25 lat temu ŁKS znalazł się na ustach całej sportowej Polski. „Rycerze Wiosny” sięgnęli po mistrzowski tytuł, a że w niedzielę spotkamy się z bohaterami z 1998 roku na meczu z Resovią, przypomnijmy tamten magiczny sezon w telegraficznym skrócie. Mecz po meczu. Kolejka po kolejce. Aż do szczęśliwego finału.
Od główki Krysiaka do strzału Wieszczyckiego na wagę mistrzostwa. Przeżyjmy to jeszcze raz. A potem spotkajmy się z bohaterami sprzed 25 lat na niedzielnym meczu z Resovią. Oni tam będą. Musicie być i Wy!
1. kolejka: ŁKS – Zagłębie Lubin 1:0 (0:0) | 6. miejsce w tabeli
ŁKS nie był faworytem do mistrzowskiego tytułu. Przebąkiwano jedynie, że łodzianie mogą stać się „trzecią siłą ligi”, bo dwa pierwsze miejsca eksperci tradycyjnie zarezerwowali dla Legii i Widzewa. Sukces rodził się w bólach, a początek tamtego sezonu był jak premierowy mecz – trochę oporny, trochę nieprzekonujący, choć lubinianie wiele minut grali w Łodzi w osłabieniu. Skończyło się szczęśliwie, bo Grzegorz Krysiak wsadził głowę tam, gdzie inni baliby się wsadzić nogę. Drużyna zarządzana przez Antoniego Ptaka zainaugurowała sezon zwycięstwem.
2. kolejka: Górnik Zabrze – ŁKS 3:1 (1:0) | 12. miejsce, 3 pkt do lidera
Ciężko stwierdzić, czy Górnik był tego dnia dnia wyraźnie lepszy, bo ełkaesiacy kończyli mecz w… dziewiątkę, a pierwszą z tych dwóch czerwonych kartek – dla Saulo – sędzia pokazał już po półgodzinie gry. Na otarcie łez pozostała nam bramka Tomasza Kłosa, który jako jeden z nielicznych naszych piłkarzy wystrzelił z formą od początku sezonu.
3. kolejka: ŁKS – Wisła Kraków 0:1 (0:0) | 13. miejsce, 4 pkt do lidera
W pierwszych trzech meczach mistrzowskiego sezonu 1958, „Rycerze Wiosny” Władysława Króla zdobyli zaledwie dwa punkty. Czterdzieści lat później było niewiele lepiej, a po niespodziewanej porażce ze skazywaną na spadek Wisłą (sponsor pojawi się w Krakowie kilka miesięcy później), złośliwi śmiali się nawet, że ŁKS może i jest „trzecią siłą ligi”, ale do spadku.
4. kolejka: Odra Wodzisław Śląski – ŁKS 1:2 (0:0) | 10. miejsce, 3 pkt do lidera
Kiedy sprawozdawca legendarnego studia „S-13” po godzinie gry obwieścił radiosłuchaczom, że Bogdan Prusek wymanewrował łódzką defensywę i Odra prowadzi z ŁKS-em 1:0, przewróciliśmy tylko oczami. Potem co kilka minut słyszeliśmy ciągle to samo – „W Wodzisławiu bez zmian” – więc powoli godziliśmy się z kolejną stratą punktów. I nagle ełkaesiaków coś jakby natchnęło. W ostatnich dziesięciu minutach po dwóch rzutach rożnych egzekwowanych przez Mirosława Trzeciaka – Tomasz Kłos i Marek Saganowski zapewnili łodzianom zwycięstwo. Odetchnęliśmy z ulgą.
5. kolejka: ŁKS – Raków Częstochowa 2:1 (1:1) | 3. miejsce, 3 pkt do lidera
W meczu z zespołem spod Jasnej Góry, który wtedy jeszcze nie był na ustach całej futbolowej Polski, tylko bronił się przed spadkiem, znów długo nic się nam nie kleiło, ba, goście szybko objęli prowadzenie i chociaż przed przerwą, po raz pierwszy tej jesieni, błysnął Rodrigo Carbone, przez wiele minut drugiej połowy zanosiło się na podział punktów, bo bramkarz Marek Matuszek bronił jak w transie. Dopiero w 87. minucie sprawy w swoje ręce wziął Tomasz Cebula. Na jego słynną kiwkę nabrał się tym razem Robert Załęski, „Cebulowy” został sfaulowany, sędzia gwizdnął karnego, a Tomasz Kłos huknął jak z armaty i wyrwaliśmy kolejny komplet punktów. ŁKS wskoczył na podium i nie opuści go aż do końca rozgrywek.
6. kolejka: Ruch Chorzów – ŁKS 0:2 (0:2) | 2. miejsce, 3 pkt do lidera
Pierwszy w tamtym sezonie tak dobry mecz zespołu trenerów Marka Dziuby i Ryszarda Polaka. Wynik ustaliliśmy już po półgodzinie gry i golach Rodrigo Carbone oraz Zbigniewa Wyciszkiewicza. Potem Ruch bił głową w szczelny łódzki mur, a łodzianie spokojnie rozgrywali piłkę. Maszyna się rozpędzała.
7. kolejka: ŁKS – Polonia Warszawa 2:0 (0:0) | 2. miejsce, 0 pkt do lidera
„Czarne Koszule” były groźnym zespołem, ale w Łodzi koniec końców niewiele miały do powiedzenia, chociaż na gole czekaliśmy bardzo długo (dopiero po 70. minucie z karnego trafił Tomasz Kłos, a chwilę po nim po kontrze zainicjowanej przez Witolda Bendkowskiego i podaniu Marka Saganowskiego poprawił jeszcze Rafał Niżnik). Dominacja łodzian nie podległa dyskusji. – Zmazaliśmy plamę po odpadnięciu z Pucharu Polski – powiedział po meczu trener Marek Dziuba, bo istotnie, kilka dni wcześniej łodzianie przegrali nieoczekiwanie z Górnikiem Łęczna.
8. kolejka: Dyskobolia Grodzisk Wielkopolski – ŁKS 0:0 | 2. miejsce, 0 pkt do lidera
Mecz bez historii, w którym ŁKS miał wyraźną przewagę, lecz nie znalazł sposobu na kapitalnie dysponowanego bramkarza Tadeusza Fajfera. Trener łodzian nie gryzł się w język po końcowym gwizdku. – Takich sytuacji, jaką miał Saganowski, nie można marnować – stwierdził na pomeczowej konferencji prasowej Marek Dziuba, który po tym meczu po raz pierwszy w tym sezonie zamienił się miejscami na ławce trenerskiej z Ryszardem Polakiem.
9. kolejka: ŁKS – Pogoń Szczecin 1:1 (1:0) | 2. miejsce, 2 pkt do lidera
Starcie z „Portowcami” długo przypominało wygrane przez ełkaesiaków zawody z Ruchem czy Polonią, a gdy Tomasz Kłos huknął z rzutu wolnego, jak to zręcznie ujął red. Mikołaj Madej, „zawstydzając kolejny raz łódzkich napastników” (obrońca znajdował się na czele listy ekstraklasowych strzelców) spodziewaliśmy się kolejnego zwycięstwa. Humory popsuł nam w drugiej połowie płaski strzał Grzegorza Nicińskiego. Najbardziej narzekano na Mirosława Trzeciaka i tylko Ryszard Polak zachowywał spokój. – Wierzę, że odnajdzie formę sprzed pół roku – zapewniał szkoleniowiec.
10. kolejka: Stomil Olsztyn – ŁKS 1:3 (1:2) | 2. miejsce, 2 pkt do lidera
W Olsztynie ŁKS potrzebował dwóch kwadransów, żeby się rozkręcić, ale potem dał pokaz siły. Dorobkiem strzeleckim podzielili się Marek Saganowski, Rodrigo Carbone i oczywiście Tomasz Kłos, łodzianie dopisali sobie kolejne zwycięstwo i tylko Mirosław Trzeciak, król strzelców poprzednich rozgrywek, miał markotną minę, bo wciąż nie mógł trafić do siatki, chociaż co chwila asystował przy trafieniach kolegów.
11. kolejka: ŁKS – Petrochemia Płock 5:0 (2:0) | 2. miejsce, 0 pkt do lidera
Kapitalne interwencje Bogusława Wyparły stłumiły impet gości na początku spotkania, a potem ŁKS zagrał koncertowo także z przodu – szybko, kombinacyjnie i z polotem. Grzegorz Krysiak zadedykował gola swojemu nowonarodzonemu synowi, dwukrotnie do siatki trafili Rodrigo Carbone i Marek Saganowski. Mistrzowską formę łodzian docenił nawet trener gości, słynny Bogusław Kaczmarek, który piękną bramkę „Sagana” skwitował rzęsistymi brawami. ŁKS nabierał rozpędu, co więcej znów zrównał się punktami z liderem.
12. kolejka: Amica Wronki – ŁKS 0:1 (0:1) | 2. miejsce, o pkt do lidera
Na ironię losu zakrawa fakt, że bohaterem meczu rozegranego na zaśnieżonym boisku we Wronkach, został Brazylijczyk. Rodrigo Carbone w takiej pogodzie rzadko miał okazję grać w piłkę, na szczęście to on uwolnił się spod opieki obrońców po akcji Mirosława Trzeciaka i celnym strzałem głową zapewnił gościom trzy punkty. Drużyny trenera Ryszarda Polaka potrafiły pięknie grać w piłkę, ale gdy okoliczności temu nie sprzyjały, doświadczony szkoleniowiec nie miał skrupułów. – Trudno było coś wymyślić w tym śniegu, więc jak najdalej wybijaliśmy piłkę, którą próbowaliśmy przechwycić na połowie przeciwnika – przyznał Ryszard Polak. W tej samej kolejce wysoko z Rakowem wygrał Widzew, zatem na fotel lidera musieliśmy jeszcze poczekać.
13. kolejka: ŁKS – GKS Katowice 0:0 | Lider! 1 pkt przewagi
Okazji było bezliku. Próbowali Saganowski, Trzeciak, Carbone, Pawlak i Lenart, a Niżnik trafił w słupek. Piłka nie chciała tego dnia wpaść do bramki strzeżonej przez Mariusza Luncika i GKS, grający niemal cały mecz, dziesięcioma zawodnikami w obronie, wywiózł z Łodzi cenny dla siebie punkt. Grymasiliśmy nieco na ten bezbramkowy remis, ale już wkrótce humory wszystkim mocno się poprawiły. Legia wygrała w Warszawie z Widzewem i dzięki temu po 13. kolejce „Rycerze Wiosny” pierwszy raz w tamtym sezonie zostali liderem ekstraklasy. Jeszcze wtedy myśl o tym, że na tym samym miejscu w tabeli zastanie nas koniec sezonu, trochę nie mieściła się w głowie.
14. kolejka: Legia Warszawa – ŁKS 1:1 (0:1) | 2. miejsce, 1 pkt do lidera
ŁKS rozegrał na Łazienkowskiej jeden z najlepszych meczów. Przed przerwą Legia niewiele miała do powiedzenia i nawet Sylwester Czereszewski przyznał po spotkaniu, że on i jego koledzy nie potrafili zatrzymać sunących po boisku „niczym na motorkach” ełkaesiaków. Przewagę udokumentowaliśmy golem Tomasza Kłosa po świetnym dośrodkowaniu Rafała Niżnika z rzutu rożnego, lecz po przerwie do wyrównania efektowną przewrotką doprowadził Keneth Zeigbo. Strata dwóch punktów bolała prawie tak samo, jak żółta kartka dla Tomasza Kłosa. Najlepszy piłkarz ŁKS-u rundy jesiennej nie mógł zagrać w derbach.
15. kolejka: ŁKS – Widzew 2:3 (1:1) | 3. miejsce, 4 pkt do lidera
W tym meczu było wszystko: piękne gole, efektowne rajdy i parady bramkarskie, do tego dramaturgia i wypełnione po brzegi, żyjące dziewięćdziesiąt minut trybuny. Zabrakło tylko pauzującego za kartki Tomasza Kłosa (jego absencję odczuliśmy bardzo dotkliwie) oraz kropki nad „i” w postaci utrzymania korzystnego wyniku, bo na gola dla Widzewa odpowiedział najpierw Mirosław Trzeciak (doczekał się w końcu gola), a po przerwie i fantastycznej akcji „Franka” przy linii końcowej objęliśmy prowadzenie po główce Marka Saganowski. Kapitalne widowisko, które nazwano najlepszą reklamą polskiego futbolu, zakończyło się wygraną Widzewa. Zdecydował kontrowersyjny rzut karny, zamieniony na gola przez Andrzeja Kobylańskiego. Trochę bolało, ale po ostatniej kolejce cieszyć się będzie tylko ŁKS.
16. kolejka: ŁKS – KSZO Ostrowiec Św. 3:0 (1:0) | 3. miejsce, 2 pkt do lidera
Po-derbowego kaca uleczyliśmy meczem z KSZO. Błysnęli w nim znów zawodnicy, którzy najczęściej trafiali do siatki w tamtej rundzie jesiennej: Marek Saganowski, Rodrigo Carbone i Tomasz Kłos, a kolejny świetny występ zanotował w bramce Bogusław Wyparło.
17. kolejka: Lech Poznań – ŁKS 1:0 (0:0) | 3. miejsce, 2 pkt do lidera
Zadyszka? A może po prostu słabszy dzień. Broniący się w tamtym sezonie przed spadkiem Lech wygrał dzięki bramce w końcówce, więc do zimowego snu ułożyliśmy się z niedosytem, chociaż na trzecim miejscu w tabeli z dwoma punktami straty do Widzewa i jednym do Legii. Futbolowym ekspertom niby się więc wszystko zgadzało, ale „trzecia siła ligi” najniższym stopniem podium nie zamierzała się zadowalać.
18. kolejka: Zagłębie Lubin – ŁKS 2:4 (2:1) | Lider, 1 pkt przewagi
Zaczęło się fatalnie, bo od dwóch goli dla „Miedziowych”. Szczęście w nieszczęściu tuż przed przerwą złapaliśmy kontakt dzięki Rodrigo Carbone, a w drugiej połowie „Rycerze Wiosny” zademonstrowali mistrzowską formę. Hat-trick „Sagana” w Lubinie zapewnił nam kapitalny początek wiosny i fotel lidera. Trener Zagłębia, słynny Andrzej Szarmach, stwierdził po meczu, że jego zdaniem ŁKS jest kandydatem numer jeden do mistrzowskiego tytułu. Jedni na te słowa uśmiechali się pod nosem, inni pukali się po czole.
19. kolejka: ŁKS – Górnik Zabrze 2:0 (0:0) | Lider, 1 pkt przewagi
Ponoć tuż przed meczem rozegranym w zimowej scenerii sędzia zagroził, że nie rozpocznie zawodów, a gospodarzy ukarze walkowerem, jeśli brygada nie wysypie na linie czerwonej cegły. Wg relacji prasowych, prezes Marek Łopiński wydał odpowiednie dyspozycje, mecz rozpoczął się zgodnie z planem i całe szczęście, bo ŁKS dzięki wygranej z Górnikiem obronił fotel lidera. Pomógł w tym bardzo Tomasz Wieszczycki. Swój wielki powrót po latach „Wieszcz” okrasił pięknym golem, a potem błysnęło dwóch innych „nowych” – Omodiagbe Darlington i Ariel Jakubowski. Po ich akcji wynik ustalił Marek Saganowski. Bramki „Sagana” nie zobaczył Michał Probierz. Wtedy jeszcze zawodnik Górnika, a potem m.in. trener ŁKS-u, wyleciał z boiska kwadrans przed ostatnim gwizdkiem.
20. kolejka: Wisła Kraków – ŁKS 1:0 (1:0) | 2. miejsce, 1 pkt do lidera
W przerwie zimowej ochotę na dołączenie do czołowego tercetu zaczęła przejawiać skazana wcześniej na spadek Wisła Kraków. To właśnie wtedy klub spod Wawelu zyskał sponsora, sprowadził na Reymonta wielu cenionych ligowców i rozpoczął pościg za czołówką. W Krakowie przegraliśmy, ale przegrać wcale nie musieliśmy, bo ŁKS rozegrał dobry mecz, a zdaniem części obserwatorów był nawet zespołem lepszym. Stracona w dziwnych okolicznościach bramka, kilka niewykorzystanych okazji oraz czerwona kartka dla Mirosława Trzeciaka, który dyskusyjne decyzje arbitra wyładował w końcówce na Kazimierzu Węgrzynie, źle wróżyły. Na szczęście, wściekli po tym meczu ełkaesiacy przekuli krakowskie niepowodzenie w sportową złość.
21. kolejka: ŁKS – Odra Wodzisław Śląski 2:0 (1:0) | 2. miejsce, 1 pkt do lidera
Antoni Ptak dokonał przed tym meczem kolejnej, choć już ostatniej w tym sezonie roszady na ławce trenerskiej – Marek Dziuba został pierwszym szkoleniowcem, a Ryszard Polak jego asystentem. Po bolesnej z wielu względów porażce w Krakowie, ŁKS wylizał rany wygrywając pewnie z Odrą Wodzisław. Wynik już chwilę po pierwszym gwizdku otworzył Rodrigo Carbone, który rozegrał chyba swój ostatni tak dobry mecz w barwach ŁKS-u. Skończyło się szczęśliwie, chociaż w końcówce musieliśmy sobie radzić w dziesiątkę po czerwonej kartce Ariela Jakubowskiego. Wynik tuż przed końcem spotkania ustalił Marek Saganowski, wykorzystując dośrodkowanie z rzutu rożnego i może nie byłoby w tym nic wyjątkowego, gdyby nie to, że w szesnastce gości przebywało wtedy poza „Saganem” tylko dwóch ełkaesiaków. Reszta zabezpieczała tyły.
22. kolejka: Raków Częstochowa – ŁKS 0:1 (0:0) | Lider, 2 pkt przewagi
Na mecz ŁKS-u do Częstochowy wybrał się nawet słynny trener Ottmar Hitzfeld. Ówczesny opiekun Borussi Dortmund przyglądał się Tomaszowi Kłosowi, ale tego dnia na listę strzelców wpisał się inny Tomasz – Wieszczycki, celnym strzałem głowy zapewniając nam bezcenne trzy punkty. Legia przegrała w Chorzowie z Ruchem, więc ŁKS wrócił na pozycję lidera i już do końca rozgrywek nikomu jej nie odda. Niestety, mecz pod Jasną Górą miał też smutny epilog. Niedługo po spotkaniu z Rakowem, Marek Saganowski uległ poważnemu wypadkowi. Informacja wstrząsnęła nie tylko kibicami ŁKS-u. „Sagan” już nie pomoże łodzianom w tym sezonie, tymczasem rozgrywki wchodziły przecież w decydującą fazę.
23. kolejka: ŁKS – Ruch Chorzów 0:0 | Lider, 2 pkt przewagi
– Zagrajcie tak jak koszykarki ŁKS, które potrafiły wygrać w Gdyni – miał ponoć powiedzieć przed tym meczem trener Marek Dziuba, próbując zmobilizować piłkarzy mocno zmartwionych całą tą sytuacją z Markiem Saganowskim (w tym samym czasie koszykarki walczyły o mistrzowski tytuł z Fota Porta Gdynia). Łodzianie chyba mieli jeszcze w głowach to, co przytrafiło się bramkostrzelnego napastnikowi, bo w meczu z Ruchem nie do końca byli sobą. Tomasz Kłos wyłączył co prawda z gry zawsze groźnego Mariusza Śrutwę, lecz pod bramką „Niebieskich” zabrakło łodzianom ognia. Teraz drużyna bardzo potrzebowała Mirosława Trzeciaka.
24. kolejka: Polonia Warszawa – ŁKS 0:3 (0:1) | Lider, 5 pkt przewagi
– Jak się strzela trzy bramki w meczu? Kurczę… normalnie. Trzeba szybciutko przymierzyć i kropnąć… – Popularny „Franek” wrzucił piąty bieg w najlepszym momencie sezonu. Starcie z „Czarnymi Koszulami” na Konwiktorskiej było popisem jednego aktora, chociaż oprócz hat-tricka byłego króla strzelców warto odnotować również świetną grę m.in. Zbigniewa Wyciszkiewicza czy Tomasza Wieszczyckiego. Wielkanocnym zwycięstwem nad Polonią, w której występowali wówczas bracia Żewłakowowie czy Emmanuel Olisadebe, ełkaesiacy dali ekstraklasie jasny sygnał – żarty się skończyły, ŁKS idzie na mistrza!
25. kolejka: ŁKS – Groclin Dyskobolia Grodzisk Wielkopolski 0:0 | Lider, 4 pkt przewagi
Bezbramkowy remis, na który kręciliśmy nosem, ale który doceniliśmy po meczu, gdy okazało się, że punkty potracili też inny rywale w walce o mistrzostwo Polski. Groclin kolejkę wcześniej ograł Legię, sprawił niespodziankę w kilku innych spotkaniach z faworytami, więc postawił się także zmagającemu się wtedy z plagą kontuzji liderowi.
26. kolejka: Pogoń Szczecin – ŁKS 1:2 (0:1) | Lider, 6 pkt przewagi
Chyba najtrudniejszy mecz rundy wiosennej, na gorącym terenie, w dodatku starcie z bardzo zdeterminowanym rywalem, który robił wszystko, co w jego mocy, by liderowi zagrać na nosie. Wynik otworzył Mirosław Trzeciak, potem „Portowcy” wyrównali, ba, byli bliscy nawet drugiego gola (świetnie bronił Bogusław Wyparło), lecz ostatnie słowo należało do ełkaesiaków – Tomasz Cebula obsługiwał tego dnia Mirosława Trzeciaka – jak to ujął sprawozdawca „Przeglądu Sportowego” – ze zręcznością najlepszego kelnera i właśnie po jego kapitalnym dośrodkowaniu, „Franek” zdobył zwycięską bramkę. Po tej kolejce przewaga łodzian nad drugim w tabeli Ruchem wzrosła do 6 punktów. Kamień milowy na drodze do mistrzostwa Polski.
27. kolejka: ŁKS – Stomil Olsztyn 3:1 (3:0) | Lider, 6 pkt przewagi
Losy spotkania łodzianie rozstrzygnęli błyskawicznie – po półgodzinie gry ŁKS prowadził już 3:0 . Znów trafił Mirosław Trzeciak, a potem sprawy w swoje ręce wziął Rafał Niżnik. Cmokaliśmy z zachwytem zwłaszcza nad drugim golem filigranowego pomocnika, bo ełkaesiak huknął z dwudziestu pięciu metrów, trafiając w okienko bramki bezradnego Jarosława Baki. Co ciekawe, Rafał Niżnik zagrał w tym meczu tylko dlatego, że na przedmeczowej rozgrzewce kontuzji doznał Tomasz Lenart.
28. kolejka: Petrochemia Płock – ŁKS 1:1 (0:1) | Lider, 4 pkt przewagi
W Płocku tylko remis – na ładną bramkę rekonwalescenta Tomasza Lenarta odpowiedział w drugiej połowie Dariusz Podolski. Kolejny raz potwierdziło się, że łodzianie lepiej spisują się w starciach z rywalami z górnej połowy tabeli. Ci słabsi sprawiali nam kłopoty. Skąd to znamy, prawda?
29. kolejka: ŁKS – Amica Wronki 2:0 (0:0) | Lider, 5 pkt przewagi
Przed przerwą nic nie chciało wpaść, ale po zmianie stron było znacznie lepiej. Tym razem w rolę egzekutorów wcielili się zawodnicy dotąd cenieni przede wszystkim za grę w odbiorze piłki. Po golach Tomaszów Kosa i Lenarta cel był niemal na wyciągnięcie ręki. Odtąd, nie tylko w Łodzi, ŁKS zaczęto nazywać faworytem do mistrzowskiego tytułu.
30. kolejka: GKS Katowice – ŁKS 2:2 (0:2) | Lider, 5 pkt przewagi
Ełkaesiacy zagrali przed przerwą tak znakomite zawody (efektowne bramki Omodiagbe Darlingtona i Mirosława Trzeciaka), że po zmianie stron zabrakło chyba koncentracji i summa summarum skończyło się szczęśliwym dla nas remisem.
31. kolejka: ŁKS – Legia Warszawa 3:0 (1:0)| Lider, 5 pkt przewagi
Mecz sezonu, po którym „Przegląd Sportowy” napisał: „W lidze już po zawodach. ŁKS mrozi szampany!”. W upalne majowe popołudnie na trybunach wysłużonego stadionu ŁKS-u, nie było gdzie szpilki wcisnąć. Żywiołowy doping poniósł piłkarzy, na boisku od pierwszej do ostatniej minuty istniał tak naprawdę tylko ŁKS. Bezstronnych obserwatorów trochę to rozczarowało, jednak nikt w Łodzi nie kręcił nosem. W końcu było to spełnienie naszych marzeń. Tomasz Kłos huknął z karnego, w drugiej połowie wynik podwyższył sprytnym uderzeniem Mirosław Trzeciak, a kropkę nad „i” postawił Rafał Niżnik, który przedziurawił rękawice Zbigniewa Robakiewicza i dzięki temu zabrał żonę do Tunezji, bo taką nagrodę przewidział „Express Ilustrowany” dla strzelca ostatniego gola dla ŁKS-u w starciu z Legią.
32. kolejka: Widzew – ŁKS 0:0 | Lider, 3 pkt przewagi
ŁKS zadbał o to, żeby w starciu z lokalnym rywalem zdobyć cenny punkt i dopiął swego, ba, była nawet szansa na więcej, ale przed przerwą spudłował Mirosław Trzeciak. Dzięki remisowi na Widzewie, ełkaesiacy znaleźli się na autostradzie do mistrzowskiego tytułu. Do pełni szczęścia brakowało trzech punktów.
33. kolejka: KSZO Ostrowiec Św. – ŁKS 0:1 (0:0) | Lider, 5 pkt przewagi
Czterdzieści lat po zwycięskim remisie w Zabrzu (oklepany w polskim futbolu frazes, ale tutaj pasuje jak ulał), ŁKS powtórzył sukces Władysława Króla i jego drużyny. Kropkę nad „i” w 1998 roku podopieczni trenerów Marka Dziuby i Ryszarda Polaka postawili w Ostrowcu Świętokrzyskim, pokonując 1:0 KSZO, a tego gola na wagę złota – co też znamienne – zdobył jeden z najsłynniejszych wychowanków klubu – Tomasz Wieszczycki.
„Urodziłem się i mieszkałem obok stadionu ŁKS-u więc strzelony gol w Ostrowcu był spełnieniem marzenia małego chłopca, który w swoim pokoju w bloku na Karolewie od małego słyszał doping kibiców i widział światła jupiterów. A przede wszystkim marzył o tym, aby kiedyś grać i strzelać bramki dla tego klubu. Przyznam… zawsze w myślach pojawiała się taka wizja, że po moim golu zdobywamy mistrzostwo” – mówił kilka lat temu o tamtym meczu bohater spotkania w Ostrowcu Świętokrzyskim.
34. kolejka: ŁKS – Lech Poznań 0:2 | Mistrzostwo Polski!
Na boisku lepszy okazał się „Kolejorz”, najważniejsza była jednak wielka feta. Zabawa trwała wiele godzin, najpierw na stadionie, gdzie łodzianie odebrali medale i cenne trofeum, a potem w całej Łodzi, zwłaszcza na Piotrkowskiej, na placu Wolności i wielu łódzkich domach. 25 lat temu…
Czytaj także: