Nam nie straszny cios, nam nie straszny trud, pokonamy wszystkich, taki jest nasz klub – między innymi tak wraz z dawnymi i przyszłymi gwiazdami ŁKS-u śpiewał w czwartkowy wieczór Maksymilian Rozwandowicz. 24-letni obrońca był jednym z uczestników nagrania piosenki na 110-lecie klubu i wierzy, że słowa zawarte w refrenie okażą się prorocze już przy okazji potyczki „Rycerzy Wiosny” ze Stomilem.
Nie będzie cienia przesady w stwierdzeniu, że ŁKS kończy 2018 rok śpiewająco. Jakie wrażenia z sesji nagraniowej?
Rewelacyjne. Móc stać w takim gronie, obok klubowych legend, to bez wątpienia bardzo duży zaszczyt. Myślę, że powstanie takiego utworu to fajna inicjatywa i powstanie z tego piosenka, która szybko wpadnie w ucho nie tylko naszym kibicom.
Trudniej jest powstrzymywać ligowych rywali na murawie czy trzymać odpowiedni rytm i wykonywać zalecenia realizatora dźwięku oraz autorów piosenki?
Trzymanie rytmu muzycznego to nie jest moja działka i na pewno, wbrew pozorom, stanowi to duże wyzwanie. Ale uważam, że wraz z Michałem Kołbą, który również uczestniczył w nagraniu, daliśmy radę.
Tekst utworu szybko wpadł do głowy?
Słowa piosenki mieliśmy cały czas przed sobą i na początku było to dla nas dużym ułatwieniem. Ale po kilku odtworzeniach znaliśmy już całość na pamięć. Mam nadzieję, że kibice również szybko opanują słowa tej ballady.
Czyli wygląda na to, że piosenka wkrótce pojawi się też w Waszej szatni…
Myślę, że jak wynik meczu ze Stomilem będzie pozytywny, to zarzucimy ten utwór nie tylko w szatni, ale i w autobusie podczas drogi powrotnej z Olsztyna. Bardzo bym sobie tego życzył…
Mecz w Katowicach nie do końca ułożył się po myśli ŁKS-u. Jakie nastroje panują zatem w drużynie przed spotkaniem w Olsztynie?
Z całą pewnością bardzo bojowe. W środę uciekły nam dwa punkty i ze wszystkich sił będziemy je chcieli odrobić w sobotnie popołudnie. To był dobry rok dla Łódzkiego Klubu Sportowego i nie wypada go zakończyć inaczej niż zwycięstwem.
Środowy mecz z powodu urazu oglądałeś jedynie jako widz z trybuny. Dużo razy chciałeś się zerwać z krzesełka i zbiec na murawę, żeby pomóc kolegom?
Ostatnio na szczęście niezbyt często zdarza mi się przyglądać z boku poczynaniom kolegów. Muszę jednak przyznać, że emocje są wtedy jeszcze większe niż wtedy, gdy przebywa się na boisku. A w końcówce spotkania to już w ogóle była jedna wielka kumulacja nerwów. Po wyrównującej bramce mieliśmy bowiem jeszcze dwie świetne okazje, aby trafić na 2:1 i cieszyć się z wygranej. Zamiast tego w drodze powrotnej do Łodzi przez głowę przeszło tysiące myśli, a czas zleciał błyskawicznie na wzmożonych dyskusjach i analizowaniu całego meczu. Dlatego zdecydowanie bardziej wolę być na boisku…
W konfrontacji ze Stomilem zobaczymy Cię już na boisku?
Ciężko mi powiedzieć. To już będzie zależało jedynie od decyzji trenera. Ze swojej strony mogę tylko zadeklarować, że jestem w stu procentach gotowy do gry i już w czwartek normalnie trenowałem z drużyną na pełnym obciążeniu. Jeżeli trener uzna, że jestem mu potrzebny, to z radością wybiegnę na boisko w Olsztynie.
Czym Stomil może zaskoczyć ŁKS w sobotnim meczu?
Nie chcę zdradzać zbyt wiele taktycznych niuansów, więc dyplomatycznie przypomnę tylko, że to będzie już nasze drugie spotkanie ze Stomilem w tym roku i wiemy, czego się spodziewać po tej drużynie. Dodam, że nie będzie to dla nas łatwy mecz.
No właśnie – w Łodzi wygraliście w sierpniu 1:0, a jedyny gol padł po rzucie karnym, którego byłeś egzekutorem. Pewnie nie pogniewałbyś się na nikogo, gdyby w sobotę znowu udało Ci się trafić do siatki olsztynian?
Oczywiście. Ale tak samo mocno będę się cieszył, jeśli autorem gola będzie ktokolwiek z kolegów. Najważniejsze, żebyśmy zdobyli o jedną bramkę więcej od rywali. 39 punktów w 21 meczach to byłby naprawdę zacny bilans na koniec tego roku.
Stomil ma swoje kłopoty i nie brakuje nawet głosów, że to może być ostatni mecz tej drużyny na pierwszoligowym poziomie. Dla ŁKS-u, wbrew pozorom, to wcale nie jest dobra informacja, bo rywale nie będą mieli nic do stracenia…
Przed żadnym meczem nie patrzymy na jego pozaboiskowe aspekty. A jeżeli już dochodzą do nas jakieś informacje, oznacza to dla nas tyle, że musimy zachować dodatkową czujność. Bo rywal z problemami to zwykle rywal podwójnie zmobilizowany, który chce się pokazać. A w dodatku nie ciąży na nim żadna presja, więc może sobie pozwolić na boisku na więcej niż zazwyczaj. Jak już zatem wspomniałem – szykujemy się na bardzo ciężki mecz.