To mogła być bardzo udana wyprawa do Trójmiasta! Ełkaesiacy szybko objęli prowadzenie, a po kwadransie powinni wygrywać już 3:0 i ze spokojem kontrolować przebieg meczu. Sen o wiktorii został jednak brutalnie przerwany i potem dwukrotni mistrzowie Polski byli już tylko tłem dla wyżej notowanego rywala.
Ełkaesiacy, spragnieni ligowego grania po dwóch tygodniach przerwy na mecze reprezentacji, rozpoczęli spotkanie z bardzo dużym animuszem. I na efekty nie trzeba było czekać, bo już pierwsza akcja zakończyła się powodzeniem. Po dośrodkowaniu Daniego Ramireza z rzutu wolnego do zbyt krótko wybitej przez obrońców piłki dopadł Jan Sobociński i efektownym uderzeniem pokonał Zlatana Alomerovicia. Dla 20-letniego obrońcy była to pierwsza w karierze bramka w ekstraklasie i swoista rehabilitacja za samobójcze trafienie w poprzedniej kolejce – podczas meczu ze Śląskiem u siebie.
Zanim gdańszczanie otrząsnęli się po stracie gola, mogli przegrywać już 0:2. W zamieszaniu podbramkowym bliscy wpakowania piłki do siatki byli Michał Trąbka oraz Pirulo, lecz ich strzały ostatecznie zdołali zablokować obrońcy biało-zielonych. Jeszcze lepszą okazję łodzianie mieli w 15. minucie, kiedy dynamicznym rajdem popisał się Pirulo i świetnie dograł do wybiegającego na pozycję Ramireza. W sytuacji sam na sam wychowankowi Realu Madryt zabrakło niestety precyzji i zamiast do siatki posłał piłkę obok lewego słupka bramki strzeżonej przez Alomerovicia.
Dwie zmarnowane okazje jakby zdeprymowały podopiecznych Kazimierza Moskala, którzy oddali inicjatywę rywalom i z czasem coraz groźniej zaczęło robić się w polu karnym ŁKS-u. Sygnałem ostrzegawczym była akcja z 21. minuty, kiedy mający sporo swobody Sławomir Peszko uderzył z półobrotu nad poprzeczką bramki ełkaesiaków. Dwie minuty później lechiści okazali się już bardziej skuteczni. Po wrzutce Jarosława Kubickiego znów piłka trafiła do Peszki, któremu z kolei udało się zgrać do Lukasa Haraslina, a ten z ostrego kąta zaskoczył Arkadiusza Malarza i na obiekcie przy ulicy Pokoleń Lechii Gdańsk znów mieliśmy remis.
Chwilę później ełkaesiaków na prowadzenie próbował znów wyprowadzić Pirulo, ale jego strzał był niecelny. Celnie natomiast w 28. minucie kopnął Flavio Paixao, który wykorzystał przytomne zagranie Kubickiego, gubiąc przy tym kryjącego go Sobocińskiego. Co ciekawe, dla portugalskiego napastnika była to już 67. bramka w polskiej ekstraklasie i tym samym 35-latek stał się najskuteczniejszym obcokrajowcem w historii tych rozgrywek.
Przez następne kilka minut gra toczyła się głównie w środku pola i niewiele było emocji w obrębie poszczególnych „szesnastek”. Wobec przenikliwego zimna widzów rozgrzała nieco bardziej dopiero końcówka pierwszej połowy, w której znowu śmielej zaatakowali biało-czerwono-biali. Na sześć minut przed zakończeniem pierwszej części niedaleko linii bocznej pola karnego sfaulowany został Pirulo, a z mocno bitym dośrodkowaniem Ramireza poradzili sobie defensorzy Lechii i graczom z al. Unii pozostało jedynie wykonanie rzutu rożnego. Potem czujność serbskiego bramkarza miejscowych chciał sprawdzić Guima, lecz Alomerović nie musiał interweniować, gdyż piłka minęła jego „świątynię” w bezpiecznej odległości. Jeszcze jedną szansę na doprowadzenie do wyrównania przed zejściem do szatni na przerwę łodzianie mieli już w czasie doliczonym do regulaminowych 45 minut. Niespełna 25 metrów przed bramką Lechii faulowany był wtedy Ramirez i to on podszedł do wykonania rzutu wolnego. Szkoda jednak, że trafił tylko w mur i za moment sędzia Wojciech Myć donośnym gwizdkiem zakończył pierwszą odsłonę zmagań.
Drugą połowę lepiej zaczęli gospodarze. W 48. minucie ze strzałem Haraslina poradził sobie jeszcze pewnie Malarz, ale kilkadziesiąt sekund później musiał już po raz trzeci tego wieczora wyciągać piłkę z siatki. Stało się tak, bo Kubicki odebrał piłkę Trąbce i znów asystował na tyle sprytnie, że Flavio Paixao przy biernej postawie stoperów mógł ze spokojem przymierzyć i przelobować „Malowanego”.
W 60. minucie gdańska publiczność świętowała po raz czwarty po tym, gdy ponownie piłkę w bramce ŁKS-u umieścił Paixao. W tym jednak przypadku radość okazała się przedwczesna, bo po wideo analizie arbiter główny gola anulował za sprawą Peszki, który w tej akcji był na spalonym. Cztery minuty później tablica wynik raz jeszcze wyświetliła wynik 4:1 dla Lechii, aby po analizie VAR ponownie wrócić do rezultatu 3:1. Tym razem na spalonym znajdował się Rafał Wolski, który sfinalizował akcję kolegów.
Na kwadrans przed końcem sędzia Myć znowu wstrzymał grę, aby dokonać analizy wideo. W tej sytuacji chodziło o rzut karny podyktowany za faul wprowadzonego w drugiej połowie Patryka Bryły na Filipie Mladenoviciu. Po raz trzeci w ciągu kilku minut łodzianie mogli odetchnąć z ulgą, bo powtórki wykazały, że Serb też był wcześniej na spalonym. Tyle że do końca spotkania ŁKS i tak miał już zdecydowanie zbyt mało atutów, aby zdobyć chociaż bramkę kontaktową, która przedłużyłaby marzenia o remisie. W ostatniej fazie meczu gra toczyła się zatem głównie w środkowej strefie boiska i gdyby arbiter doliczył mniej niż zadeklarowane siedem minut, to z pewnością mało kto zmartwiłby się tym faktem.
ŁKS przegrał tym samym trzecie kolejne spotkanie, a kolejne rozegra już w niedzielę 1 grudnia. O godzinie 15 rywalem w Łodzi tego dnia będzie Cracovia. Przy obecnej dyspozycji łodzian nawet punkt z będącej w ścisłej czołówce „Pasami” będzie jednak dużym osiągnięciem…
16. kolejka PKO Ekstraklasy / Lechia Gdańsk – ŁKS Łódź 3:1 (2:1)
Składy: