Pierwsze bomby z zasnutego złowrogimi czarnymi krzyżami nieba spadły nad ranem i w ułamku sekundy przekreśliły plany i nadzieje. Cóż było robić? Chwycili za broń i tak jak wielu sportowców zamiast na boiska powędrowali na front. Wielu z nich już nie wróciło do domu. 81 lat temu wybuchła druga wojna światowa.
Jeszcze w czwartek 31 sierpnia 1939 roku prasa sportowa informowała, że w niedzielę rozpocznie się jesienna runda mistrzostw piłkarskich łódzkiej klasy A. Spadkowicz z pierwszej ligi ŁTSG miał zmierzyć się ze Strzeleckim Klubem Sportowym, PTC podejmowało Union Touring, „meczem numer jeden” uznano zaś konfrontację ŁKS-u z Lechią Tomaszów Mazowiecki.
Szefowie mistrza Łodzi postanowili wpuścić do zespołu nieco świeżej krwi, a w mieście głośnym echem odbiło się pozyskanie z ŁTSG Mieczysława Królewieckiego, który miał wzmocnić siłę rażenia ełkaesiaków. Na ten swój debiut w barwach ŁKS-u przyjdzie jednak Królewieckiemu poczekać – zaplanowany na 3 września mecz ŁKS-u z Lechią nie został rozegrany.
Z frontu do niewoli
Najpierw na stadion ŁKS-u spadły niemieckie bomby, a na bocznym boisku, jak napisał Jacek Bogusiak w jednej ze swych książek, obrońcy września zakopali broń, którą później potajemnie odkopali członkowie polskiego podziemia. Potem obiekt ŁKS-u, duma międzywojennej Łodzi, stała się miejscem zbiórek wywożonych na przymusowe roboty do Trzeciej Rzeszy Polaków. Zawody sportowe nadal się tu odbywały, zamiast jednak ełkaesiaków biegali po murawie Niemcy.
Zanim do tego doszło był smutny wrzesień. Ełkaesiacy znaleźli się wśród tysięcy sportowców, którzy w tym czasie chwycili za broń. Wśród nich nie zabrakło Aleksandra Kowalskiego, jednego z piątki synów wychowanych w patriotycznym duchu przez przedwojennych dobrodziei ŁKS-u Romualda i Leokadii Kowalskich, ełkaesiaków z krwi i kości. Aleksander walczył już w kampanii wrześniowej, a następnie trafił do obozu w Gross-Born, gdzie przebywali też inni związani z ŁKS-em piłkarze.
Marka Kwaśniewska, przez wiele lat związana z ŁKS-em, wzięła udział w obronie Warszawy. Brązowa medalistka Igrzysk Olimpijskich w Berlinie została za swoje poświęcenie odznaczona Krzyżem Walecznych ponoć osobiście przez zamordowanego potem przez Niemców prezydenta stolicy Stefana Starzyńskiego.
Jej koledzy z ŁKS-u, znani ligowcy Stanisław Andrzejewski, Eugeniusz Tadeusiewicz, Feliks Osiecki i Antoni Lewandowski też walczyli we wrześniu z Niemcami i też trafili do Stalagu IVA. Z kolei Antoni Gałecki, legendarny obrońca ŁKS-u, uczestnik słynnego meczu Polska-Brazylia podczas mundialu we Francji, po klęsce wrześniowej i przedostaniu się na Węgry został internowany. Zdołał jednak uciec na Bliski Wschód i wstąpił do Armii Andersa.
Na wschód
Mniej szczęścia od wcześniej wymienionych miał znany obrońca ŁKS-u lat 30. (ponadto koszykarz i dwukrotny mistrz polski z siatkarską drużyną ŁKS-u) Alojzy Welnitz, który w trakcie kampanii wrześniowej trafił do sowieckiej niewoli. Welnitz ostał zamordowany przez Sowietów w Katyniu, gdzie zresztą zginął także Adam Obrubański, piłkarz i trener, który odegrał niebagatelną rolę w piłkarskim rozwoju drużyny po pierwszej wojnie światowej.
Kolega Welnitza z piłkarskiej i siatkarskiej drużyny ŁKS-u, a więc też mistrz Polski, Włodzimierz Pęski, który we wrześniu 1939 roku walczył z Niemcami w piechocie, przedostał się do Anglii i służył w polskim dywizjonie 304 RAF i 304 „Ziemi Śląskiej” jako porucznik-nawigator, choć i on nie przeżył wojny. Więcej szczęścia miał Wacław Rudnicki, podobnie jak Welnitz uczestnik kampanii wrześniowej, i podobnie jak i on wywieziony na wschód przez Sowietów. W 1942 roku dołączył do Armii Andersa.
Zapomniani
W tragicznym wrześniu 1939 roku zginął Marian Czajkowski. Popularny „Piwko”, wychowanek ŁKS-u, przez wiele lat występował przede wszystkim w rezerwach łódzkiego klubu, choć i zaliczył dwa mecze w pierwszej lidze. Poległ jako żołnierz Wojska Polskiego.
W kampanii wrześniowej walczyło także wielu innych. Józef Moskal, który występował w ŁKS-ie w 1928 roku, zdobył sześć goli i został nawet autorem jednego z ełkaesiackich hat-tricków. Wacław Sędziwy, jak to ujął Andrzej Gowarzewski – „wytrwały gracz zaplecza”. Edmund Gątkiewicz, który zaliczył przed wojną dwa sezony w ŁKS-ie. Karol Hanke, jeszcze jeden wychowanek, na boisku charakteryzujący się niepospolitą inteligencją.
Zginęło wielu. Wśród nich także Lesław Szczerbiński, który zadebiutował w ligowym meczu ŁKS-u w wieku 15 lat i 316 dni, co czyni go prawdopodobnie najmłodszym debiutantem łódzkiego klubu. Wysokiemu napastnikowi wróżono piękną karierę piłkarską, lecz tę przerwał niemiecko-sowiecki atak. Na początku wojny przedostał się do Anglii, gdzie został pilotem dywizjonu 317 (przed wojną zrobił kurs szybowcowy). Zginął jako porucznik-pilot u brzegów Norwegii 5 maja 1945 roku (pojawiają się też inne daty). Tamtego dnia wychowanek ŁKS-u zaatakował z działek i karabinów maszynowych niemiecki statek o wyporności 500 ton. Statek eksplodował, ale w trakcie wybuchu „Spitfire” Lesława Szczerbińskiego został uszkodzony i po chwili zniknął w morzu. Ełkaesiak był ponoć ostatnim poległym lotnikiem polskim w drugiej wojnie światowej.
Tekst ten poświęciliśmy przede wszystkim udziałowi wybranych sportowców ŁKS-u w kampanii wrześniowej, stąd brak informacji o innych naszych zawodnikach i ich wojennych losach.