Mecze ŁKS-u z Koroną Kielce i Radomiakiem zostały przełożone, ale nie martwmy się, bo rywalizacją z tymi drużynami będziemy się przecież wkrótce jeszcze emocjonować. Sprawa gorzej wyglądała w przeszłości, gdy ełkaesiakom przeszło obok nosa kilka innych ważnych spotkań oraz atrakcyjnych wyjazdów. Oto pięć ciekawie zapowiadających się meczów ŁKS-u, które nie zostały rozegrane.
FC Barcelona
Pod koniec sierpnia 1923 roku piłkarze ŁKS-u przebierali nóżkami. Wyjazd do Hiszpanii i możliwość rozegrania tam kilku meczów dane były przed drugą wojną światową tylko nielicznym, nic zatem dziwnego, że cała sportowa Łódź żyła daleką wyprawą swojej drużyny.
I właśnie wtedy, tuż przed wyjazdem, jak grom z jasnego nieba spadły na miasto włókniarzy wieści z Poznania. Warta nie wyraziła zgody na przełożenie wcześniej zaplanowanego meczu i tym samym uniemożliwiła łodzianom wyprawę na Półwysep Iberyjski. PZPN opowiedział się po stronie „Warciarzy” – klamka zapadła. Było czego żałować, bo w trakcie tournée ełkaesiacy prawdopodobnie mieliby szansę zmierzyć się z Realem Madryt, Valencią czy FC Barceloną.
Dodajmy, bo niewielu o tym wie, że ostatni z wymienionych klubów blisko dziesięć lat później miał przyjechać do Łodzi. Pod koniec maja 1932 roku prasa informowała, że słynna katalońska drużyna zmierzy się z ŁKS-em 31 lipca, niestety José Samitierowi (jeden z najlepszych strzelców w historii FC Barcelony) i jego kolegom widać niepisany był pojedynek z ełkaesiakami, bo i do tego meczu koniec końców nie doszło.
Mecz odwołany
Jeszcze w czwartek 31 sierpnia 1939 roku łódzkie gazety donosiły o rozpoczynającej się za trzy dni jesiennej rundzie mistrzostw piłkarskich łódzkiej klasy A, a że zeszłorocznego spadkowicza z ekstraklasy czyli ŁKS czekał wyjazdowy pojedynek z Lechią Tomaszów Mazowiecki, kibice i włodarze łódzkiego klubu zacierali ręce. Właśnie wtedy kierownictwo ŁKS-u postanowiło odmłodził kadrę zespołu, m.in. pozyskując z ŁTSG Mieczysława Królewieckiego, który miał wzmocnić siłę rażenia ełkaesiaków. Niestety, na ten swój debiut w barwach ŁKS-u przyszło Królewieckiemu poczekać kilka lat, bo zaplanowany na 3 września mecz ŁKS-u z Lechią nie został rozegrany. Hitler i Stalin mieli inne plany.
Co przy al. Unii 2 robił Mr. Taggart?
10 sierpnia 1957 roku ŁKS zainaugurował rundę rewanżową od wysokiego zwycięstwa 8:1 nad Lechem Poznań, które przeszło do historii jako najwyższa wygrana łodzian w ekstraklasie. Tamtego dnia, wśród 20 tysięcy łódzkich kibiców na trybunie stadionu przy al. Unii 2, znalazł się też gość ze Szkocji. Pan Taggart, który przybył do miasta włókniarzy specjalnie dla „Rycerzy Wiosny” był pod dużym wrażeniem i gry, i atmosfery panującej na łódzkim stadionie.
– Gracie skutecznie i ładnie, a to u nas ceni się najwyżej. Zaraz po powrocie do kraju rozpocznę starania o doprowadzenie do meczu ŁKS – Dundee – powiedział Szkot i zdaje się, że miał tu na myśli spotkanie z Dundee FC, które pięć lat później zdobyło jedyne w swojej historii mistrzostwo Szkocji. Niestety, do meczu ze znanym klubem ostatecznie nie doszło.
Australia nie dla naszych
Ełkasiakom przeszły obok nosa nie tylko mecze z Barceloną i Realem Madryt, ale i atrakcyjne tournée po Australii. W połowie lat 70. pewna sportowa organizacja z tamtego kraju, w której nie brakowało polskich emigrantów, za pośrednictwem znanego łódzkiego dziennikarza Adama Ochockiego zaproponowała piłkarzom ŁKS-u rozgranie w Australii kilku meczów z miejscowymi drużynami, co więcej, nasz zespół za każde takie spotkanie miał zgarnąć tysiąc dolarów.
Przyjazd łodzian zaplanowano na przełomie stycznia i lutego 1975 roku. Australijskie gazety – o czym wspominał Adam Ochocki – „piały peany na cześć Janka Tomaszewskiego, najlepszego bramkarza wszechczasów”, a ełkaesiacy zacierali ręce, ciesząc się na daleką wyprawę, niestety kilkanaście tygodni przed planowanym odlotem wyjazd odwołano. Dlaczego w miejsce ŁKS-u do Australii wybrała się koniec końców Legia? Adam Ochocki stwierdził na łamach wspomnień, że ełkaesiacy w tym czasie przegrywali mecz za meczem w lidze, więc polskie władze futbolowe wysłały do Australii Deynę i spółkę.
Nie dopłynęli na brzeg Tygrysu
Niewielu pamięta, że na początku 2004 roku ełkaesiakom przeszły obok nosa także mecze z zespołami z… Iraku. Co prawda, renomę rywali, z którymi mieli spotkać się łodzianie w dalekim Bagdadzie i Nadżafie należałoby uznać za wątpliwą, ale i tak znaleźli się ponoć w łódzkim klubie entuzjaści takiego wyjazdu. Koniec końców do meczów ŁKS-u w Iraku nie doszło, bo ktoś przytomny poszedł po rozum do głowy i stwierdził, że sytuacja w tym kraju wciąż nie sprzyja podobnym eskapadom.