Ełkaesiacy nie przestraszyli się mistrza Polski, a do pełni szczęścia zabrakło im zaledwie kilkunastu sekund. W 25. kolejce PKO BP Ekstraklasy piłkarze ŁKS-u zremisowali 1:1 z Rakowem Częstochowa. Na gola Daniego Ramireza odpowiedział w doliczonym czasie gry Giannis Papanikolaou.
O tym, że oba zespoły zamierzają zagrać o pełną pulę przekonał nas już pierwszy, bardzo intensywny kwadrans, w którym zarówno Raków, jak i ŁKS, potrafił dojść do głosu. Najpierw zaatakował mistrz Polski i przez kilka minut skóra cierpła na plecach, bo podopieczni trenera Dawida Szwargi niemal zamknęli łodzian na przedpolu bramki Aleksandra Bobka; następnie odgryzł się ŁKS i to bardzo groźnie, czego efektem niezwykle składna akcja, w trakcie której ełkaesiacy wymienili serię dokładnych podań na prawej stronie szesnastki, a po uderzeniu Kamila Dankowskiego gości uratował słupek.
Kilkadziesiąt sekund po szansie dla ŁKS-u, swoją świetną okazję miał Raków – Ante Crnac oszukał naszą defensywę wykonanym z chirurgiczną precyzją prostopadłym podaniem, dzięki czemu Bartosz Nowak stanął „oko w oko” z Aleksandrem Bobkiem. Tym razem do nas uśmiechnęło się szczęście, bo lob pomocnika Rakowa okazał się minimalnie niecelny. Potem po drugiej stronie boiska, po podobnej akcji jak już ta wyżej wspomniana, w boczną siatkę z ostrego kąta kropnął Husein Balić.
ŁKS nie pękał przez co faworyt miał w Łodzi twardy orzech do zgryzienia – podopieczni trenera Marcina Matysiaka nie bali się pojedynków „jeden na jeden”, grali zdecydowanie w defensywie i z pomysłem po odzyskaniu piłki, co zaś najważniejsze nie ustępowali kroku rywalowi. Oczywiście mistrza Polski nie można było spuścić z oka nawet na moment – w końcówce pierwszej połowy mogliśmy się o tym boleśnie przekonać, gdy indywidualną akcją przy linii końcowej popisał się John Yeboah (Aleksander Bobek był na posterunku) i zwłaszcza po dużym błędzie naszej defensywy, stracie piłki we własnej szesnastce i dwóch strzałach Frana Tudora w odstępie kilku sekund (oba zablokowane dzięki ofiarnym interwencjom naszych obrońców).
Druga część niedzielnych zawodów rozpoczęła się tak jak pierwsza czyli od szturmu na bramkę ŁKS-u. Już chwilę po zmianie stron groźnie z kilkunastu metrów tuż obok słupka uderzali Dawid Drachal (jeszcze w pierwszej połowie zastąpił kontuzjowanego Frana Tudora) i John Yeboah. W 56. minucie świetnie po strzale tego ostatniego interweniował Aleksander Bobek, który obronił też strzał głową innego jeszcze zawodnika Rakowa. Niedługo po tym goście aż trzykrotnie uderzali mniej więcej z dwunastego metra i za każdym razem futbolówka przemykała tuż obok prawego słupka bramki łodzian lub poszybowała, jak po atomowym uderzeniu Vladyslava Kochergina, tuż nad poprzeczką. W kilku innych sytuacjach doszło do ogromnego zamieszania w naszym polu karnym, lecz i tutaj łodzianie, choć bronili się teraz już całym zespołem, potrafili uniknąć straty gola.
ŁKS przetrwał napór mistrza Polski, a po 65. minucie, gdy trener Marcin Matysiak zdecydował się na dwie zmiany (na murawie pojawili się Kay Tejan i Antoni Młynarczyk), złapał drugi oddech. Najpierw, dzięki dwójkowej akcji Huseina Balicia z Holendrem, łodzianie przy ogłuszającym dopingu kibiców wywalczyli rzut rożny; następnie po dośrodkowaniu z tego stałego fragmentu gry główkował Rahil Mammadov, a że piłkę po tym strzale zablokował ręką Gustav Berggren, sędzia po konsultacji z VAR-em wskazał na wapno – Dani Ramirez pewnym strzałem otworzył wynik zawodów (1:0)!
Raków nie rezygnował i rzucił się do odrabiania strat, choć i w poczynaniach zespołu spod Jasnej Góry widać było ubytek sił, bo chociaż przyjezdni uzyskali wyraźną przewagę, nie wypracowywali sobie aż tylu okazji do uderzenia na bramkę ełkaesiaków co wcześniej. My natomiast potrafiliśmy się odgryźć, jak w 82. minucie, gdy po kontrze w szesnastkę Rakowa wbiegł Antoni Młynarczyk i dograł do Daniego Ramireza, a Hiszpan trafił w słupek. Broniliśmy się długo i zawzięcie, w jednej z sytuacji kapitalnie interweniował Kamil Dankowski, niestety w doliczonym czasie gry, po jeszcze jednym zamieszaniu w szesnastce ŁKS-u, wyrównującego gola zdobył Giannis Papanikolaou.
Piłkarze Łódzkiego Klubu Sportowego zremisowali z Rakowem 1:1. Trochę szkoda, ale za zaangażowanie w starciu z mistrzem Polski całej bez wyjątku drużynie należą się gromkie brawa. Dwa następne mecze ełkaesiacy rozegrają na wyjeździe, natomiast na stadionie Króla zobaczymy się ponownie 14 kwietnia przy okazji spotkania ŁKS-u z Radomiakiem.
25. kolejka PKO BP Ekstraklasy | ŁKS Łódź – Raków Częstochowa 1:1 (0:0)
Składy: