Drużyna

„Ciarki na całym ciele”. Nowi o debiucie przed kibicami ŁKS

18.08.2021

18.08.2021

„Ciarki na całym ciele”. Nowi o debiucie przed kibicami ŁKS

fot. Łukasz Grochala / Cyfrasport

– Zakochałem się w tym stadionie i w tych kibicach od pierwszych minut – powiedział Stipe Jurić, gdy zapytaliśmy o jego debiut na stadionie Króla. Jesteście ciekawi, co myślą nowi piłkarze o swoim pierwszym meczu przed łódzkimi fanami? Rzućcie okiem, dzisiaj przecież też się tutaj spotkamy.

Czekasz w tunelu prowadzącym na boisko. Z początku słyszysz jedynie cichy przytłumiony pomruk, który z każdą sekundą rozbrzmiewa coraz wyraźniej i coraz donośniej, aż w końcu przeobraża się we wrzawę na nutę pieśni „Rodowici – ŁKS”. Właśnie na niej płyniesz na boisko, a potem rozpoczyna się gra. Twoja pierwsza tutaj. Zawsze istotna.

„Przeżyć jak najwięcej takich chwil”

Debiut w barwach nowego klubu to ważne wydarzenie dla piłkarzy. Debiut długo się pamięta, do debiutu często wraca się myślami. W meczu ze Skrą Częstochowa przed łódzkimi kibicami zadebiutowali Javi Moreno, Marek Kozioł, Bartosz Szeliga, Nacho Monsalve i Stipe Jurić, więc przed kolejnym starciem na stadionie Króla nie mogliśmy nie zapytać ich o pierwsze wrażenie.

– Ciężko słowami opisać to uczucie, ale kiedy schodziłem z murawy, miałem ciarki na całym ciele. Granie przed taką widownią to niesamowita sprawa. Zakochałem się w tym stadionie i w tych kibicach od pierwszych minut. Nigdy nie zapomnę tego dnia – mówi Stipe Jurić, który ten swój ligowy debiut przed łódzką publicznością okrasił premierową bramką w barwach ŁKS-u, w dodatku nieprzeciętnej urody. – Dla mnie to był ogromny honor i wyróżnienie, gdy fani pożegnali mnie brawami. W kolejnych meczach też zamierzam dać z siebie sto procent. Chcę tu przeżyć jak najwięcej takich chwil – dodał snajper z Bałkanów.

Stipe to gorąca bałkańska dusza, więc co w sercu, to na języku. Nie ma tu gadaniny trzy po trzy i podobnie rzecz się ma z dwoma „góralami” z Nowego Sącza. Obaj nie mogli doczekać się tego łódzkiego debiutu w barwach ŁKS-u i obaj w końcu się go doczekali.

Stadion, który żyje

– To było bardzo przyjemne uczucie. Wyjść na to boisko, wsłuchać się jeszcze przed pierwszym gwizdkiem w śpiew fanów. Wszystko to dało mi mnóstwo energii, a potem było tylko lepiej. Pomogło, bo także dzięki tej atmosferze trwającej przez 90 minut zdołaliśmy wygrać pierwszy mecz – stwierdził Bartosz Szeliga, a w podobnym tonie wypowiadał się ten, którzy strzegł bramki „Rycerzy Wiosny”.

– Żałuję, że rywal dwukrotnie sforsował tę naszą twierdzę, ale summa summarum skarbu w postaci kompletu punktów nie oddaliśmy. Dobrze jest wrócić na stadiony wypełnione kibicami. Dobrze wrócić na stadiony, które żyją. Jak było na tym pierwszym moim meczu ŁKS-u? Powiem krótko: wspaniała atmosfera. Czuć wsparcie od kibiców i oby zostało tak do końca – zaznacza Marek Kozioł.

„Czułem ich wsparcie”

Najdłużej, bo nieco ponad czterdzieści pięć dodatkowych minut na pierwszy mecz na stadionie Króla czekał tamtego dnia Nacho Monsalve. Hiszpański obrońca pojawił się na murawie po przerwie i zapewnia, że swój debiut w spotkaniu ze Skrą Częstochowa zapadnie mu głęboko w pamięć.

– To było niesamowite uczucie, czułem ich wsparcie. Nie mogę się doczekać, kiedy zobaczę cały wypełniony po brzegi stadion. Będziemy o to walczyć, bo to my swoją grą i pasją musimy przyciągnąć ludzi na stadion. W meczu ze Skrą doping był świetny. Za to wsparcie musimy się odwdzięczać kibicom w każdym kolejnym meczu – stwierdził Nacho Monsalve, którego w środę nie zobaczymy na boisku, ale jesteśmy pewni, że jeszcze wiele razy Hiszpan poczuje na własnej skórze ten niezwykły dreszczyk emocji. Gdzie jak gdzie, ale w Łodzi to my przecież wiemy, co kryje się pod pojęciem „dwunastego zawodnika”. A zatem do środy!