencjale kibicowskim. Kibice Młotów znani są na całym świecie, co pokazuje film „Hooligans”. Podziwiałem Paolo Di Canio i strasznie podobał mi się herb w postaci dwóch skrzyżowanych Młotów. W 2005 roku jakoś zainteresowałem się klubem na poważnie. Śledziłem każdy mecz, interesowałem się piłkarzami, aż to wszystko jeszcze bardziej mnie pochłonęło. Z początkiem mojej fascynacji WHU, ruszył też portal whufc.pl, zrzeszający fanów Claret & Blue Army. I wtedy zaczęła się u mnie tzw. „jazda bez trzymanki”. Od ponad 10 lat oglądam każdy mecz West Hamu, często kosztem pewnie bardziej widowiskowych spotkań (np. w Lidze Mistrzów). Tylko sprawy rodzinne lub zawodowe mogą mi przeszkodzić w obejrzeniu spotkania. Nawet z żoną mam już taki układ, że nigdy nie ma problemu z obejrzeniem meczu West Hamu i ŁKS. Z innymi spotkaniami bywa różnie [śmiech – przyp. red.].

– Poza „fansami” jest więc i drugi portal, w którym Piotr Świtalski realizuje się pod względem redaktorskim.

– Jeśli chodzi o redakcję WHUFC.PL, to trafiłem tam na początku istnienia portalu, ale byłem krótko, ponieważ chciałem się spełniać jako piłkarz ręczny. Po prostu brakowało na to czasu. Wróciłem do pisania w 2013 roku, już jako ukształtowany kibic. Od wielu lat pełnię funkcję redaktora naczelnego West Ham Poland. Promujemy w Polsce West Ham jak tylko potrafimy, a największym naszym ambasadorem jest Łukasz Fabiański. 2 kwietnia świętowaliśmy 15-lecie portalu, a co za tym idzie na oficjalnej angielskiej stronie Młotów pojawił się wywiad z moim serdecznym kolegą i założycielem portalu. Klub zapewnia nas, że gdy tylko będzie można swobodnie podróżować i wrócić na stadiony – to przy wizycie na London Stadium zorganizuje nam spotkanie z reprezentantem Polski. Byliśmy już na kilku meczach – na starym Boleyn Ground, ale także na nowym London Stadium. Miałem okazję z bliska zobaczyć zwycięstwo Młotów 3:1 nad Manchesterem United – niezapomniane przeżycie. Jestem też wielkim fanem stadionów piłkarskich i przy okazji podróży do Londynu udało nam się w jeden dzień podjechać na 10 stadionów w Londynie.

– Ta polska społeczność sympatyków „Młotów” jest dziś liczna?

– Nasza grupa na facebooku liczy ponad 700 osób. Mamy świadomość tego, że Młoty nie mają takiej bazy fanów jak najlepsze angielskie kluby, ale z każdym rokiem jest nas coraz więcej, co jest na pewno powodem do dumy. Idziemy też z duchem czasu i niedawno uruchomiliśmy aplikację WHUFC.PL, aby nasi czytelnicy mogli jeszcze szybciej dotrzeć do treści o ukochanym klubie.

– Cały entourage, rzeczywistość i okoliczności są oczywiście krańcowo różne w przypadku dwóch twoich ulubionych klubów, ale czy dostrzegasz jakieś punkty zbieżne, coś co łączy lub potencjalnie może je łączyć?

Coś w tym jest, na pewno. Zauważyłem niedawno na Twitterze, że kilku kibiców ŁKS-u, sympatyzuje też z West Hamem. Na pewno oba kluby łączy przywiązanie kibiców. West Ham jest znany w Europie z fantastycznej bazy kibiców i to samo ma miejsce z naszym ŁKS-me. Jesteśmy w czołówce Polski, tak jak West Ham jest w topie angielskim. Kolejna rzecz to przywiązanie do miasta. WHU jest bardzo zakorzeniony w londyńskiej społeczności i ważny dla miasta. Dowodem na to może być to, że to właśnie West Ham otrzymał od miasta stadion olimpijski (chętnych było wielu m.in. Tottenham) na którym odbywały się IO w 2012 roku. Wiemy też jak ważna dla kibiców ŁKS jest Łódź.


Rozmawiał: Remek Piotrowski

Czytaj także inne artykuły z kibicowskiego cyklu:



Sponsorzy główni

Sponsorzy

Partner strategiczny

Partnerzy

Partnerzy

Partnerzy

Partnerzy

Partner techniczny

Partner medyczny