Próba generalna przed zbliżającą się wielkimi krokami walką o ligowe punkty wypadła nader obiecująco. Ełkaesiacy w konfrontacji z trzecioligowym rywalem urządzili sobie prawdziwy festiwal strzelecki i gdyby mecz zakończył się wynikiem dwucyfrowym, to piłkarze Lechii również nie mieliby prawa narzekać na zbyt wysoką porażkę, jakiej doznali w sobotnie popołudnie przy ulicy Minerskiej.
Podopieczni Kazimierza Moskala do ataku ruszyli praktycznie od pierwszego gwizdka sędziego Patryka Adamczyka. Dość powiedzieć, że pierwszy rzut rożny wykonywali już w trzeciej minucie, gdy tomaszowianie zablokowali piłkę dogrywaną do kolegów przez Wojciecha Łuczaka. Ten sam zawodnik w 20. minucie udowodnił, że jest specjalistą od strzelania goli przedniej urody dla łódzkiego zespołu. Jak w niedawnym sparingu z Szachtiorem Karaganda w Belek, „Łuczi” znów popisał się efektownym uderzeniem z dystansu, po którym bramkarzowi pozostało jedynie wyciągnąć piłkę z siatki.
Nieco wcześniej, bo w 15. minucie, do bramki lechistów trafił już Łukasz Sekulski, lecz arbiter główny odgwizdał w tej sytuacji spalonego. W przypadku „Sekula” w sobotę doskonale sprawdziło się jednak powiedzenie, że co się odwlecze, to nie uciecze. W 29. minucie sprowadzony w styczniu z SKA Chabarowsk napastnik pokonał bramkarza Lechii po strzale głową, wykorzystując świetne dośrodkowanie z prawej strony boiska. W 38. minucie Sekulski wykorzystał dla odmiany wrzutkę z lewego skrzydła i podwyższył na 3:0. A zaledwie dwie minuty później ten pochodzący z Płocka piłkarz skompletował klasycznego hattricka, dopełniając formalności po dograniu piłki z prawej strony przez Jana Grzesika.
W międzyczasie dwa razy w roli głównej wystąpił jeszcze Oskar Koprowski. Najpierw jego uderzenie po dośrodkowaniu z rzutu rożnego z najbliższej odległości obronił Mateusz Awdziewicz, a kilka chwil później młody obrońca ŁKS-u wybił piłkę z linii bramkowej własnego zespołu po strzale z dystansu jednego z zawodników Lechii.
W odpowiedzi, grającego pod słońce bramkarza gości próbowali zaskoczyć inni piłkarze Łódzkiego Klubu Sportowego. Przy obu próbach Bartłomieja Kalinkowskiego golkiper z Tomaszowa Mazowieckiego był jednak dobrze ustawiony, a przy strzale Jakuba Kostyrki nie zdołał wprawdzie złapać piłki, lecz w tej sytuacji żaden z ełkaesiaków nie zdążył ze skuteczną dobitką. Z kolei strzał Łukasza Piątka okazał się niecelny, gdyż piłka przeleciała nad poprzeczką.
W tym okresie gry Lechię stać było jedynie na wyprowadzenie pojedynczych kontr, które albo kończyły się jednak niecelnymi strzałami, albo akcje tomaszowian skutecznie przerywał blok obronny kierowany przez Kamila Juraszka.
W drugiej połowie popis strzelecki „Rycerzy Wiosny” wznowił Sekulski i w 55. minucie było już 5:0 dla ŁKS-u. Dosłownie chwilę później swoje pojawienie się na boisku mógł golem zaakcentować Jewhen Radionow, lecz piłka po jego strzale poszybowała nad bramką trzecioligowca.
Zamiast 6:0 w 59. minucie zrobiło się 5:1. Honorową, jak się okazało, bramkę dla Lechii zdobył Kamil Lewiński, który uderzeniem w długi róg znalazł sposób na pokonanie kapitana ełkaesiaków – Michała Kołby. Na ripostę ze strony zawodników Kazimierza Moskala nie trzeba było jednak długo czekać. W 63. minucie strzałem zza pola karnego Awdziewiczowi – po dograniu Sekulskiego – nie dał większych szans Radionow i łodzianie ponownie prowadzili różnicą pięciu bramek.
A dziesięć minut później ŁKS prowadził już 7:1. Akcję Łuczaka nieprzepisowo w polu karnym zatrzymał jeden z podopiecznych Daniela Myśliwca, a piłkę na jedenastym metrze ustawił sobie Radionow. Ukraiński napastnik wykonał „jedenastkę” na tyle mocno i na tyle precyzyjnie, że po chwili z widowni można było usłyszeć charakterystyczne „Żenia gol”.
Mimo wysokiego prowadzenia, w ostatnim kwadransie ełkaesiacy nie zamierzali zwalniać tempa i do samego końca ambitnie walczyli o zdobycie ósmej bramki. Bliski realizacji tego celu był choćby Grzesik, którego strzał w 79. minucie sprawił spore problemy Awdziewiczowi.
Na dziewięć minut przed końcem o pechu mogli z kolei mówić gracze Lechii, gdyż po uderzeniu jednego z nich poprzeczka uratowała Kołbę przed wpuszczeniem drugiego gola. Ostatecznie wynik już się nie zmienił i teraz pozostaje już tylko trzymać mocno kciuki, aby podobną skutecznością „Rycerze Wiosny” imponowali w meczach ligowych. Pierwszy z nich już w sobotę 2 marca o godzinie 17:00 przy al. Unii. Przypomnijmy, rywalem ełkaesiaków będzie Garbarnia Kraków.
Sparing: ŁKS Łódź – Lechia Tomaszów 7:1 (4:0)
Składy: