Jednym z bohaterów wtorkowego meczu ŁKS – Lech był bramkarz Dominik Budzyński, dla którego było to pierwsze spotkanie o stawkę w ekipie „Rycerzy Wiosny”. 26-letni golkiper podkreśla, że nie czuł większej tremy w związku z premierowym występem przed łódzką publicznością.
Pewnie z mieszanymi uczuciami schodziłeś do szatni? Indywidualnie rozegrałeś bardzo dobre zawody, ale jednak to Lech zagra w drugiej rundzie Pucharu Polski…
Coś w tym jest. Kilka osób pytało mi się, czy mogą mi pogratulować dobrego występu, ale ciężko jest mi przyjmować gratulacje po takim meczu. Bo fajnie graliśmy, ale niedosyt jest niesamowity. Trudno cokolwiek sensownego powiedzieć po takim spotkaniu…
Jakie były pierwsze reakcje w szatni?
Na pewno nie mamy się czego wstydzić. Staraliśmy się grać piłką całe spotkanie i napędziliśmy stracha medaliście poprzedniego sezonu. Wynik do samego końca był sprawą otwartą, co tylko potwierdza, że graliśmy z Lechem jak równy z równym. Szkoda tej ostatniej akcji, zwłaszcza że pierwszy strzał udało mi się jeszcze obronić i dopiero przy dobitce byłem już bezradny…
Jak oceniasz swój oficjalny debiut w biało-czerwono-białych barwach?
Nie jestem od oceniania swojej gry, od tego są inni. Ja po prostu robią swoje i cierpliwie czekam na to, żeby dostawać więcej szans gry. Nasza rywalizacja z Michałem jest zdrowa i fajnie wygląda, czego potwierdzeniem są choćby ostatnie trzy mecze Michała bez wpuszczonej bramki. A debiut w ŁKS-ie na pewno dobrze zapamiętam, bo niecodziennie można przecież zagrać przeciwko tak wysoko notowanemu rywalowi i przy tak dobrej atmosferze na widowni. Jakiejś specjalnej tremy temu towarzyszącej raczej jednak nie było.
Dopiero na przedmeczowej odprawie dowiedziałeś się, że zagrasz przeciwko Lechowi. Teraz trenerzy będą chyba mieli niezły dylemat, na kogo postawić w bramce w spotkaniu z Sandecją?
To chyba akurat dobrze. Gorzej, gdyby było odwrotnie i żaden z nas nie dawałby swoją grą argumentów ku temu. Ważne, że wszystko odbywa się z korzyścią dla drużyny.
Na boisku czuć było dużą różnicę między ekstraklasowym Lechem a zespołami, z którymi mierzyliście się do tej pory w Fortuna 1 Lidze?
Wbrew pozorom, nie ma dużej różnicy. Kto widział mecz z Lechem, ten zresztą wie, że było to wyrównane spotkanie. Przez ostatnie dwa lata byłem w Śląsku Wrocław i bez cienia przesady mogę stwierdzić, że różnice w umiejętnościach w ekstraklasie i na jej zapleczu wcale nie są takie wielkie. Myślę, że największe różnice dotyczą dojrzałości taktycznej. Nam akurat w spotkaniu z Lechem tej dojrzałości taktycznej nie zabrakło i to przełożyło się na przebieg tego meczu.
Pod koniec dogrywki odliczałeś już czas do serii rzutów karnych? Była już przygotowana w głowie strategia na ewentualny konkurs jedenastek?
W końcowych minutach ze dwa razy spojrzałem na boiskowy zegar, ale wtedy nie zastanawiałem się jeszcze wcale nad karnymi. A co do samego konkursu jedenastek, to chyba każdy bramkarz ma jakiś swój pomysł na to, jak się wtedy zachowywać. Ja też, ale nie zdradzę, o co dokładnie chodzi. Może jeszcze będzie kiedyś okazja, aby wykazać się w tym elemencie…