„Rycerze Wiosny” w najwyższej klasie rozgrywkowej pokonali Legię na jej stadionie dziesięciokrotnie. Przypominamy pięć takich spotkań.
Oczywiście w najbliższej kolejce piłkarze ŁKS-u spotkają się w Ząbkach z rezerwami aktualnego mistrza Polski, a nie z pierwszą drużyną, bo na mecz z nią przyjdzie sympatykom Łódzkiego Klubu Sportowego jeszcze trochę poczekać, niemniej jest to świetny pretekst, aby przypomnieć kilka wybranych konfrontacji wygranych przez ełkaesiaków w roli gościa.
Bilans spotkań z Legią w Warszawie jest w ekstraklasie korzystny dla „Wojskowych”, ale i ŁKS potrafił wygrywać w stolicy. Z dziesięciu takich zwycięskich meczów wybraliśmy pięć i to im poświęcimy kilka słów licząc przy tym, że może natchnie to naszych piłkarzy przed zbliżającą się konfrontacją w trzeciej lidze. Mecz z Legią to przecież zawsze wyzwanie.
1. Legia traci punkty w walce z ambitnym ŁKS-em
Na pierwsze ligowe zwycięstwo na stadionie Legii kibice ŁKS-u czekali do 21 kwietnia 1929 roku. Pomimo świetnego startu łodzian w rozgrywkach (zwycięstwo z Polonią Warszawa i remis z broniącą tytułu krakowską Wisłą) faworytem tamtego spotkania obwołano gospodarzy, jakież musiało być więc zdziwienie stołecznych kibiców gdy to zawodnicy ŁKS-u, a nie ich pupile, schodzili z boiska z uśmiechem na twarzy.
„Drużyna gości zrobi przykrą niespodziankę jeszcze niejednemu czołowemu zespołowi ligowemu. Bo też aby uczynić z niej rzeczywiście jedenastkę wysokowartościową potrzeba tylko jednego atutu – kleju wewnętrznego, któryby zespolił akcje indywidualne poszczególnych piłkarzy, oraz głowy, kontrolującej u nich w każdym momencie gry nieopanowane zapędy świetnie wytrenowanych nóg”
– napisał w pomeczowej relacji sprawozdawca „Przeglądu Sportowego” często przy tym podkreślając ogromne zaangażowanie łódzkich piłkarzy. Zdaniem dziennikarza to właśnie ambicja oraz pracowitość wszystkich piłkarzy gości zapewniła ten nieoczekiwany sukces. Jedynego gola w tym meczu zdobył według „Przeglądu Sportowego” Jan Durka. Strzelec historycznej, pierwszej bramki w rozgrywkach ligowych miał pokonać Skwarczyńskiego płaskim strzałem, choć ogromna w tym zasługa Władysława Króla, który całą tę akcję ofensywną ełkaesiaków zdaniem dziennikarza „PS” zainicjował. „Ilustrowana Republika” była innego zdania. Według niej gola dla gości zdobył po zamieszaniu w szesnastce miejscowych w 36. minucie Stefan Sowiak.
Legia oczywiście do samego końca dążyła do zmiany wyniku, ale gdy już udało się jej oszukać czujną defensywę łodzian dowodzoną przez legendarnych obrońców: Antoniego Gałeckiego i Wawrzyńca Cyla, cudów w bramce ŁKS-u dokonywał Józef Mila.
„Mila w golu był klasą dla siebie, zwłaszcza jeśli chodzi o ustawianie się w bramce, zwane na trybunach zwykle «szalonem szczęściem». Był zawsze na swojem miejscu, niezawodny i odważny w wybiegu, czy chwycie, momentalny w decyzji, równie pewny w pracy na ziemi jak i w powietrzu” – chwalił dziennikarz „Przeglądu Sportowego”, zresztą bramkarskie wyczyny Mili zrobiły wówczas tak duże wrażenie, że we wspomnianym dzienniku na pierwszej stronie pojawiły się aż dwa zdjęcia przedstawiające naszego golkipera w akcji.
ŁKS wygrał więc w Warszawie 1:0, a na koniec rozgrywek ligowych zajął wysokie piąte miejsce w tabeli.
21 kwietnia 1929 r.
Legia Warszawa – ŁKS Łódź 0:1 (0:1)
Bramki: 0:1 Durka 36 (lub Sowiak)
Legia: Skwarczyński – Martyna, Ziemian, Schaller, Przeździecki, Wypijewski, Steuermann, Łańko, Nawrot, Ciszewski.
ŁKS: Mila – Gałecki, Cyl, Wł. Pegza, Kubiak, Jasiński, Śledź, Jańczyk, Król, Sowiak, Durka.
2. Wygrana z… rezerwami Legii
28 maja 1933 roku ŁKS znów cieszył się z dwóch zwycięskich punktów wywalczonych na stadionie Legii, a co ciekawe w kontekście sobotniego starcia w trzeciej lidze, choć wspomniany mecz rozegrano w ramach 4. kolejki ekstraklasy, ełkaesiacy zmierzyli się w nim tak naprawdę z drugą drużyną warszawskiego zespołu.
Dlaczego „wojskowi” wystawili w prestiżowym meczu o punkty tzw. „drugi garnitur”? Ano ma to związek z decyzją zarządu Legii, która wcześniej zdyskwalifikowała czterech podstawowych zawodników pierwszego zespołu (Nawrota, Cebulaka, Ziemiana i Szallera), a że pozostali gracze wstawili się za kolegami, szefowie klubu postanowili ukarać cały zespół. Co ciekawe decyzja ta spotkała się aprobatą warszawskich kibiców. ŁKS spotkał się więc w stolicy ze zmiennikami i mecz ten wygrał wysoko, bo aż 3:0.
Ogólnopolska prasa, jak miała to zresztą przed wojną często w zwyczaju, narzekała na umiejętności piłkarskie łódzkiego zespołu przyznając niechętnie, że: „Najlepsza formacja w zespole czerwonych była linia pomocy, niezła – trio obronne, a już bardzo przeciętna – napad. Indywidualnie wyróżnić należy Jańczyka, Welnica i Durkę, oraz częściowo Króla”.
Co ciekawe po porównaniu relacji „Przeglądu Sportowego” ze sprawozdaniem łódzkiej „Ilustrowanej Republiki” okazuje się, że dziennikarze wspomnianych czasopism nie byli zgodni co do tego, kto zdobywał w stolicy bramki dla ŁKS-u. Ponieważ o okolicznościach, w jakich one padały „PS” milczał, zaufamy lokalnej gazecie, według której gola na 1:0 zdobył w 15. minucie Władysław Król, a już kilkadziesiąt sekund później na 2:0 podwyższył strzałem z rzutu wolnego Karol Miller. W drugiej połowie kropkę nad „i” postawił ponownie Król, a ŁKS na koniec rozgrywek zajął w tzw. „grupie mistrzowskiej” piątą lokatę.
28 maja 1933 r.
Legia Warszawa – ŁKS Łódź 0:3 (0:2)
Bramki: 0:1 Król 15, 0:2 Miller 16, 0:3 Król (lub: 0:1 Herbstreich, 0:2 Miller, 0:3 Sowiak).
Legia: Keller – Szczotkowski, Zajączkowski, Drabiński, Czapara, Rajdek, Rostkowski, Skrzypczak, Geiger, Gburzyński.
ŁKS: Frymarkiewicz – Karasiak, Fliegel, Wł. Pegza, Welnic, Jańczyk, Durka, Herbstreich, Miller, Sowiak, Król.
3. Najwyższe zwycięstwo w historii
Ełkaesiacy w najwyższej klasie rozgrywkowej zwyciężali Legię na jej stadionie dziesięciokrotnie, a najwyższą wygraną zanotowali 27 marca 1949 roku. Pokonanie silnej drużyny w stolicy i to aż 5:1 musiało zrobić wrażenie na całej Polsce, nic więc dziwnego, że nawet „Przegląd Sportowy” piał z zachwytu nad futbolową maestrią zespołu, który za dziewięć lat miał sięgnąć po pierwszy mistrzowski tytuł. –
„Błyskotliwy i sprawny atak łodzian łamał słabe zapory wojskowych. […] ŁKS deklasował piłkarzy Legii 5:1” – pisał w pomeczowej relacji sprawozdawca „PS”.
Łodzianom nie przeszkodził tego dnia nawet mocny wiatr. W pierwszej połowie grający z wiatrem ełkaesiacy byli niemal nie do zatrzymania, czego skutkiem trzy gole zdobyte przez najlepszego piłkarza wśród aktorów i najlepszego aktora wśród piłkarzy, czyli Mariana Łącza. Zbójnik z serialowego „Janosika”, a wówczas znakomity napastnik ŁKS-u rozpoczął strzelanie w 26. minucie, potem trafił pięć minut przed przerwą, a dzięki bramce w 74. minucie zanotował hattricka. W międzyczasie gola dla gości zdobył rozgrywający kapitalne spotkanie Stanisław Baran, a po przerwie trafił też Gwoździński. Gol Górskiego dla Legii okazał się jedynie trafieniem honorowym.
„Skazany z góry na wysoką porażkę ŁKS, wprawił w zdumienie Warszawę” – napisał dziennikarz „Przeglądu Sportowego”, a potem chwalił Włodarczyka (za „wykopy oswabadzające”), Janeczka („harował pełne 90 minut”), stopera Pietrzaka (grał „nieefektownie, ale skutecznie”), Hogendorfa („zrywy jego były zawsze niebezpieczne), Barana („nie zapomniał o starych kruczkach, zwodach ciałem i celnych bombach”) i oczywiście Łącza („najofiarniej zagrał Łącz. Był wszędzie […]”).
Uwierzą Państwo, albo i nie, ale po meczu dziesięć tysięcy warszawskich kibiców pożegnało łódzkich piłkarzy… gromkimi brawami. Dzięki temu zwycięstwu, co podkreślał zwłaszcza „Dziennik Łódzki”, ełkaesiacy zmazali plamę z pierwszej kolejki, kiedy tu ulegli na własnym stadionie przyszłemu mistrzowi Polski, czyli krakowskiej Wiśle aż 2:8. Koniec końców ŁKS rok 1949 zakończył na szóstym miejscu w tabeli pierwszej ligi.
27 marca 1949 r.
Legia Warszawa – ŁKS Łódź 1:5 (1:3)
Bramki: 0:1 Łącz 26, 0:2 Baran 29, 0:3 Łącz 40, 1:3 Górski 41, 1:4 Gwoździński 66, 1:5 Łącz 74.
Legia: Skromny – Waksman, Serafin, Knys, Dzięciołowski, Milczanowski, Cyganik, Wilczyński, Oprych, Górski, Mordarski.
ŁKS: Styczyński – Włodarczyk, T. Łuć, Janeczek, Pietrzak, Sołtyszewski, Hogendorf, Baran, Łącz, Patkolo, Gwoździński.
4. Miła niespodzianka…
Chociaż w sezonie 1979/80 piłkarze ŁKS-u należeli do jednych z najlepszych drużyn w ekstraklasie, długo liczyli się w walce o czołowe lokaty, a łódzcy kibice marzyli o zakwalifikowaniu się do rozgrywek pucharu UEFA, przed zaplanowanym na 31 maja 1980 roku meczem z Legią w Warszawie niewielu było takich, co dawali łodzianom szansę na zwycięstwo.
„A tymczasem bezbronna owieczka, za jaką uważano ŁKS, dała lekcję gry w piłkę nożną klubowi, który coraz częściej nazywany jest polskim «Cosmosem»” – napisał w „Dzienniku Łódzkim” w pomeczowym sprawozdaniu redaktor Andrzej Szymański.
Goście od pierwszej minuty prezentowali się na Łazienkowskiej lepiej od faworyta. To oni uzyskali przewagę w środku pola, byli szybsi, bardziej zdeterminowani i co najważniejsze doskonale rozumieli się na boisku.
Rozstrzygająca akcja meczu miała miejsce ok. 21 minuty – „Terlecki dość długo zwlekał z wykonaniem rzutu rożnego: gdy zauważył nadbiegającego Galanta, kapitalnie zagrał mu piłkę na strzał z woleja; potężna bomba i piłka grzęźnie w siatce Kazimierskiego”.
Na Łazienkowskiej zapadła cisza, tylko co poniektórzy dziennikarze mlaskali z zachwytu nad golem wyjątkowej urody, zresztą zdaniem części obserwatorów powinien on zostać uznany za „bramkę miesiąca”.
Jeszcze w pierwszej połowie ŁKS mógł podwyższyć prowadzenie – Molenda huknął nad poprzeczką, Nowak po podaniu najlepszego na boisku Marka Dziuby trafił w słupek, a po efektownym rajdzie jak zwykle świetnie dysponowanego Stanisława Terleckiego, akcji tego „prawdziwego artysty futbolu” nie zdołali zamknąć partnerzy. Po przerwie Legia miała do powiedzenia niewiele więcej, ba, to ŁKS częściej utrzymywał się przy piłce, a dziennikarze zwracali potem uwagę na to, że rzadko się zdarza, aby na tym poziomie na boisku rywala goście grali z gospodarzami w „dziada”.
Ostatecznie z pucharowych aspiracji ełkaesiaków niewiele wyszło, „Rycerze Wiosny” skończyli bowiem rozgrywki na siódmym miejscu w tabeli, ale do doścignięcia trzeciej Legii zabrakło ŁKS-owi tylko czterech punktów.
31 maja 1980 r.
Legia Warszawa – ŁKS Łódź 0:1 (0:0)
Bramki: 0:1 Galant 21 (lub 22).
Legia: Kazimierski – Topolski, Janas, Załężny, Milewski (72 Adamczyk), Majewski, Tumiński (46 Oblewski), Kakietek, Baran, Miłoszewicz, Okoński.
ŁKS: Konieczny – Chojnacki, Bulzacki, Komorowski, Galant, Filipiak, Dziuba, Molenda, Nowak (77 Płachta), Sławuta, Terlecki.
5. Ostatnie zwycięstwo ŁKS-u z Legią w Warszawie
27 lat czekają kibice Łódzkiego Klubu Sportowego na zwycięstwo swojej drużyny na Łazienkowskiej. Po raz ostatni ełkaesiacy dokonali tego 1 maja 1990 roku i jak zwykle była to spora niespodzianka. Rozczarowani byli warszawscy kibice, rozczarowane – stołeczne gazety, a chyba najbardziej rozczarowani – włodarze walczącej o mistrzostwo Polski Legii, którzy ponoć przed tym spotkaniem zastanawiali się nie nad tym, czy ich piłkarze zdołają pokonać ŁKS, tylko ile razy piłka wpadnie do łódzkiej bramki.
Redaktor Andrzej Szymański, sprawozdawca „Dziennika Łódzkiego”, mógł więc z przekąsem napisać w pomeczowej relacji, dworując sobie z pewnych siebie warszawiaków:
„A tymczasem jakaś tam «prowincjonalna» drużyna, z jakiegoś tam włókniarskiego miasta, wybiła z głowy ulubieńcom stolicy marzenia o mistrzostwie Polski.”
Już pierwsza połowa zwiastowała, że tego dnia ŁKS tanio skóry nie sprzeda. Łodzianie nie zamierzali się bronić i to oni częściej dochodzili do sytuacji podbramkowych – w 28. minucie Adam Grad strzelił w bliska w nogi obrońców, dwie minuty później po rajdzie Tomasza Cebuli i jego dośrodkowaniu, Zdzisław Leszczyński główkował tuż nad poprzeczką, a tuż przed przerwą akcji Sławomira Różyckiego nie zdołał wykończyć celnym strzałem Tomasz Wieszczycki.
Po przerwie nieco więcej do powiedzenia miała Legia, ale po pierwsze – Roman Kosecki w ataku warszawskiej drużyny był tego dnia osamotniony, a po drugie – łódzka defensywa i Andrzej Woźniak w bramce spisywali się bez zarzutu.
Kiedy wydawało się, że mecz zakończy się bezbramkowym remisem ŁKS wyprowadził zabójczy cios. W 89. minucie „Cebula wyłuskał piłkę przy linii bocznej, podał do Podolskiego, ten po krótkim rajdzie dośrodkował piłkę na pole karne i Wieszczycki mocnym strzałem pokonał Szczęsnego” – opisywał zwycięskiego gola redaktor Andrzej Szymański.
Szkoleniowiec ŁKS-u, legendarny Leszek Jezierski, zapytany po meczu na konferencji prasowej o najlepszych na boisku – Tomasza Cebulę i Marka Chojnackiego – z nutą ironii w głosie rzucił w stronę dziennikarzy, że „podobno ten pierwszy zawodnik grał kiedyś w warszawskiej Legii”.
ŁKS pokonał Legię w stolicy 1:0 po bramce Tomasza Wieszczyckiego, a nam pozostaje mieć nadzieję, że za kilka lat znów będziemy cieszyć się emocjonującymi spotkaniami „Rycerzy Wiosny” z „Wojskowymi”. Oczywiście w najwyższej klasie rozgrywkowej.
1 maja 1990 r.
Legia Warszawa – ŁKS Łódź 0:1
Bramki: 0:1 Wieszczycki 89.
Legia: Szczęsny – Kubicki, Kruszankin, Gmur, Cuch (46 M. Pisz), J. Bąk, Czykier, L. Pisz, Łatka, Kosecki, Cyzio.
ŁKS: Woźniak – Różycki, Chojnacki, Wenclewski, Ogrodowicz, Podolski, Leszczyński, Wieszczycki, Ziober, Grad (87 Nowacki), Cebula.
Źródła:
– „Legia traci dalsze 2 punkty w walce z ambitnym Ł.K.S-em”, „Przegląd Sportowy” nr 18 z 27.04.1929, s. 2.
– „Ł.K.S. – Legia 1:0”, „Ilustrowana Republika”, nr 108 z 22.04.1929, s. 5.
– „Dzielna postawa rezerwy Legji w meczu o punkty ligowe z Ł.K.S. 0:3”, „Przegląd Sportowy” nr 43 z 31.05.1933, s. 3.
– „Ł.K.S. – Legja 3:0 (2:0). Ferment w Legji. – Przeciwko Ł.K.S.-owi wystąpił zespół rezerwowy wojskowych”, „Ilustrowana Republika”, nr 149 z 29.05.1933, s. 6.
– „Wspaniałe zwycięstwo w Warszawie. ŁKS – Włókniarz wygrał z Legią 5:1 (3:1)”, „Dziennik Łódzki”, nr 86 z 28.03.1949, s. 4.
– „Z wiatrem i przeciw wiatrowi ŁKS deklasował piłkarzy Legii 5:1”, „Przegląd Sportowy”, nr 25 z 28.03.1949, s. 1 i 2.
– Andrzej Szymański, „Nadal szansa na puchar UEFA”, „Dziennik Łódzki”, nr 124 z 2.06.1980, s. 8.
– Andrzej Szymański, „Legia Warszawa – ŁKS 0:1 (0:0). I w ten sposób…”, „Dziennik Łódzki”, nr 101 z 2.05.1990, s. 2.
– „1500 meczów piłkarzy ŁKS. Almanach 1927-1997”, Łódź 1997.