Dzisiaj reprezentacja Polski zmierzy się z Węgrami, a to świetny pretekst, żeby przypomnieć o madziarskich wątkach w historii Łódzkiego Klubu Sportowego. Wbrew pozorom było ich niemało.
Lajos Czeisler
Często o nim wspominamy, ale przecież przedwojenny szkoleniowiec ŁKS-u to postać nietuzinkowa. Węgier dwukrotnie w dwudziestoleciu międzywojennym podejmował pracę w łódzkim klubie i to dzięki niemu, specjaliście od pracy z młodymi zawodnikami, rozwinęły się piłkarskie talenty Antoniego Gałeckiego, Romana Jańczyka czy Antoniego Trzmiela. Skorzystali ełkaesiacy, skorzystał i ona sam, w końcu także dzięki nabytemu w Łodzi doświadczeniu po wojnie Lajos Czeisler z powodzeniem prowadził AC Milan, Fiorentinę, Benfikę Lizbona, a i reprezentację Włoch.
Z Budapesztem
Za mecz otwarcia stadionu ŁKS-u zwykło się uważać spotkanie reprezentacji Polski z Turcją rozegrane tutaj 29 czerwca 1924 roku, ale należy pamiętać o tym, że ełkaesiacy na swoim boisku nowego stadionu zagrali jeszcze wcześniej. Na przykład 1 kwietnia 1923 roku, kiedy to w przenikliwym zimnie ulegli łodzianie 1:3 budapeszteńskiemu Vivo A.C. (niektóre relacje prasowe sugerują, że to spotkanie rozegrano jeszcze na placu Hallera), a i połowie czerwca 1924 roku, kiedy łodzianie gościli na swoim stadionie słynne MTK Budapeszt.
Nasz Węgier
Urodził się w Budapeszcie. W trakcie drugiej wojny światowej został wywieziony przez Niemców na roboty przymusowe, gdzie zakochał się najpierw w Polce, a wkrótce także w Polsce. Nic więc dziwnego, że po wojnie został w naszym kraju, co zaś istotne dla nas, swoją piłkarską karierę nad Wisłą rozpoczął od występów w ŁKS-ie. Słynął z dryblingów, głośnych okrzyków adresowanych w trakcie gry do Stanisława Barana pokracznie łamaną polszczyzną («Staszu, podej po żyme») i należał do ulubieńców kibiców. Warto pamiętać, że Rudolf Patkoló to jedyny piłkarz, który grał i w reprezentacji Węgier, i w reprezentacji Polski.
Zapomniani rywale w zapomnianym pucharze
Na pomysł zorganizowania Pucharu Ligi wpadli wiosną 1977 roku dziennikarze „Sportu”. Niestety, rozgrywki nie cieszyły się popularnością i dlatego w kolejnej edycji do polskich uczestników dokooptowano cztery zespoły z Węgier. Wśród nich znalazł się Kaposvári Rákóczi FC, z którym wiosną 1978 roku łodzianie rozegrali dwa mecze. Najpierw wygrali na Węgrzech 2:0 po golach Jana Sobola i Andrzeja Milczarskiego, a następnie dzięki bramce Mirosława Bulzackiego pokonali rywala 1:0 w al. Unii 2. Dodajmy, że w tamtej edycji Pucharu Ligi wzięły udział także węgierskie Diósgyőri VTK, Tatabányai Bányász S.C. i Szeged LC.
Nasz zegar
Pod koniec lat 70. na stadionie ŁKS-u, jednym z najnowocześniejszych wówczas obiektów sportowych w kraju, zainstalowano zegar produkcji węgierskiej. Do wykonania fundamentów i konstrukcji nośnych przystąpiono w lipcu 1978 roku. 11 marca 1979 roku podczas meczu z Zagłębiem Sosnowiec (1:1) w obecności 10 tys. widzów po raz pierwszy uruchomiono tablicę świetlną. Zegar znajdował się na stadionie przy al. Unii przez kilkadziesiąt lat. Swego czasu wyświetlał nie tylko aktualny wynik oraz nazwy drużyn, ale i m.in. składy oraz różne komunikaty. Ponoć potem zabrakło części zamiennych, więc wyjąwszy z tego krótki czas w latach 90. (zdaje się, że za panowania Antoniego Ptaka), gdy pokazywał wynik, węgierski zegar stanowił jedynie „ozdobę” obiektu.
Gabor Vayer
Węgier trafił do łódzkiego klubu wiosną 2008 roku i chociaż nie potrafił swojego dużego ponoć piłkarskiego potencjału przełożyć na liczbę goli i asyst, do dziś kojarzy się nam z piękną bramką zdobytą w końcówce meczu z Lechem w Poznaniu. Wygrana w ostatnim spotkaniu sezonu 2008/2009 i ten właśnie zwycięski gol Gabora Vayera zapewniły nam utrzymanie w ekstraklasie.