Jeden z ulubieńców kibiców ŁKS-u żegna się z naszym klubem, ale zarówno on, jak i sympatycy najstarszego łódzkiego klubu z pewnością będą okres gry ambitnego obrońcy w zespole „Rycerzy Wiosny” wspominać bardzo dobrze.
Czas więc na ostatni wywiad…
W ŁKS-ie rozegrałeś 68 meczów. Sporo…
Paweł Pyciak: Tak, spędziłem w Łodzi ponad dwa i pół roku. Rozegrałem tak jak mówisz 68 spotkań, jestem zadowolony z ilości meczów, tym bardziej że większość rozpoczynałem w pierwszym składzie. Najbardziej żałuję ostatniej kolejki [mecz z Legionovią – przyp. red.], bo przytrafił mi się uraz i z tego powodu nie mogłem z murawy pożegnać się z kibicami.
Jak będziesz wspominał tę spędzone w Łodzi trzy lata?
– W klubie bardzo mi się podobało! Wcześniej występowałem w Hutniku Kraków, który też ma wiernych kibiców więc drugi raz w trakcie mojej przygody z piłką miałem możliwość gry przy tak licznej publice i do tego tak żywiołowo reagującej. ŁKS jest na pewno bardzo dobrze zorganizowany, a Łódź jako miasto bardzo mi się podobała. Cieszę się, że mogłem tu być!
Który mecz będziesz najlepiej wspominał?
– Miło będę wspominał każdy mecz, ale najbardziej w pamięci utkwił mi ten zwycięski u siebie z Drwęcą w trzeciej lidze. Wygraliśmy 3:0, koncertowo dopingowały nas trybuny. Wtedy też zanotowałem dwie asysty i zagrałem naprawdę dobre zawody. Tak naprawdę źle wspominam tylko jeden mecz, wszyscy zapewne wiedzą który mam na myśli…
Mimo twojej ofensywnej gry nie udało ci się zdobyć bramki dla ŁKS-u. Miałeś w głowie jakąś cieszynkę przygotowaną?
– Nie (śmiech). Cieszynki nie miałem przygotowanej, więc ewentualna radość byłaby spontaniczna. Kilka razy byłem bardzo blisko. Piłka odbijała się od słupków, a dwa razy z linii bramkowej futbolówkę wybijali obrońcy. To jest taka jedna rzecz, której jest mi najbardziej szkoda. Zaliczyłem jednak dużo ostatnich podań, więc sportowo oceniam ten okres pozytywnie.
Jakie wrażenie na siebie wywarli kibice i mecze przy al. Unii2?
– Cały dzień meczowy był niesamowity! Już przychodząc na zbiórkę byłem pozytywnie naładowany i nie mogłem doczekać się pierwszego gwizdka, dopingu i całej tej wiążącej się z meczem atmosfery. Kibice ŁKS-u już od dawna prezentują poziom ekstraklasowy i mam nadzieje, że wrócą do elity razem z drużyną. Doping na trybunie dodawał mi większej energii, a ponieważ sam kibicuję więc jeszcze bardziej mnie to nakręcało do działania.
Kibice rozpoznawali się na ulicach naszego miasta?
– Tak, wiele osób do mnie podchodziło i prosiło o wspólne zdjęcie lub autograf. Co mnie odrobinę zaskoczyło, najczęściej do takich spotkań dochodziło w centrach handlowych i parkach. W Manufakturze często zdarzało się, że ktoś podchodził i mówił dobre słowo, choć nie ukrywam, że po słabszych meczach zdarzały się i krytyczne opinie. Raz miałem taką sytuację, że na skrzyżowaniu dwóch ulic w centrum zatrzymał się kibic, wysiadł i zaczął ze mną rozmowę o poprzednim zakończonym niepomyślnym dla nas wynikiem meczu, ale to było jeszcze w trzeciej lidze.
Dlaczego opuszczasz ŁKS?
– Tak jak już rok temu wspominałem, w tym miesiącu biorę ślub. Właśnie ze względu na dalsze życie rodzinne zdecydowałem się zostać w Krakowie, w moim rodzinnym mieście. Po wspólnej rozmowie z narzeczoną stwierdziliśmy, że to będzie najlepsze rozwiązanie.
To była trudna decyzja?
– Trudna, ponieważ po awansie była perspektywa gry w pierwszej lidze, ale już wcześniej zadecydowaliśmy o powrocie do Krakowa. Prowadziłem wstępne rozmowy z dyrektorem Przytułą kilka tygodni temu na temat przedłużenia umowy i tego, czy mógłbym w ŁKS-ie występować jeszcze przez rok. Mogę więc powiedzieć, że klub był zainteresowany dalszą współpracą.
Zobaczymy się jeszcze przy al. Unii?
– W roli kibica na pewno, założyłem sobie, że kilka razy w roku będą odwiedzał kolegów z szatni. A w roli piłkarza… cóż, zobaczymy co przyniesie przyszłość.
A co przyniesie ta najbliższa? Masz jakieś oferty?
– Na tę chwilę jeszcze nie mam klubu. Na pewno jestem zainteresowany grą w drużynach z okolic Krakowa. Prowadziłem już wstępne rozmowy z klubami, ale jeszcze nie ma żadnych konkretów. Czuję się na siłach, żeby jeszcze pograć parę lat na wysokim poziomie.
Kupiłeś już garnitur ślubny?
– Czeka w szafie, chociaż ostatnio musiałem oddać go do krawcowej. Delikatnie przesadziłem z siłownią [śmiech], więc niezbędną będą drobne poprawki. Co do ślubu to też wszystko już jest dopięte na ostatni guzik, więc teraz pozostaje już tylko czekać.
Czego zatem możemy życzyć Pawłowi Pyciakowi?
– Na pewno zdrowia i szczęścia w małżeństwie, ale także odnalezienia się w nowym klubie, a także w życiu codziennym w rodzinnym mieście. Korzystając z okazji chciałem podziękować prezesom, trenerom, sponsorom, kibicom, kolegom z drużyny oraz działaczom, a szczególnie panu Darkowi Lisowi, Pawłowi Lewandowskiemu i Tomaszowi Salskiemu. Przede wszystkim za zaangażowanie w funkcjonowanie klubu.