Drużyna

Misja niemożliwa? Nie z takich opresji wychodził ŁKS!

06.06.2017

06.06.2017

Misja niemożliwa? Nie z takich opresji wychodził ŁKS!

„Rycerze Wiosny” nie raz znajdowali się trudnej sytuacji i nie raz też dzięki sportowej złości oraz ambicji odmieniali losy spotkań, a te nierzadko decydowały o przyszłości klubu. A impuls zwykle dawały trybuny, bo kibice ŁKS-u są ze swoją drużyną na dobre i złe.

Do finiszu rozgrywek trzeciej ligi należy podejść z pokorą, ale i wiarą w końcowy sukces. Oczywiście to piłkarze z Nowego Miasta Lubawskiego nadal zajmują pierwsze miejsce w tabeli, pamiętajmy jednak, że ŁKS nie jeden raz wychodził obronną ręką z co najmniej równie trudnych sytuacji. Nie wierzycie? Poniżej kilka na to przykładów.

Od 0:3 do 3:3

ŁKS Łódź – Warszawianka 3:3 (1 kwietnia 1928)

Niespełna 90 lat temu piłkarze ŁKS-u po raz pierwszy w historii odrobili w meczu ligowym stratę trzech goli. W rozegranym na początku kwietnia 1928 roku spotkaniu w Łodzi Warszawianka szybko uzyskała wysokie prowadzenie, ale ełkaesiacy walczyli do końca i dzięki bramkom Jańczyka (lub Hofmana), Hofmana i Stollenwerka doprowadzili do remisu 3:3.

A ta szaleńcza pogoń ŁKS-u nie zakończyłaby się powodzeniem, gdyby nie wsparcie kibiców. „Do pauzy warszawianie przewyższali znacznie łodzian, dopiero po zmianie stron Ł.K.S. nawoływany i dopingowany okrzykami przez swych zwolenników «przygniótł» przeciwnika, wywalczając zasłużenie wynik remisowy” – napisał w pomeczowej relacji dziennikarz „Ilustrowanej Republiki”.

„Rycerze Wiosny” po raz pierwszy

Górnik Zabrze – ŁKS Łódź 1:5 (7 kwietnia 1957)

ŁKS gra na wyjeździe z silnym Górnikiem Zabrze, na trybunach 25 tysięcy kibiców. Po dwóch kwadransach goście przegrywają 0:1, na dodatek wskutek poważnego urazu boisko opuszcza Stanisław Wlazły, a przez resztę spotkania łodzianie muszą sobie radzić w „dziesiątkę”. Sytuacja beznadziejna?

Nie, jeśli w opresji znaleźli się „Rycerze Wiosny”, bo to ich narodziny podziwiała cała sportowa Polska 7 kwietnia 1957 roku.

ŁKS ruszył do ataku z pasją, ze sportową złością, z polotem i fantazją. Jeszcze przed przerwą w ciągu zaledwie kilkudziesięciu sekund Stanisław Baran zdobył dwa gole, po przerwie dołożył kolejne dwa, a futbolowe arcydzieło zwieńczył piątą bramką Władysław Soporek.

„Panowie – kapelusze z głów! Tak grają «Rycerze Wiosny». 5 bramek strzelił ŁKS drużynie gwiazd” –  takim tytułem opatrzył pomeczową relację „Przeglądu Sportowego” redaktor Jerzy Zmarzlik, a jego kolega redaktor Zbigniew Dutkowski, sprawozdawca tego spotkania, dodał: „ŁKS dokonał w niedzielę w Zabrzu naprawdę huzarskiej sztuki. […] To był triumf całego kolektywu, w którym jeden grał za wszystkich, a wszyscy za jednego”.

Nie należy zapominać i o tym, że podopiecznych trenera Władysława Króla w Zabrzu wspierało dwa tysiące sympatyków z Łodzi.

Nikt się nie spodziewał takiego kontruderzenia…

ŁKS Łódź – Legia Warszawa 4:2 (30 czerwca 1957)

I jeszcze jeden dramatyczny mecz z niezwykle udanego dla ełkaesiaków, bo zakończonego trzecim miejscem w lidze i zdobyciem pucharu Polski sezonu. 30 czerwca 1957 roku do Łodzi przyjechała Legia Warszawa, aktualny wówczas mistrz Polski. Już po trzech minutach spotkania „Wojskowi” prowadzili 2:0 i wydawało się, że jest po zawodach. ŁKS nie zamierzał się jednak poddawać i pomny zabrskich doświadczeń wierzył w końcowy sukces do końca. Opłaciło się.

Już w 7. minucie Stanisław Baran zdobył bramkę kontaktową. „W zespole Legii konsternacja. Nikt się bowiem nie spodziewał takiego kontruderzenia. Wszyscy liczyli, że łodzianie po utracie 2 bramek załamią się i przekażą inicjatywę Legii” – napisał sprawozdawca „Przeglądu Sportowego”. ŁKS dopingowany przez dwadzieścia tysięcy sympatyków ŁKS-u rozkręcał się z minuty na minutę. W kierunku bramki Legii sunęła akcja za akcją…

W 21. minucie po dośrodkowaniu Leszka Jezierskiego do wyrównania strzałem głową doprowadził Henryk Szymborski, a jeszcze przed przerwą huraganowe ataki ŁKS-u przyniosły dwa kolejne gole autorstwa Władysława Soporka. ŁKS wygrał 4:2 – „na widowni szał radości” – napisał dziennikarz „Przeglądu Sportowego”.

Warto dodać, że w następnej kolejce „Rycerze Wiosny” pokonali Lecha Poznań aż 8:1.

Dziesięć minut, które odmieniły ŁKS

ŁKS Łódź – Polonia Bytom 2:2 (13 kwietnia 1958)

Dopiero kilka miesięcy po tym spotkaniu okaże się, że 13 kwietnia 1958 roku w Łodzi 35 tysięcy widzów (!) oklaskiwało grę przyszłego mistrza Polski i przyszłego wicemistrza.

W to, że ŁKS może sięgnąć wówczas po swój pierwszy historyczny tytuł mistrzowski wierzyło niewielu, trudno się zresztą temu dziwić. Łodzianie rozpoczęli rozgrywki od porażki z Cracovią i remisu z przeciętną Polonią Bydgoszcz.

W meczu 3. kolejki w starciu z Polonią Bytom też nie byli faworytem, co więcej aż do 80. minuty wszystko wskazywało na to, że ełkaesiacy znów stracą punkty, bo goście prowadzili już 2:0. „Wydawało się, że porażka jest nieunikniona” – napisał w pomeczowej relacji sprawozdawca „Dziennika Łódzkiego”, ale wtedy ŁKS rzucił na szalę wszystkie swoje siły i… dopiął swego.

Dziesięć minut przed końcem spotkania gola kontaktowego zdobył Władysław Soporek, a pięć minut później ten sam piłkarz doprowadził do wyrównania. Ełkaesiacy wyszli więc obronną ręką z wydawałoby się beznadziejnej sytuacji i był to impuls, który zaprocentuje w kolejnych spotkaniach, a koniec końców przyniesie Łodzi pierwszy mistrzowski tytuł.

Tysiące kibiców ŁKS-u we Wrocławiu świętowało awans

Śląsk Wrocław – ŁKS Łódź 1:2 (20 czerwca 1971)

Walczący o powrót do elity ŁKS w przedostatniej kolejce drugiej ligi sezonu 1970/1971 pojechał do Wrocławia na mecz ze Śląskiem. Zwycięstwo dawało ełkasiakom awans, a że stawka spotkania była ogromna do stolicy Dolnego Śląska wybrało się kilka tysięcy łódzkich kibiców.

„Dziennik Łódzki” w specjalnym fotoreportażu donosił, że „wynik [2:1] widniał na większości transparentów i chorągiewek, oraz na szybach pociągu, który o godz. 10:36 rano opuszczał Łódź Kaliską, wioząc ponad tysięczną rzeszę łódzkich kibiców na mecz ze Śląskiem. […] Jednocześnie do Wrocławia podążały autokary, furgonetki, samochody ciężarowe i osobowe, wiozące tysiące łódzkich kibiców piłkarstwa. Jeden z dyrektorów znalazł na parkingu pod stadionem Śląska autokar swojego przedsiębiorstwa, którego remont miał trwać… dwa tygodnie. Jednak sympatycy ŁKS z tej instytucji dzień i noc poprzedzające mecz remontowali autokar i bez wiedzy zwierzchników udali się na mecz. Podobno zostanie im to wybaczone.”

Kilkadziesiąt minut przed rozpoczęciem meczu przez centrum Wrocławia przemaszerował pochód owych tysięcy kibiców ŁKS-u, wśród których, o czym donosiła prasa, nie brakowało młodszych i starszych sympatyków „Rycerzy Wiosny”, ba, były nawet całe rodziny! „W chwili rozpoczęcia meczu wydawało się, że jesteśmy na stadionie w Łodzi. […] Las biało-czerwonych chorągiewek przykrył trybuny” – napisał sprawozdawca „Dziennika Łódzkiego”.

Jeszcze kwadrans przed końcem spotkania ŁKS przegrywał 1:0, ale dopingowani przez wiernych kibiców łodzianie wierzyli w swoje umiejętności do końca i znów zdołali odwrócić losy meczu. W 76. minucie do wyrównania doprowadził Andrzej Pyrdoł, ten sam który w pierwszej połowie lat 90. wraz z Ryszardem Polakiem stworzy zespół walczący o mistrzostwo Polski. Kiedy wydawało się, że mecz zakończy się remisem, w 86. minucie Pyrdoł zdobył drugiego gola i kibice ŁKS-u oszaleli z radości.

Przez następnych 29 lat „Rycerze Wiosny” nieprzerwanie występowali w  najwyższej klasie rozgrywkowej.

Walka o mistrzostwo i puchary

Zagłębie Lubin – ŁKS Łódź 2:3 (16 czerwca 1993)

W przedostatniej kolejce sezonu 1992/93 piłkarze ŁKS-u grali w Lubinie w Zagłębiem, a ich ewentualne zwycięstwo nie tylko gwarantowało klubowi z Łodzi zakwalifikowanie się do europejskich pucharów (pierwszy raz od 1958 roku), ale i utrzymywało podopiecznych trenera Ryszarda Polaka w grze o mistrzostwo Polski. Tymczasem zawody rozpoczęły się dla „Rycerzy Wiosny” fatalnie…

Niechciany wcześniej w ŁKS-ie Sławomir Majak, dziś trener Finishparkietu, postanowił utrzeć nosa ełkaesiakom i już w 9. minucie zdobył dla Zagłębia pierwszego gola. W 23. minucie na 2:0 dla „Miedziowych” podwyższył z rzutu karnego Daniel Dyluś. Wydawało się, że ŁKS już się po tych dwóch ciosach nie podniesie, a łódzcy kibice znów będą musieli obejść się smakiem, tymczasem ełkaesiacy rzucili się do ataku i jeszcze przed przerwą doprowadzili do wyrównania dzięki bramkom Tomaszów – Lenarta i Cebuli. W 68. minucie najlepszy na boisku Zdzisław Leszczyński huknął z dwudziestu metrów nie do obrony i ŁKS w Lubinie wyszarpał komplet punktów.

Ostatecznie łodzianie w pucharach zagrali dopiero rok później, bo wskutek decyzji PZPN-u posądzone o „ustawienie” meczów z Wisłą Kraków i Olimpią Poznań kluby – mistrz Polski (Legia) i wicemistrz (ŁKS) – nie reprezentowały polskiej piłki w 1993 roku na arenie międzynarodowej.

Pokonali skazaną na sukces Legię

ŁKS Łódź – Legia Warszawa 2:1 (30 sierpnia 1995)

W latach 90. w polskiej lidze nie było silniejszej drużyny od tamtej Legii z początku sezonu 1995/96. Opromieniony niedawnym awansem do Ligi Mistrzów mistrz Polski miał więc w Łodzi w starciu ze słabo spisującym się na początku sezonu ŁKS-em zainkasować kolejny komplet punktów.

Okazało się jednak, że walczący tego dnia jak lwy ełkaesiacy, dowodzeni przez trzech niechcianych w Legii piłkarzy – Marcina Mięciela, Grzegorza Wędzyńskiego i Zbigniewa Robakiewicza, nie tylko są w stanie dotrzymać kroku „skazanej na sukcesy” Legii, ale nawet mogą ją pokonać. I tak też się stało!

Dwa gole Marcina Mięciela, kapitalny występ dwóch pozostałych eks-legionistów, a także Grzegorza Krysiaka, Witolda Bendkowskiego, Tomasza Lenarta, Rafała Niżnika, czy Piotra Czachowskiego sprawiły, że pewna siebie drużyna trenera Pawła Janasa musiała obejść się smakiem. „Słowa dużego uznania należą się całej łódzkiej drużynie za podjęcie bardzo ambitnej, pełnej poświęcenia i skutecznej walki, z bardziej renomowanym rywalem” – napisał po tym spotkaniu sprawozdawca „Expressu Ilustrowanego”.

Oczywiście swoje, jak zwykle, zrobili kibice ŁKS-u i to także dzięki nim po ostatnim gwizdku na boisku przy al. Unii Lubelskiej 2 rozpoczęło się wielkie świętowanie.

„Danielewicz skarcił Widzew”

Widzew Łódź – ŁKS Łódź 0:1 (5 marca 1997)

Przed derbami zaplanowanymi na 5 marca 1997 roku piłkarscy eksperci nie mieli wątpliwości. Widzew, aktualny wówczas mistrz Polski i uczestnik Ligi Mistrzów, miał według prognoz pokonać na własnym boisku broniący się przed spadkiem ŁKS. Skazana na porażkę drużyna Marka Dziuby zadziwiła jednak całą Polskę i wywiozła ze stadionu Widzewa trzy punkty po cudownym lobie rezerwowego Marcina Danielewicza w końcówce spotkania.

Redaktor Andrzej Szymański z „Przeglądu Sportowego” mógł więc napisać w pomeczowej relacji: „Nikt w najśmielszych marzeniach nie spodziewał się, łącznie z najzagorzalszymi sympatykami jedenastki z Alei Unii, że po zakończonym spotkaniu ich pupile będą pić szampana w szatni i cieszyli się jak dzieci.”

Warto dodać, że następnym sezonie drużyna ŁKS-u zdobyła drugi tytuł mistrzowski w historii, a jej trzon tworzyli ci, którzy 5 marca 1997 roku niespodziewanie pokonali Widzew.

Gol na wagę awansu?

Zagłębie Sosnowiec – ŁKS Łódź 0:1 (13 maja 2006)

Zwykło się uważać, że ŁKS-owi w 2006 roku awans do ekstraklasy zapewniło zwycięstwo z Radomiakiem w ostatniej kolejce po golu Igora Sypniewskiego. I oczywiście nie sposób z tym polemizować, niemniej należy pamiętać, że równie ważne okazało się pokonanie 13 maja Zagłębia Sosnowiec, czyli bezpośredniego rywala łodzian w walce o awans.

Sukces w Sosnowcu ełkaesiacy osiągnęli w ostatniej chwili. ŁKS po dwóch zwycięstwach na początku wiosny zanotował katastrofalną serię ośmiu spotkań bez zwycięstwa, z czego w aż sześciu meczach nie zdobył nawet gola. Wydawało się więc, że sytuacja „Rycerzy Wiosny” jest beznadziejna, a marzenia o awansie będzie trzeba odłożyć na przyszły rok. Podobne myśli towarzyszyły kibicom ŁKS-u zapewne i w Sosnowcu, bo i tu bardzo długo zanosiło się na bezbramkowy remis.

Dopiero w ostatniej minucie meczu Michał Rozkwitalski zdobył dla łodzian upragnionego gola, utrzymując ŁKS w grze o awans. W kolejnych spotkaniach ełkaesiacy już nie zawodzili i dzięki świetnemu finiszowi rozgrywek zdołali awansować do ekstraklasy.

Dreszczowiec à la Hitchcock

ŁKS Łódź – Cracovia 4:3 (6 marca 2009)

Po słabej jesieni sytuacja ŁKS-u przed rundą wiosenną sezonu 2008/09 nie wyglądała najlepiej. 6 marca 2009 roku na stadion przy al. Unii Lubelskiej 2 przyjechała Cracovia, drużyna, jak i ŁKS, zagrożona spadkiem. W przeciwieństwie do wspominanych wyżej spotkań z lat 50., czy nawet tych z początku lat 90., niezapomnianą atmosferę na trybunach i nieprawdopodobną dramaturgię samego spotkania z „Pasami” pamiętają zapewne wszyscy obecni kibice Łódzkiego Klubu Sportowego

Z kronikarskiego obowiązku przypomnę jedynie, że goście szybko uzyskali dwubramkowe prowadzenie, a jeszcze przed przerwą gola kontaktowego dla ŁKS-u zdobył pięknym uderzeniem z dystansu Piotr Świerczewski. Po przerwie podopieczni trenera Grzegorza Wesołowskiego odważnie ruszyli do przodu i już w 54. minucie do wyrównania po zagraniu Tomasza Hajty doprowadził Nerijus Radžius. Osiem minut później po najładniejszej akcji meczu Cracovia znów wyszła na prowadzenie i wydawało się, że nic już ŁKS-u w sobotni wieczór nie uratuje.

„Rycerze Wiosny” atakowali jednak bramkę Marcin Cabaja nadal i kiedy do końca regulaminowego czasu gry pozostawały dwie minuty, piłka po uderzeniu z dystansu Rafała Kujawy odbiła się od Piotra Polczaka i wpadła do bramki gości. Szalone spotkanie nie zakończyło się jednak remisem 3:3, bo w doliczonym czasie gry Hajto dośrodkował piłkę na pole karne, a w zamieszaniu najwięcej sprytu wykazał Dejan Denić.

Co działo się potem na stadionie ŁKS-u każdy doskonale pamięta. Bogusław Wyparło wykonał słynny sprint wzdłuż szalejącej z radości „Galery”, sędzia po chwili zagwizdał po raz ostatni, ŁKS pokonał Cracovię 4:3…

Oczywiście każdy z sympatyków Łódzkiego Klubu Sportowego, dziennikarzy, byłych lub obecnych piłkarzy zdołałby do tej subiektywnej listy dodać z pewnością jeszcze wiele innych ważnych spotkań, niemniej już tych kilka meczów i ich końcowe rozstrzygnięcia dowodzą, że w sporcie, oczywiście gdy bardzo się w coś wierzy, nie ma rzeczy niemożliwych.

A że piłkarze i kibice ŁKS-u w tym sezonie nie zwykli oddawać rywalom pola bez walki, być może do naszej listy zdołamy niebawem dopisać coś jeszcze…


Remek Piotrowski

Źródła:

  • „Ł.K.S. – Warszawianka 3:3 (1:3)”, „Ilustrowana Republika”, nr 9 z 2.04.1928, s. 2.
  • „Warszawianka – Ł.K.S 3:3”, „Przegląd Sportowy”, nr 14 z 7.04.1928, s. 9.
  • „Panowie – kapelusze z głów! Tak grają „Rycerze Wiosny”, „Przegląd Sportowy”, nr 50 z 8.04.1957, s. 1 i 4.
  • „Cała Polska śle gratulacje piłkarzom ŁKS…”, „Dziennik Łódzki”, nr 84 z 9.04.1957, s. 6.
  • „ŁKS wygrał 4:2 choć ku zdumieniu widowni Legia prowadziła 2:0”, „Przegląd Sportowy, nr 98 z 1.07.1957, s. 4.
  • „ŁKS remisuje z Polonią Bytom 2:2 i traci Szymborskiego, „Przegląd Sportowy”, nr 59 z 14.04.1958, s. 4.
  • „Z trudem wywalczony remis 2:2 z Polonią (Bytom)”, „Dziennik Łódzki”, nr 88 z 15.04.1958, s. 8.
  • „Zawsze ze swoim ŁKS…”, „Dziennik Łódzki”, nr 146 z 22.06.1971, s. 3.
  • „W pucharach już są! Czy będą mistrzami?”, „Express Ilustrowany” z 17.06.1993.
  • Andrzej Szymański, „Widzew – ŁKS 0:1. Obserwując ŁKS”, „Przegląd Sportowy” z  6.03.1997.
  • „«Zemsta» Marcina Mięciela”, „Express Ilustrowany” z 31.08.1995.
  • „100 lat ŁKS”, GiA, Katowice 2008.
  • „1500 meczów piłkarzy ŁKS. Almanach 1927-1997”, Łódź 1997.