Dopiero przysłowiowym rzutem na taśmę Lech Poznań uniknął konkursu rzutów karnych i zapewnił sobie awans do drugiej Pucharu Polski w meczu z ŁKS-em. Nic zatem dziwnego, że Łukasz Trałka – obecny kapitan „Kolejorza”, a przed laty zawodnik „Rycerzy Wiosny” – pozytywnie wypowiadał się o grze swojego dawnego klubu.
Twój powrót na obiekty Łódzkiego Klubu Sportowego okazał się chyba dużo bardziej nerwowy niż to przewidywałeś?
Z pewnością nie zakładałem, że będziemy zmuszeni rozegrać tutaj dogrywkę. Niestety, po ostatnich wynikach Lechowi brakuje pewności siebie i to było dzisiaj widać. Sytuacji mieliśmy sporo, ale nie potrafiliśmy ich wykorzystać i dosłownie do samego końca trzeba było walczyć o tego zwycięskiego gola.
Obecność licznej grupy kibiców z Poznania, którzy przyjaźnią się z kibicami ŁKS-u, potęgowała presję związaną z wtorkowym meczem?
Jesteśmy przyzwyczajeni do licznej obecności naszych sympatyków, którzy wszędzie za nami jeżdżą. A presja? W takim klubie jak Lech presja jest zawsze i trzeba się po prostu do niej przyzwyczaić.
Jak oceniasz postawę ŁKS-u w tym meczu?
Wiedzieliśmy, że jest to dobry, solidny zespół. ŁKS na pewno zaskoczył nas tym, że jest to drużyna, która chce grać w piłkę i nie boi się tego robić. Przez całe 120 minut ełkaesiacy pokazali się z jak najlepszej strony, zresztą o to im przecież chodziło.
Gdy wysiedliście z autokaru, wróciły jakieś wspomnienia z pobytu w ŁKS-ie?
Tamten ŁKS i obecny to zupełnie inna historia. Wręcz inny świat. Bardzo dużo zmieniło się w klubie przez te wszystkie lata i bardzo dobrze, że tak to teraz wygląda. Widać, że ŁKS idzie cały czas do przodu.
A jak ogólnie z perspektywy już prawie 11 lat wspominasz swój pobyt przy Alei Unii?
Byłem tutaj krótko, bo zaledwie pół roku i z pewnością nie był to najlepszy okres w mojej karierze. Nie byłem wtedy wiodącą postacią w zespole i nie rozegrałem zbyt wielu meczów. Łącznie w Łodzi mieszkałem jednak około trzech lat i generalnie miasto jako takie wspominam sympatycznie.