Piłkarze ŁKS-u zrobili wiele, żeby zdobyć punkty w meczu inaugurującym piłkarską wiosnę. Niestety, lepsi o jednego gola okazali się rywale. W spotkaniu zamykającym 20. kolejkę PKO BP Ekstraklasy łodzianie przegrali z Koroną w Kielcach 1:2. Jedynego gola dla gości zdobył Husein Balić.
ŁKS dobrze rozpoczął swój pierwszy w 2024 roku ligowy mecz i w pierwszym kwadransie był zespołem lepiej zorganizowanym w środku pola, bardziej wybieganym i przejawiającym więcej inicjatywy w ofensywie. Co więcej, naprawdę dobrze wyglądała gra defensywna zespołu trenera Piotra Stokowca, w której prym wiódł Rahil Mammadov (kilka świetnych interwencji). Wszystko to złożyło się na obraz gry – nieliczne akcje gospodarzy rozbijały się przed szesnastką, z kolei po przejęciu piłki przyjezdni potrafili od czasu do czasu coś ciekawego wymyślić i po drugiej stronie boiska.
Pierwszą groźną sytuację pod bramką Konrada Forenca stworzyliśmy sobie już w 5. minucie, kiedy kapitalnym prostopadłym podaniem z głębi pola popisał się aktywny w tym fragmencie spotkania Dani Ramirez, a z ostrego kąta, choć wprost w golkipera, strzelił Husein Balić, drugi obok reprezentanta Azerbejdżanu debiutant w wyjściowym składzie ŁKS-u. Przed upływem pierwszego kwadransa Hiszpan znów wystąpił w jednej z głównych ról, bo po kolejnej ciekawej akcji ełkaesiaków jeden z zawodników złościsto-krwistych sfaulował tuż przed polem karnym Jakuba Letniowskiego – Ramirez próbował zaskoczyć Konrada Forenca technicznym uderzeniem z rzutu wolnego, lecz ten drugi okazał się czujny do końca.
Po tym do głosu zaczęli dochodzić kielczanie. Gospodarze atakowali przede wszystkim swoją lewą stroną boiska i w 29. minucie właśnie po szarży Dawida Błanika tę flanką, zamykający akcję Dominick Zator kropnął z kilkunastu metrów w światło bramki. W tej sytuacji znakomicie spisał się Dawid Arndt, zatrzymując futbolówkę. Niestety, w dalszej części pierwszej połowy Korona nadal przeważała i w 36. minucie objęła prowadzenie. Miejscowi egzekwowali rzut wolny z okolicy narożnika szesnastki, po dośrodkowaniu piłki doszło do zamieszania w polu karnym ŁKS-u, Dawid Arndt próbował wypiąstkować piłkę, lecz nie trafił w nią czysto (łódzki bramkarz domagał się odgwizdania faulu), z czego skorzystał Yoav Hofmeister, strzałem głową otwierając wynik spotkania.
Także w kolejnych minutach więcej z gry mieli podopieczni trenera Kamila Kuzery, na nasze szczęście ełkaesiacy wrócili do gry tuż przed przerwą. W doliczonym czasie gry łodzianie zaatakowali odważniej, znów zaczęli zapuszczać się w okolice pola karnego Korony i tuż przed gwizdkiem arbitra po akcji Kaya Tejana i Huseina Balicia, ten drugi ostrym strzałem z lewej strony szesnastki pokonał bramkarza Korony, doprowadzając tym samym do wyrównania (1:1).
Na Suzuki Arenie walka trwała na całego. Tak jednym jak i drugim nikt nie mógł w poniedziałkowy wieczór odmówić zaangażowania, zresztą tak samo wyglądała druga część zawodów, w której nieco mniej oglądaliśmy płynnych akcji i strzałów na bramkę, natomiast zażartej rywalizacji o każdą piłki wciąż było pod dostatkiem. Co ważne, ŁKS mógł się podobać także w tym fragmencie spotkania. Przede wszystkim znów sprawiał wrażenie lepiej zorganizowanego (spora w tym zasługa m.in. aktywnego Jakuba Letniowskiego), czego wyraz dał już w 48. minucie, gdy po podaniu z głębi pola znajdujący się niestety na pozycji spalonej Kay Tejan wygrał pojedynek z obrońcą oraz bramkarzem i umieścił futbolówkę w bramce (oczywiście sędzia nie uznał tego trafienia).
Bardzo bliscy szczęścia byliśmy też w 70. minucie, gdy Holender sprytnym podaniem otworzył drogę do bramki Daniemu Ramirezowi i gdyby nie odważny wybieg z bramki Konrada Forenca, zapewne nasz pomocnik zdołałby uderzyć bardziej precyzyjnie, a tak trafił tylko w golkipera, więc skończyło się na wielkim strachu miejscowych. Co na to kielczanie? W międzyczasie przeprowadzili jedną groźną akcję (strzał rezerwowego Jewgienija Szykawki w ostatniej chwili zablokował Marcin Flis), a inicjatywę przejęli dopiero w końcówce.
Najpierw białoruski napastnik spróbował jeszcze raz, ale i tym razem musiał obejść się smakiem, bo chociaż jego uderzenie nożycami było efektowne, równie efektowna okazała się parada Dawida Arndta. I wreszcie, na nasze nieszczęście, w doliczonym czasie gry wprowadzony po przerwie Danny Trejo kropnął z woleja z kilkunasty metrów tak, że bramkarz ŁKS-u nie miał większych szans na skuteczną interwencję. Szkoda, bo zasłużyliśmy w Kielcach chyba na ciut więcej.
Piłkarze Łódzkiego Klubu Sportowego przegrali z Koroną 1:2. W następnej kolejce rozgrywek PKO BP Ekstraklasy ełkaesiacy zmierzą się na stadionie Króla z Widzewem. 70. derby Łodzi odbędą się w niedzielę 18 lutego.
20. kolejka PKO BP Ekstraklasy / Korona Kielce – ŁKS Łódź 2:1 (1:1)
Składy: