112 lat temu ŁKS świętował otwarcie własnego boiska. A świętować było co, bo ten pierwszy prawdziwie ełkaesiacki adres stał się fundamentem dalszego rozwoju klubu.
Czy bez Srebrzyńskiej nie byłoby al. Unii, a tym samym być może ŁKS-u? To odważna teza, tym bardziej, że ełkaesiacy ze swojego pierwszego w historii obiektu cieszyli się zaledwie dwa lata, czyli tylko do wybuchu pierwszej wojny światowej. Coś niecoś chyba jest tu jednak na rzeczy, skoro nawet Henryk Lubawski, jeden z członków klubu, stwierdził na początku lat 30., że boisko przy ulicy Srebrzyńskiej „stało się fundamentem przyszłego normalnego rozwoju Ł.K.S-u”.
Dlaczego? Otóż wydaje się, że gdyby łódzki klub nie otrzymał w 1912 roku terenu o powierzchni czterech mórg, prawdopodobnie nie zyskałby takiej popularności wśród łodzian jeszcze przed wybuchem pierwszej wojny światowej. A właśnie ta popularność pozwoli później rozpędzić się ŁKS-owi w dwudziestoleciu międzywojennym.
Prezes daje przykład
Na siłę klubu w pierwszych latach jego istnienia pracowała przede wszystkim tzw. inteligencja pracująca, której w tamtej Łodzi, jak to ujął Jan Jarkiewicz, „nie kapało po brodzie”. Ełkaesiaków nie stać było na własny obiekt, na szczęście władze Towarzystwa Akcyjnego I. K. Poznański w osobach Maurycego Poznańskiego i Maurycego Hertza nader życzliwym okiem spoglądali na rozwój nowego klubu sportowego, co w połączeniu z aprobatą kierownika zakładów Wiliama Horrocksa pozwoliło ełkaesiakom na przeprowadzkę pod nowy adres.
Duża w tym zasługa ówczesnego prezesa klubu. Wacław Taubwurcel głowę miał nie od parady i to on jako pierwszy zwrócił uwagę na placyk przy ulicy Srebrzyńskiej. Po uzyskaniu zgody właścicieli terenu, ełkaesiacy na czele ze swoim prezesem, który ponoć nie wstydził się złapać za łopatę, zakasali rękawy.
– Na koszt zakładów zniwelowano teren o powierzchni 4 mórg [dla porównania – przy al. Unii 2 dostaną potem ełkaesiacy dziesięć mórg – przyp. wł.], posiano trawę, ogrodzono teren płotem i samo boisko drewnianą barierką, zbudowano szatnie, loże i ławki dla widzów. Prace postępowały bardzo szybko przez wiosnę, tak że po otwarciu boiska pozostało do wykonania boisko do lekkoatletyki, wykończenie kortów tenisowych i „hockey’a dla pań” – napisał Jacek Strzałkowski w książce wydanej z okazji 75-lecia klubu.
Bezdomny klub, skazany dotąd na łaskę swoich niemieckich konkurentów, po raz pierwszy znalazł się w posiadaniu własnego obiektu, w dodatku najlepiej urządzonego w całym mieście! Co więcej, choć dziś może to niektórych śmieszyć, ogromnym atutem tej lokalizacji, co miało wpływ na promocję klubu, była bliskość przystanku linii tramwajowej dochodzącej do Starego Cmentarza. Z tego potencjału drzemiącego w Srebrzyńskiej ełkaesiacy skrzętnie skorzystali.
Gdyby nie Srebrzyńska…
Dokładnie 112 lat temu, w czwartek 16 maja 1912 roku o godzinie wpół do trzeciej po południu nastąpiło uroczyste otwarcie obiektu przy ulicy Srebrzyńskiej 37/39. Proboszcz parafii świętego Józefa przy ulicy Ogrodowej, ksiądz Henryk Przeździecki, w obecności sportowców ŁKS-u, władz klubowych i dwóch tysięcy sympatyków sportu dokonał aktu poświęcenia, a następnie wygłosił odczyt w duchu „Mens sana in corpore sano”. Głos zabrał także Maurycy Hertz, następnie rozpoczęły się zawody lekkoatletyczne, a crème de la crème całej imprezy stanowił zaplanowany na godzinę piątą po południu „match footballowy”.
Ełkaesiacy zmierzyli się z AZS-em Kraków i dostali tęgie lanie, bo goście spod Wawelu przewyższali wówczas łodzian kulturą gry o co najmniej klasę. ŁKS przegrał 1:5, a redaktor Kamiński z „Rozwoju” stwierdził, że „ze strony łódzkiej grano opieszale. Tylko atak pracował składnie”, choć drużyna nie traciła „animuszu tak, że przed samym końcem udało się jej uzyskać jedyny goal strzelony przez p. Hankego II”.
ŁKS nie potrafił w tamtym czasie dotrzymać kroku najlepszym na ziemiach polskich drużynom z Galicji, ale za sprawą nowego boiska (udostępnianego również młodzieży z pobliskich szkół!) i metod treningowych „ściągniętego” spod Wawelu Bernarda Millera szybko nadrabiał zaległości. Jeszcze w tym samym 1912 roku ełkaesiacy cieszyli się ze swojego pierwszego w historii triumfu, czyli Pucharu Smitha i Gilchrista przyznawany za zwycięstwo w rozgrywkach Lodzer Fussball Verband.
W 1914 roku wybuchła pierwsza wojna światowa, a w połowie następnego roku boisko zajęli okupujący miasto Niemcy. Na pięknie urządzonym wysiłkiem wielu łodzian placu zaczęto uprawiać… ziemniaki, a ogrodzenie, ławki i drewniany sprzęt bardzo szybko rozebrano na opał. Srebrzyńska popadła w ruinę i po wyzwoleniu ełkaesiacy nie mieli już do czego wracać. Zapominać o niej jednak nie wypada. Kto wie, co by było, gdyby tego adresu zabrakło w historii najstarszego łódzkiego klubu.