Wszystko zgodnie z planem. Ełkaesiacy grali z polotem i fantazją. Zdobyli trzy bardzo ładne bramki, a ich efektowne zwycięstwo znów podziwiał komplet widzów. – „Zrobiliśmy kolejny kroczek” – stwierdził po spotkaniu trener Kazimierz Moskal.
Przez kilkanaście początkowych minut podopieczni trenera Kazimierza Moskala usypiali rywala. Momentami można było nawet odnieść wrażenie, że to goście częściej operują piłką, a kilka przeprowadzonych przez nich prawą stroną boiska akcji akurat łódzkim kibicom z pewnością podniosło ciśnienie.
Ełkaesiacy wyrwali się z letargu w 18. minucie i… cóż to była za akcja. Zawodnicy Podbeskidzia nie zdążyli się zorientować w sytuacji, a już gospodarze przetransportowali futbolówkę dwoma dokładnymi podaniami w okolice szesnastki przyjezdnych. Daniel Ramirez kapitalnym prostopadłym podaniem uruchomił Patryka Bryłę, ten wygrał wyścig do piłki z bramkarzem „Górali”, minął go, a następnie uderzył lewą nogą z kilkunastu metrów do pustej bramki (1:0).
ŁKS „napoczął” więc rywala i zaraz po tym jego kolejne akcje nabrały w końcu wyrazu. Świetnie prezentował się środek pola, w dodatku na skrzydłach obrońcom Podbeskidzia nie dawali chwili wytchnienia Bryła i Ramirez. Ten drugi był bliski wpisania się na listę strzelców w 30. minucie, bo chociaż jego uderzenie z rzutu wolnego zablokowali obrońcy, to już dobitkę z dwudziestu metrów Wojciech Fabisiak wybronił z najwyższym trudem.
W poważnych opałach bramkarz gości znalazł się też chwilę później, gdy łodzianie wymienili kilka błyskotliwych podań na prawej stronie, po czym przegrali piłkę do środka, gdzie huknął jak z armaty Łukasz Piątek. Do szczęścia znów zabrakło niewiele, ale i tym razem Fabisiak efektowną robinsonadą zażegnał zagrożenie. Rywale odgryźli się w 37. minucie, kiedy po kolejnej akcji prawą (naszą lewą) stroną groźnie pod poprzeczkę uderzył Chopi.
Na szczęście Michał Kołba nie dał się zaskoczyć, zaś tyle szczęścia nie miał w 42. minucie jego vis a vis. Zresztą nawet ono chyba by nie pomogło Fabisiakowi, bo mierzone techniczne uderzenie Bartłomieja Kalinkowskiego z dwudziestu metrów było po prostu przedniej marki. Nic dziwi więc, że ku uciesze szczelnie wypełnionej trybuny futbolówka po raz drugi tego dnia zatrzepotała w siatce.
Do przerwy wicelider prowadził dwoma bramkami, a po zmianie stron z nieco większym animuszem ruszyli do przodu podopieczni trenera Krzysztofa Brede. W 54. minucie po szybkiej kontrze byli nawet bliscy zdobycia bramki, na nasze szczęście Michał Kołba nie dał się oszukać i ze spokojem złapał futbolówkę po podcince Valerjisa Sabali. Potem do pracy zabrał się Rafał Kujawa.
Co prawda jego pierwsze uderzenie z dystansu po rykoszecie Fabisiak czubkami palców przeniósł nad poprzeczką, ale snajper ŁKS-u nie zamierzał rezygnować i chwilę później zdobył swoją trzecią tej wiosny i dziewiątą w sezonie bramkę. W jaki sposób? Bardzo podobny. Wystarczyło ponownie huknąć zza pola karnego. Na dwa kwadranse przed ostatnim gwizdkiem gospodarze prowadzili 3:0, lecz nadal było im mało. Szansę na czwarte trafienie zmarnował Piątek po cudownym prostopadłym podaniu Ramirez i przytomnym dograniu na jedenasty metr Lukasa Bieláka. Tuż nad poprzeczką w końcówce główkował jeszcze Jan Sobociński.
ŁKS był szybszy, dokładniejszy, z dużą swobodą rozgrywał piłkę w środku pola i na skrzydłach, z łatwością zdobywał przestrzeń, a i szybko odzyskiwał futbolówkę. Innymi słowy – grę podopiecznych trenera Kazimierza Moskala oglądało się z dużą przyjemnością. Goście mogli co prawda zmniejszyć rozmiary porażki, kiedy jednak „Górale” dochodzili po przerwie do klarownych sytuacji podbramkowych grzeszyli niedokładnością. Efekt – Michał Kołba zachował czyste konto, „Rycerze Wiosny” zgarnęli po dobrej grze trzy punkty, a kibice znów mieli powody do radości.
26. kolejka Fortuna 1 Liga / ŁKS Łódź – Podbeskidzie Bielsko-Biała 3:0 (2:0)
Składy:
Autor: Remek Piotrowski