Aktualności

Trener #DlaPrzyszłości – Paweł Karasiak

15
18 / 01 / 2021

W kolejnym odcinku cyklu Trener #DlaPrzyszłości przedstawiamy sylwetkę fizjoterapeuty Pawła Karasiaka, który o urazach i prewencji wie bardzo dużo, choć sam przez skromność nigdy by się do tego nie przyznał. Dodajmy, że każdego dnia jego gabinet odwiedza kilkunastu młodych zawodników Akademii ŁKS.

– Jak trafiłeś do Akademii ŁKS-u?

– Głównie dzięki Sebastianowi Adamczykowi, który jest teraz odpowiedzialny za motorykę w drużynie rezerw, a wcześniej łączył te funkcję z byciem fizjoterapeutą Akademii. Razem studiowaliśmy i zawsze razem się trzymaliśmy. Sebastian dał mi znać, że potrzebują pomocy od strony fizjoterapeutycznej, ja wcześniej pracowałem z koszykarkami. Zaproponował mi spotkanie na Akademii i tak tutaj trafiłem.

– Skąd pomysł, żeby swoje życie zawodowe połączyć z piłką jak fizjoterapeuta?

– Od początku, gdy poszedłem na fizjoterapię wiedziałem, że chcę pracować przy sporcie. Kiedyś byłem sportowcem czynnym, chociaż moją pasją były sporty walki. Chociaż wiadomo, że dla młodego chłopaka to piłka zawsze była wiodącą dyscypliną. Myślałem, że najfajniej byłoby być przy tej piłce z racji prestiżu tej dyscypliny, a co za tym idzie warunków finansowych, więc zależało mi na sporcie, a że pojawiła się tutaj oferta pracy przy piłce – nie wahałem się.

– Czy twoje ambicje sięgają kiedyś pracy z drużyną seniorską, czy odpowiada ci praca na Akademii, jako główny fizjoterpeuta?

– Kiedyś zaczynałem, moją ambicją było, żeby pracować w zespole seniorskim. Większy prestiż, tak się przyjęło, że to jest szczyt kariery, ale teraz w zasadzie moje podejście się zmieniło i odnajduję się właśnie w takiej pracy z młodzieżą. Nie uważam, żeby to było jakieś mniej prestiżowe zajęcie. Można się w tym odnaleźć, a przyjemnością jest patrzeć jak Ci młodzi sportowcy się rozwijają. Uważam, że taka praca u podstaw jest bardzo ważna.

– Wolisz pracę z juniorami czy seniorami?

– Jest sporo różnic, ale praca z dziećmi jest – że się tak wyrażę – bardziej wdzięczna. Praca z dziećmi jest mniej stresująca pod względem takim, że gdzieś w tym sporcie seniorskim jest duża presja wyniku, presja czasu, zawodnik ma być gotowy na już. Natomiast w młodzieżowych drużynach leży nam na sercu dobro zawodnika i to, żeby on w zdrowiu, unikając przy tym kontuzji, dotrwał do sportu seniorskiego, więc może ta presja czasu jest troszeczkę mniejsza i to jest fajniejsze porównując ten sport młodzieżowy a seniorski. Często w seniorach bywa tak, że dobro zawodnika jest przedkładane nad dobro meczu, wyniku, klubu, natomiast tutaj w pracy z młodzieżą głównie zależy nam na jednostce. Na klubie oczywiście także, ale stricte na tym, żeby dany zawodnik był jak najzdrowszy.

– Doświadczyłem w trakcie pracy w Akademii szczególnie stresującej sytuacji?

– Chyba nie, chociaż wiadomo, że każdy poważniejszy uraz zawodnika jest stresujący, ale raczej takie bardzo stresujące nie zdarzają się. Z pewnością stresujące jest nawarstwienie się urazów, gdy w jednym tygodniu wypada kilku kluczowych zawodników z różnych roczników i po prostu tej pracy jest więcej, ale stricte takiej presji się nie odczuwa.

– Opiekujesz się zawodnikami, którzy pojawiają się na kila dni, ale są również tacy, z którymi pracujesz pół roku. Czy po takim czasie można dobrze poznać zawodnika?

– Tak, jak najbardziej, najczęściej już po kilku tygodniach widać tą więź między zawodnikiem a fizjoterapeutą. Trzeba uważać, żeby gdzieś zachować ten podział, między trenerem, czy fizjoterapeutą a zawodnikiem, czyli żeby granice były wyraźnie nakreślone. Widać jednak tę więź, bo czasami z niektórymi widzimy się częściej niż z małżonką. Takie rehabilitacje trwają po 2-3 godziny pięć razy w tygodniu przez miesiąc, dwa, a nawet trzy, a to naprawdę kawał czasu.

– Powrót zawodnika na boisko musi wtedy szczególnie cieszyć?

– Bardzo, nawet jeszcze w trakcie rehabilitacji, gdzie już przychodzi ten okres kiedy kończymy już taką stricte rehabilitację na salce. Wiemy, że mamy pozwolenie od lekarza prowadzącego, że możemy już wyjść na boisko. Pierwsze kopnięcia piłki dają satysfakcję. A gdy zawodnik już wraca do treningów, na mecze no to już w ogóle jest coś fajnego.

– Jaki prywatnie jest Paweł Karasiak? W domu ciągle się doszkalasz czy zostawiasz pracę przy ul. Minerskiej?

– Fizjoterapia jest taką dziedziną, że cały czas trzeba się interesować, doczytywać, oglądać filmiki rehabilitacyjne i odbywać jakieś różne kursy. Medycyna idzie cały czas do przodu, wszystko się zmienia, powstają różne trendy. Ukazują się coraz to nowsze badania, programy profilaktyki przed urazami, więc jak najbardziej muszę być na bieżąco. Od niedawna jestem ojcem córeczki, mojej Zosi, także tego czasu nie ma dużo. Muszę też sobie to jakoś rozgraniczać, bo z jednej strony chciałoby się wrócić do domu, a tak odciąć się i „wyczyścić” głowę, ale wiadomo też, że nie zawsze jest ku temu okazja. Staram się nie stać w miejscu, tylko ciągle pogłębiać wiedzę.

– A jeśli chodzi o futbol, interesujesz się nim w wolnym czasie?

– Tak, kiedy tylko mam czas to jak najbardziej interesuję się piłką, staram się być w miarę na bieżąco. Najchętniej oglądam mecze ligi Angielskiej.

– Wracając jeszcze do pracy w Akademii i pracy w sztabie szkoleniowym, czy masz kogoś kogo uważasz za wzór w swojej dziedzinie?

– Takiej konkretnej osoby nie mam, co wynika ze specyfiki tej dziedziny. Jest tyle różnych metod fizjoterapuetycznych, że raczej staram się, jeżdżąc na kursy i szkolenia, z każdej takiej szkoły fizjoterapeutycznej wyciągnąć coś dla siebie. Nie jestem raczej zafiksowany na jedną metodę. Staram tworzyć coś swojego, a z każdego kursu i od każdego autorytetu z dziedziny fizjoterapii wyciągnąć coś cennego dla siebie. Często jest tak, że fizjoterapeuta jedzie na szkolenie i kończąc je uważa, że znalazł jeden złoty środek, którym będzie teraz wszysytkich leczył. Później jedziemy na kolejny kurs i znowu pojawia się myśl „o kurczę, to jest fajne”.

– Formą dokształcania się i tu są staże.

– Za granicą nie zdarzyło mi się być, natomiast wziąłem udział w szkoleniu w Spale, poświęconemu terapii manualnej w ujęciu doktora Aleksandra Bieleckiego. To znany fizjoterapeuta, który pracował wiele lat ze sportowcami, również przy naszej kadrze olimpijskiej z piłkarzami ręcznymi, siatkarzami i koszykarzami. Ważna postać, jeżeli chodzi o świat fizjoterapii w Polsce.

– Czy jest jakieś motto, którym kierujesz się w pracy i w życiu?

– Przede wszystkim nie szkodzić (z łaciny „primum non nocere”), była pierwsza sentencja jaką poznałem na studiach. Uważam, że to jest bardzo ważne dlatego, że bardzo łatwo jest komuś zaszkodzić. Dla mnie nie jest ujmą powiedzieć, kiedy nie jestem pewien swojej diagnozy: „idź sprawdź, zrób USG, zrób rezonans”  -najważniejsze, żeby nie zaszkodzić. Niektórzy starają się pracować w ciemno, a nie zawsze się to kończy z korzyścią dla pacjenta.


Rozmawiał: Mateusz Żegota


Sponsorzy główni

Sponsorzy

Partner strategiczny

Partnerzy

Partnerzy

Partnerzy

Partnerzy

Partner techniczny

Partner medyczny