Efektowna wygrana w Sosnowcu okazała się dla zawodników ŁKS-u jedynie sympatycznym przerywnikiem od fatalnej ligowej serii. Na Dolnym Śląsku łodzianie przegrali bowiem po raz ósmy z rzędu w obecnych rozgrywkach PKO Ekstraklasy. I marne to pocieszenie, że losy poniedziałkowej konfrontacji mogły się potoczyć zupełnie inaczej…
Poniedziałkowe spotkanie lepiej rozpoczęli, niedawną uskrzydleni pucharową wygraną w Sosnowcu, łodzianie. Po wymienia szybkich kilku podań jeszcze w pierwszej minucie Dani Ramirez uderzył technicznie z około 20 metrów, ale pewnie złapał piłkę Dominik Hładun. Zaledwie trzy minuty później lewą stroną wpadł w pole karne lubinian Artur Bogusz, lecz jego zagranie zostało zablokowane, a piłkę po strzale Dragoljuba Srnicia zbił do boku golkiper Zagłębia. Po rzucie rożnym lubińskiego bramkarza próbował jeszcze zaskoczyć uderzeniem głową Rafał Kujawa, lecz piłka poleciała wprost w rękawice Hładuna.
W 11. minucie po raz kolejny defensywa „Miedziowych” znalazła się w sporych opałach. Po szybkim rozegraniu piłki Michał Trąbka bez namysłu uderzył z kilkunastu metrów, lecz od utraty gola miejscowych uratowała poprzeczka. I ta sytuacja najwyraźniej podziałała pobudzająco na graczy Zagłębia, bo kolejny fragment meczu toczył się pod ich dyktando. W 15. minucie lubinianie dali zawodnikom ŁKS-u pierwsze ostrzeżenie – z prawej strony mocno wzdłuż linii bramkowej z prawej strony zagrał Alan Czerwiński, ale nikt z jego kolegów nie zdołał sięgnąć piłki i zmienić kierunku jej lotu. W kolejnej akcji znów było bardzo groźnie pod bramką podopiecznych Kazimierza Moskala, lecz w tej z kolei sytuacji błysnął Arkadiusz Malarz i odbił piłkę na rzut rożny. Niestety, chwilę potem sprawdziło się powiedzenie „do trzech razy sztuka” i Zagłębie objęło prowadzenie. Najpierw ełkaesiaków uratował jeszcze słupek, ale dobitka Damjana Bohara była już skuteczna…
Niekorzystny wynik nie odebrał na szczęście piłkarzom z Łodzi chęci do walki. Potwierdzeniem tych słów była sytuacja z 18. minuty, gdy znów swoją obecność na boisku kąśliwym strzałem zaznaczył Trąbka. Piłkę z najwyższym trudem odbił jednak do boku Hładun, a za chwilę poradził sobie także z dobitką Ramireza. Ofensywne zapędy ŁKS-u boleśnie zostały przerwane w 20. minucie, kiedy na 2:0 podwyższył Sasa Zivec – przy biernej postawie obrony Słoweniec z kilku metrów wpakował piłkę do siatki.
W 37. minucie na wielkie brawa zasłużył Malarz, który znakomicie wyczekał Bohara i wygrał z nim akcję sam na sam. Warto dodać, że Słoweniec uciekał z piłką praktycznie od połowy boiska i miał mnóstwo czasu, aby wybrać najbardziej korzystny dla siebie i dla swojego zespołu wariant wykończenia. Minutę później „Malowany” ponownie został bohaterem, gdy w niemal już beznadziejnej sytuacji nogami obronił strzał Patryka Szysza. Gwoli ścisłości dodajmy, że po dobitce Filipa Starzyńskiego piłka trafiła jeszcze w poprzeczkę
Na trzy minuty przed przerwą lubińskiej publiczności próbował przypomnieć się Łukasz Piątek, który w miedziano-biało-zielonych barwach spędził cztery sezony. Ze strzałem doświadczonego pomocnika Hładun poradził sobie jednak w ten sposób, że końcami palców wybił piłkę na rzut rożny. Wbrew pozorom, to jeszcze wcale nie był koniec emocji w tej części meczu, bo w ostatniej akcji przed przerwą, po dośrodkowaniu Ramireza z rzutu wolnego, szansę na kontaktowego gola miał Jan Sobociński. Stoper ŁKS-u znalazł się niepilnowany przed bramką Zagłębia, posłał jednak piłkę ponad poprzeczką i za chwilę sędzia Daniel Stefański gwizdkiem odesłał piłkarzy obu drużyn do szatni.
Drugą połowę, podobnie jak i pierwszą, znów lepiej zaczęli łodzianie. Tym razem jednak potrafili udokumentować to bramką, a największe przy niej zasługi miał Piotr Pyrdoł, który został wprowadzony w przerwie za Srnicia. 20-latek najpierw świetnie zagrał do Ramireza, który z kolei odegrał po chwili do Kujawy, ale ten nie zdołał złożyć się do strzału, bo uniemożliwi mu to obrońcy „Miedziowych”. Piłka trafiła jednak z powrotem pod nogi Pyrdoła, który bez namysłu przymierzył i za moment cieszył się z pierwszego w karierze gola w najwyższej klasie rozgrywkowej. Wypada odnotować, że dla wychowanka ŁKS-u był to drugi w odstępie raptem kilku dni, bo Pyrdoł trafił również do siatki w czwartkowym boju z Zagłębiem Sosnowiec w pierwszej rundzie Pucharu Polski.
Radość ze zdobycia bramki trwała jednak tylko sześć minut. Tyle bowiem potrzebowali lubinianie, aby po raz trzeci skarcić w poniedziałkowy wieczór „Rycerzy Wiosny”. Po złym zagraniu Sobocińskiego piłkę pod bramką ŁKS-u przejął Bartosz Ślisz i choć niewiele brakowało, aby sytuację wyjaśnił Maksymilian Rozwandowicz, to summa summarum uczynił to tak pechowo, że w dogodnej sytuacji znalazł się Bohar i po raz drugi w ciągu niespełna godziny uciszył sektor kibiców gości.
Po odzyskaniu dwubramkowej przewagi Zagłębie ponownie oddało inicjatywę ełkaesiakom, ale ci długo nie potrafili wykreować żadnej stuprocentowej okazji. A jeśli już znaleźli się w sytuacji strzeleckiej to albo dobrze bronił Hładun (jak przy główce Kujawy), albo brakowało dokładności (minimalnie niecelne uderzenie zza pola karnego Pirulo).
Przegrana w Lubinie oznacza, że ŁKS pozostanie na ostatnim miejscu w tabeli nawet, jeśli wygra najbliższy mecz. A ten odbędzie się już w najbliższą niedzielę wczesnym popołudniem w Łodzi – od godziny 12.30 „Rycerze Wiosny” spróbują odnieść pierwsze w tym sezonie zwycięstwo przed własną publicznością.
10. kolejka PKO Ekstraklasy / Zagłębie Lubin – ŁKS 3-1 (2-0)
Składy: