Piłkarze rezerw ŁKS-u nie zwykli w tym sezonie zawodzić, więc i nie zawiedli w decydującym meczu. W 35. kolejce niepokonany lider IV ligi wygrał z Borutą Zgierz 6:1, dzięki czemu zespół trenerów Marcina Matysiaka i Pawła Drechslera zapewnił sobie awans do trzeciej ligi.
Zaledwie siedem lat temu cieszyliśmy się z awansu pierwszej drużyny Łódzkiego Klubu Sportowego do trzeciej ligi. Dzisiaj sztuka ta udała się czwartoligowym (jeszcze przez kilka tygodni) rezerwom naszego klubu, które właśnie w upalny środowy wieczór postawiły kropkę nad „i”.
Co prawda chwilę po pierwszym gwizdku zgierzanie postraszyli lidera dwoma strzałami z dystansu (m.in. zaskakujące uderzenie Patryka Pietrasiaka z kilkudziesięciu metrów zatrzymał czujny w bramce gospodarzy Michał Kot), lecz był to raczej wyjątek od reguły niż jakiś dobitny wyraz przewagi przyjezdnych.
Podopieczni trenerów Marcina Matysiaka i Pawła Drechslera częściej utrzymywali się przy piłce, odważniej angażowali się w akcje ofensywne i w 8. minucie tę swoją wyraźną przewagę udokumentowali pierwszym golem. Największa w tym zasługa Oskara Koprowskiego (tu w roli asystenta) oraz Macieja Radaszkiewicza, który spuentował akcję łodzian soczystym i co jeszcze ważniejsze, celnym uderzeniem z woleja.
Młodzi „Rycerze Wiosny” nie zwalniali tempa i siedem minut po pierwszym golu cieszyli się z drugiego trafienia. Było na czym oko zawiesić, bo za godne uwagi należałoby uznać i koronkową akcję zainicjowaną przez Jakuba Romanowicza wespół z Dariuszem Gmosińskim, i serię krótkich podań na przedpolu bramki Boruty zwieńczoną podaniem Macieja Radaszkiewicza na drugą stronę pola karnego, i w końcu precyzyjną finalizację autorstwa Artura Sójki.
Niewiele zresztą brakowało, aby bezradny w dwóch wspomnianych sytuacjach Dominik Wężyk chwilę po tym wyciągał futbolówkę z siatki ponownie, ale tym razem Dariusz Gmosiński przegrał pojedynek z golkiperem, podobnie jak przed upływem drugiego kwadransa, kiedy bramkarz gości zatrzymał szarżę ełkaesiaka odważną interwencją (gwoli ścisłości odnotujmy doskonałe prostopadłe podanie Mieszko Lorenca, bo dzięki niemu skrzydłowy stanął „oko w oko” z bramkarzem Boruty).
Zgierzanie na boisku ośrodka treningowego Akademii ŁKS szukali szczęścia za pomocą długich podań, nierzadko z pominięciem drugiej linii i na nieszczęście gości, zazwyczaj czytelnych dla dobrze zorganizowanej defensywy łodzian. Zgoła inaczej ŁKS. Ten postawiły m.in. na szybką wymianę podań oraz umiejętnie zakładany w wybranych sektorach boiska pressing, który pozwalał gospodarzom co rusz nękać rywala a to prawą flanką, a to lewym skrzydłem.
W 33. minucie Michał Karlikowski swój rozpoczęty w okolicach właśnie lewego narożnika szesnastki rajd zakończył „przełożeniem” dwóch obrońców Boruty i dokładnym dograniem piłki w tempo do Jakuba Romanowicza. Ten przyjął futbolówkę zanim defensor zdołał wykonać wślizg, więc po tym naszemu pomocnikowi pozostało jedynie precyzyjnie kropnąć do siatki, z czym ełkaesiak nie miał zresztą problemu. Co na to przyjezdni? W doliczonym czasie gry odgryźli się strzałem Mateusza Misiaka, lecz po uderzeniu byłego piłkarza ŁKS-u piłka odbiła się od słupka.
W pierwszym kwadransie po zmianie stron ełkaesiacy kontrolowali przebieg wydarzeń na boisku i niewiele wskazywało na to, że podopieczni trenera Radosława Koźlika zdołają w środowy wieczór pokrzyżować plany liderowi. Niestety, w 60. minucie pierwszy tak poważny błąd w defensywie kosztował łodzian i stratę zawodnika, i gola. Zdaniem arbitra Stanisław Lasota zatrzymał w polu karnym rywala niezgodnie z przepisami, więc sędzia najpierw wskazał na wapno, a następnie „poczęstował” defensora czerwonym kartonikiem.
Patryk Pietrasiak wykorzystał jedenastkę, a kilkadziesiąt sekund później zmarnował jeszcze szansę na zdobycie gola kontaktowego (strzał głową piłkarza Boruty obronił Michał Kot), więc zespół ze Zgierza miał prawo wierzyć w tym momencie, że nie wszystko jeszcze w Łodzi stracone.
Ten optymizm trzeciej drużyny czwartej ligi stłumiły w zarodku dwa wydarzenia. Najpierw Mieszko Lorenc uruchomił kilkudziesięciometrowym podaniem Michała Karlikowskiego, ten wymienił piłkę z Dariuszem Gmosińskim i pomimo ostrego kąta, za sprawą oddanego z chirurgiczną precyzją strzału, podwyższył prowadzenie, z kolei w 70. minucie drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartką arbiter ukarał obrońcę Boruty, Damiana Bierżyńskiego.
W końcówce spotkania szkoleniowcy rezerw ŁKS-u wprowadzili na murawę kilku zmienników i właśnie jeden z nich – Marcel Wszołek – precyzyjnym uderzeniem z kilkunastu metrów zdobył piątą bramkę dla ełkaesiaków. I na tym nie koniec, bo rozpędzonym gospodarzom wciąż było mało, więc w ostatnich sekundach spotkania kropkę nad „i” postawił Mateusz Bąkowicz. Chwilę po trafieniu obrońcy sędzia zakończył zawody, a na boisku przy ul. Krańcowej łodzianie rozpoczęli świętowanie.
Zwycięstwo nad Borutą Zgierz zapewniło podopiecznym trenerów Marcina Matysiaka i Pawła Drechslera awans do trzeciej ligi już trzy kolejki przed końcem rozgrywek. W następnej serii spotkań łodzianie zmierzą się na wyjeździe z Jutrzenką Wartą.
35. kolejka IV ligi / ŁKS II Łódź – MKP Boruta Zgierz 6:1 (3:0)
Składy: