Kiedy ŁKS po raz pierwszy w lidze zmierzył się ze Stalą Stalowa Wola, w naszym zespole grali pierwsze skrzypce Chojnacki, Ziober czy Stanisław Terlecki. Nic więc dziwnego że 31 lat temu ze zwycięstwa cieszyli się łodzianie.
Ponad trzydzieści lat temu ŁKS też mierzył bardzo wysoko, z tą różnicą że wówczas gra toczyła się nie w drugiej (ówczesnej trzeciej) lidze, a w ekstraklasie. Stal Stalowa Wola przyjechała 17 października 1987 roku do Łodzi skazywana na pożarcie. – „Rycerze Wiosny są jedynym zespołem, który może jeszcze zamieszać w czołówce” – mówili chórem futbolowi eksperci i trzeba przyznać, że mieli ku temu powody.
Zwycięstwo za dwa, a nie trzy
W prowadzonym przez Leszka Jezierskiego zespole nie brakowało gwiazd ekstraklasy lub zawodników aspirujących do tego miana. Jarosław Bako, Witold Bendkowski, Witold Wenclewski, Marek Chojnacki, Juliusz Kruszankin, Ryszard Robakiewicz, Jacek Ziober czy wreszcie cieszący się statusem „profesora” Stanisław Terlecki tworzyli wybuchową mieszankę, choć przyszłość pokazała, że była to także mieszanka nieobliczalna.
Debiutująca w ekstraklasie Stal pojawiła się w Łodzi z zamiarem wywiezienie punktu i tym samym sprawienia dużej niespodzianki, choć tak naprawdę sukcesem zespołu z Podkarpacia miało być uniknięcie porażki różnicą trzech goli – takie rozstrzygnięcie bowiem w tamtym czasie nagradzało zwycięzców dodatkowym trzecim punktem, a przegranych karało jednym ujemnym.
ŁKS zagrał wówczas ze Stalą tak, jak grywał w tamtym sezonie często – zrywami, raz prezentując ofensywny, miły dla oka futbol, innym razem popadając w niezrozumiałą dla kibiców stagnację. Dowodem piłkarskiej siły drużyny „Napoleona” była akcja z 18.minuty, kiedy Witold Bendkowski zagrał na wolne pole do Sławomira Różyckiego, ten posłał w bój Ryszarda Robakiewicza, a napastnik zagrał piętą do niepilnowanego Marka Chojnackiego. Przyszły rekordzista pod względem liczby występów w ekstraklasie dopełnił formalności. – „Wzorowa akcja, cztery podania i ręce same składały się do oklasków” – podsumował pierwszą bramkę sprawozdawca „Dziennika Łódzkiego”.
Gospodarze nie zwalniali tempa i już siedem minut później zdobyli drugą bramkę, kiedy Chojnackiego w polu karnym podciął jeden z obrońców Stali a sprawiedliwość wymierzył Robakiewicz. Stanisław Karwat, bramkarz gości który kilka lat później z Nîmes Olympique zagra w europejskich pucharach i zdobędzie francuski paszport, dwoił się i troił zatrzymując kolejne strzały ełkaesiaków – Robakiewicza, Chojnackiego i Więzika, ale w 59. minucie nawet on okazał się bezradny. Po rzucie rożnym i nieporozumieniu golkipera ze stoperem, Stanisław Terlecki czubkiem buta skierował futbolówkę do siatki.
Słynny skrzydłowy, którego pożegnaliśmy kilka tygodni temu miał tamtego dnia szansę ponownie wpisać się na listę strzelców, ale piłka po jego uderzeniu z rzutu… rożnego, szczęśliwie dla przyjezdnych trafiła w poprzeczkę. ŁKS prowadził więc 3:0 i pewnie zmierzał po zwycięstwo za trzy (a nie dwa) punkty, w końcówce jednak Stal zdołała zdobyć honorowe trafienie i tym samym zabrała łodzianom „oczko”.
Wydarzyło się to w chwili, w której „Kibice ŁKS zaintonowali pieśń przepraszającą sympatyków beniaminka ligi że muszą wyjechać z Łodzi z bagażem trzech bramek”. Ziober stracił piłkę (zdaniem dziennikarzy reprezentant Polski nie chciał faulować rywala, miał bowiem na koncie żółtą kartkę) a Zygmunt Tworek wepchnął ją do siatki i mniejsza o to, czy uczynił to, jak uważał po meczu Ziober – ręką, sędzia bowiem gola uznał i ełkaesiakom trzeci zwycięski punkt przeszedł obok nosa. Pozostało cieszyć się więc z dwóch, fotelu wicelidera ekstraklasy i pierwszego ligowego zwycięstwa ze Stalą Stalowa Wola.
17 października 1987 r. / ŁKS Łódź – Stal Stalowa Wola 3:1 (2:0)
Składy:
Szczęście było blisko
Ełkaesiacy po zwycięstwie ze Stalą Stalowa Wola zajmowali drugie miejsce w tabeli ekstraklasy, a do lidera z Zabrza tracili zaledwie punkt. Niestety po ostatnim meczu sezonu kibice ŁKS-u czuli ogromny niedosyt, bo do szczęścia czyli trzeciego miejsca gwarantującego grę w europejskich pucharach zabrakło prowadzonym przez trenera Leszka Jezierskiego „Rycerzom Wiosny” tylko jednego gola!
I naprawdę trudno winić za to wyłącznie Ryszarda Robakiewicza, który w ostatnim meczu z Górnikiem Wałbrzych zmarnował w końcówce spotkania znakomitą sytuację, a że ŁKS mecz ten wygrał różnicą tylko dwóch, a nie trzech goli, w rozgrywkach Pucharu UEFA wystąpiła Legia.
Tak naprawdę łodzianie swoją szansę zaprezentowania się na europejskich boiskach zaprzepaścili wcześniej, przegrywając m.in. w końcówce sezonu właśnie z Stalą Stalowa Wola, bo z porażki w walczącym o mistrzostwo Polski Górnikiem Zabrze można było ełkaesiaków rozgrzeszyć. Na otarcie łez ŁKS-owi pozostał kolejny start w pucharze Intertoto i spotkania z Admirą Wiedeń, 1FC Kaiserslautern oraz FC Luzern.
Znany komentator sportowy, ligowiec ŁKS-u i Stali
W rozegranym trzydzieści jeden lat temu meczu, w barwach Stali wystąpił Tomasz Jasina, który później reprezentował także biało-czerwono-białe barwy. Przyszły komentator sportowy debiutował w ekstraklasie jeszcze w pierwszej połowie lat 80. w barwach Motoru Lublin, później występował w Stali Stalowa Wola, ŁKS-ie, w drugoligowym klubie francuskim La Roche-sur-Yon Vendee Football, a po powrocie do kraju także w kilku polskich zespołach drugoligowych.
W ekstraklasie rozegrał prawie 160 meczów, strzelił 5 goli. W ŁKS-ie natomiast w sezonie 1988/1989 wystąpił w 20 spotkaniach i zdobył 2 bramki. Dziś jest m.in. znanym komentatorem sportowym TVP, autorem felietonów i programów sportowych.
Przed jesiennym meczem Stali z ŁKS-em Tomasz Jasina tak w rozmowie z lkslodz.pl wspominał czas spędzony w Łodzi: – „To był krótki okres mojej piłkarskiej przygody i gdyby nie pewne sprawy osobiste trwałby nieco dłużej. Myślę, że dla mnie to był czas dobrych piłkarskich doświadczeń. Miałem okazję grać i trenować z kilkoma uznanymi zawodnikami. Do tego dochodził niezły poziom prezentowany przez drużynę. Jeszcze raz podkreślę, gdyby nie sprawy osobiste zapewne moja przygoda z ŁKS-em trwałaby dłużej.”
Bilans spotkań ŁKS-u ze Stalą Stalowa Wola
Ełkaesiacy rozegrali ze Stalą piętnaście ligowych pojedynków, a zatem w Łodzi doszło do siedmiu spotkań. Bilans tych łódzkich meczów wypada zdecydowanie na naszą korzyść. „Rycerze Wiosny” odnieśli cztery zwycięstwa, a trzy pozostałe spotkania zakończyły się podziałem punktów. Stal więc jeszcze przy al. Unii Lubelskiej 2 nie wygrała, strzeliła tylko trzy gole, a sama straciła ich dziesięć.
Źródła:
Autor: Remek Piotrowski