Klub

Trenerzy o meczu ŁKS – GKS Jastrzębie

20.10.2018

20.10.2018

Trenerzy o meczu ŁKS – GKS Jastrzębie

Po remisie i minimalnej porażce w zeszłym sezonie, jeszcze w drugiej lidze, tym razem ełkaesiakom udało się wreszcie zdobyć komplet punktów w konfrontacji z zespołem z Jastrzębia. Na pomeczowej konferencji szkoleniowiec gości nie krył, że w porównaniu do poprzedniej potyczki obu drużyn w grze ŁKS-u widać było dużo większe doświadczenie.

Jarosław Skrobacz (GKS Jastrzębie):

Przede wszystkim gratuluję gospodarzom zwycięstwa. To był taki mecz, którego spodziewaliśmy się, że tak może wyglądać. Początek pierwszej i drugiej połowy to przewaga gospodarzy, którzy dłużej utrzymywali się przy piłce i kontrolowali ten mecz. Niemniej my też po przechwytach, tak jak to sobie założyliśmy na odprawie, chcieliśmy stwarzać swoje sytuacje, żeby pokazać ŁKS-owi, iż również możemy być groźni w ofensywie.

Chcieliśmy zmusić gospodarzy do błędów i myślę, że ten plan udało nam się do przerwy realizować. Od 25-30 minuty mecz się wyrównał i my także mieliśmy swoje okazje. Niestety nie udało się ich wykorzystać, a po zmianie stron nie ustrzegliśmy się błędu w sytuacji, kiedy ŁKS objął prowadzenie. Uważam, że to był decydujący moment tego spotkania. Jestem pełen podziwu dla ŁKS-u, że cały czas konsekwentnie dążył do otwarcia wyniku.

Gdy wydawało się, że odzyskujemy równowagę w poczynaniach i możemy pokusić się o coś więcej, straciliśmy bramkę po błędzie przy wyprowadzeniu piłki. Rafał Kujawa zachował się bardzo dobrze pomiędzy naszymi dwoma zawodnikami i trafił idealnie piłkę. Druga bramka dla ŁKS-u już praktycznie ten mecz wyjaśniła do końca. Do ostatniej minuty dążyliśmy do zdobycia choćby honorowej bramki, ale niestety skończyliśmy spotkanie bez strzelonego gola. Myślę, że generalnie to było bardzo fajne spotkanie dla kibiców, bo nie brakowało sytuacji ani dla jednej, ani dla drugiej drużyny.

Obecny ŁKS w porównaniu do ŁKS-u, z którym jeszcze kilka miesięcy temu graliśmy w drugiej lidze, jest z pewnością zespołem dużo bardziej doświadczonym. W składzie są zawodnicy z ekstraklasową przeszłością i chyba nie muszę wymieniać nazwisk, bo wszyscy doskonale wiemy, o kogo chodzi.

Mimo tych wszystkich zmian, między innymi w linii obrony ŁKS-u, stwarzaliśmy sobie sytuacje i ten wynik mógł się różnie ułożyć. W drugiej lidze pięć-osiem zespołów, które były słabsze i odstawały od reszty stawki. Tutaj, na zapleczu ekstraklasy, poziom jest dużo bardziej wyrównany i zdobycie każdego punktu przychodzi z dużym trudem. Bo wszyscy chyba się zgodzimy, że nawet te drużyny z dołu tabeli, potrafią być bardzo groźne. Zresztą zarówno ŁKS, jak i my przekonaliśmy się o tym na Garbarni, gdzie straciliśmy cenne punkty.

Myślę, że ŁKS gra jedną z lepszych piłek w tej lidze. Jestem zadowolony, że ŁKS dzisiaj grał w piłkę przez cały czas, bo my też mamy ten sam problem z zespołami, które bardzo głęboko cofają się na własną połowę i jedynie czyhają na błędy rywala. Dzięki takiej, a nie innej postawie obu drużyn, ten mecz był dużo ładniejszy.

Kazimierz Moskal (ŁKS Łódź):

W pełni zgadzam się z opinią trenera rywali, że w tej lidze nie ma słabych drużyn. Nie ma też w niej łatwych meczów i na każde zwycięstwo trzeba bardzo mocno zapracować. Uważam, że my dzisiaj na te trzy punkty rzeczywiście pracowaliśmy bardzo mocno i z całego serca dziękuję zawodnikom za tą ogromną pracę.

Oczywiście nie ustrzegliśmy się błędów, ale grając w ten sposób z rywalem, który również ma w swoich szeregach zawodników chcących grać w piłkę, zawsze jest ryzyko, że i pod naszą bramką będzie robiło się  gorąco. Bardzo cieszy nas fakt, że po raz kolejny zagraliśmy na zero z tyłu. To przynosi nam spodziewane efekty.

Teraz przed nami wyjazd w środę na mecz z liderem – Rakowem Częstochowa. Co przyniesie nam to spotkanie? Powiem tak: do tej pory ze wszystkich rozegranych spotkań najłatwiej grało nam się pierwszą połowę w Niecieczy z Termaliką. W środę zmierzymy się z zespołem, który od dawna głośno mówi o awansie do ekstraklasy, więc bez wątpienia czeka nas bardzo ciekawy mecz. Na pewno nie pojedziemy się tam bronić, a Raków też należy do tych drużyn, które stawiają na grę w piłkę.

Przed meczem do wykonania ewentualnego rzutu karnego wyznaczona była czwórka zawodników, w tym Żenia i Maks. Maks do tej pory był etatowym wykonawcą „jedenastek” i nic się w tej kwestii nie zmieniło. Myślę, że tylko w sytuacji, gdyby to Maks był faulowany, można byłoby się zastanawiać nad zmianą wykonawcy rzutu karnego. Nie widziałem jednak powodu, aby nic zmieniać i jak widać była to słuszna decyzja.