W Olsztynie zagraliśmy lepiej niż przed paroma dniami w Katowicach, więc remis tym bardziej nie daje nam poczucia satysfakcji. Mogliśmy znacznie wcześniej rozstrzygnąć ten mecz – przyznaje Kamil Juraszek, obrońca Łódzkiego Klubu Sportowego.
Z jakimi uczuciami przyjęliście w szatni ten remis w Olsztynie?
Z pewnością z niedosytem, bo mieliśmy mecz ze Stomilem pod kontrolą i zarówno przed przerwą, jak i po przerwie, mogliśmy strzelić znacznie więcej goli. Mieliśmy swoje sytuacje i powinniśmy zakończyć ten mecz dużo wcześniej. Zamiast zdobyć następną bramkę, sami zrobiliśmy sobie tzw. kocioł i tylko napędzaliśmy rywali niepotrzebnymi stratami. Przeciwnicy wykorzystywali okazje do wyprowadzania szybkich kontr i ostatecznie straciliśmy dwie głupie bramki. Tak na gorąco nie potrafię jednak powiedzieć, czy utrata tych goli wynikała z braku koncentracji w naszych szeregach, czy też z jakiegoś innego powodu.
A jak z Waszej perspektywy wyglądały te dwie nieszczęsne akcje, po których piłka zatrzepotała w siatce bramki ŁKS-u?
Przy pierwszym golu wydaje mi się, że był faul na Kamilu Rozmusie. Kamil walczył z przeciwnikiem i od razu upadł, a tamten uderzył po koźle i pokonał Michała Kołbę. Bez cienia przesady można powiedzieć, że to była tzw. bramka z niczego. Zwłaszcza że we wcześniejszych fragmentach meczu Stomil nie miał żadnych dogodnych okazji. Przy drugim golu natomiast było zamieszanie w bocznej strefie boiska, po którym piłka przeszła wzdłuż bramki i niepilnowany niestety przez nas piłkarz gospodarzy mógł celnie kopnąć obok bezradnego Michała. Jesteśmy bardzo wkurzeni takim obrotem sprawy, bo drugi raz w ciągu kilku dni „urwały” nam się trzy punkty. W Olsztynie zagraliśmy jednak z pewnością lepiej niż w Katowicach i powinniśmy tutaj dowieźć do końca korzystny dla nas wynik.
Co mówił Wam trener przed meczem?
Mieliśmy grać swoje, czyli grać piłką po ziemi przez skrzydła. Mieliśmy jak najwięcej rozgrywać piłkę między sobą, budując przewagi w kolejnych strefach boiska. Do 75. minuty wychodziło nam to dosyć dobrze, ale potem to przeciwnik przejął inicjatywę. Na domiar złego zanotowaliśmy kilka głupich strat, które zaowocowały kontratakami olsztynian. Cóż więcej mogę powiedzieć? Mieliśmy ten mecz w garści i powinniśmy go wygrać.
A co działo się w szatni w przerwie? Bo wyszliście na tyle naładowani nową energią, że nie trzeba było długo czekać na ponowne objęcie przez Was prowadzenia…
Zgadza się. Na drugą połowę wyszliśmy bardzo zmotywowani. Strata pierwszego gola mocno na nas podziałała i nakręcaliśmy się wzajemnie, że musimy jak najszybciej odzyskać prowadzenie w tym spotkaniu. Chcieliśmy jak najszybciej ponownie narzucić swój styl gry i zrobiliśmy to, co potwierdził gol Maćka Wolskiego. Po jego trafieniu ponownie kontrolowaliśmy cały mecz, ale gdy rywale wyrównali po raz drugi, w nasze szeregi znowu wkradła się nerwowość. Dlatego sama końcówka odbywała się już pod hasłem „cios za cios”. Żadna z drużyn nie potrafiła już jednak zadać ciosu, który oznaczałby nokaut przeciwnika…
Teraz zaczynacie już zasłużone urlopy. Jak zamierzasz spędzić wolne, które dostaliście od sztabu szkoleniowego?
Będę odpoczywał w rodzinnych stronach na Dolnym Śląsku. Boże Narodzenie też spędzę w domu z najbliższymi mi osobami. Nie planuję żadnych zagranicznych eskapad, bo moja córeczka jest jeszcze trochę za mała na takie podróże. Na dalsze wojaże z rodziną przyjdzie jeszcze pora.
Myślisz, że szybko zatęsknisz za piłką?
Nie mam pojęcia, bo to był naprawdę intensywny rok. Najpierw prawie do samego końca walczyliśmy o awans do pierwszej ligi, a potem już w tej pierwszej lidze czekała nas dużo bardziej niż zwykle wydłużona runda jesienna. Za nami naprawdę wiele zajęć i wiele meczów, dlatego sądzę, ze taki rozbrat z piłką dobrze teraz na nas wpłynie. Trzeba porządnie odpocząć, bo grudzień zleci bardzo szybko, a potem znowu zdążymy się solidnie napracować – najpierw podczas dwóch miesięcy okresu przygotowawczego, a później podczas dokończenia rundy rewanżowej, która potrwa niespełna trzy miesiące. Musimy się porządnie zregenerować, dzięki czemu wrócimy głodni gry i z jeszcze większą ochotą do ciężkiej pracy.
A czego najbardziej będziesz sobie życzył w okresie Bożego Narodzenia?
Przede wszystkim zdrowia. Żeby omijały mnie kontuzje i żebym w 2019 roku mógł spędzić jak najwięcej minut na boisku. I żeby ten nadchodzący rok był jeszcze lepszy niż ten, który powoli dobiega końca. Choć ten kończący się rok był przecież całkiem udany – i dla mnie, i dla całego ŁKS-u…