Piłkarze ŁKS-u spełnili marzenia swoich kibiców. W 2. kolejce Fortuna 1. Ligi „Rycerze Wiosny” pokonali Widzew 2:0 i… zapisali się w historii. To najwyższe ligowe zwycięstwo ełkaesiaków na stadionie lokalnego rywala.
Piłkarze ŁKS-u dokonali w środowy wieczór nie lada sztuki. Nic to przecież, że zdaniem tzw. ekspertów byli nasi piłkarze faworytem, skoro w odległej przeszłości nie raz – a to brakowało im szczęścia, a to zimnej krwi, ba, nawet w sytuacjach, gdy – jak się wszystkim zdawało – ełkaesiacy mieli wszystkie karty w ręku tylekroć przecież musieliśmy obejść się smakiem. W środę było inaczej. W środę nie zabrakło i „serca”, i „głowy”, i przede wszystkim piłkarskich umiejętności, a slogany o meczu „rządzącym się swoimi prawami” rozbiły się o sumę stricte piłkarskich detali, która w przypadku gości była zwyczajnie wartością znacznie wyższą.
Pierwsze minuty środowego meczu żywo przypominały to, co oglądaliśmy w sobotę na początku spotkania ze Stomilem Olsztyn. Widzewiacy postanowili zaskoczyć gości wysokim pressingiem i trzeba przyznać, że do piątej minuty podopieczni trenera Wojciecha Stawowego mieli kłopoty z wyjściem z własnej połowy. Na szczęście chwilę po tym „Rycerze Wiosny” złapali oddech i umiejętnie przenieśli ciężar gry w okolice szesnastki Widzewa. Efektem tego był pierwszy celny strzał autorstwa Antonio Domingueza z 8. minuty, z którym jednak świetnie poradził sobie Miłosz Mleczko.
W 16. minucie ełkaesiacy dopięli swego. Najpierw Samuel Corral wywalczył rzut wolny na połowie gospodarzy, następnie Pirulo dośrodkował piłkę na pole karne, gdzie z kolei największym sprytem wykazał się Maksymilian Rozwandowicz. Jedyny piłkarz ŁKS-u, który trzy lata temu wystąpił w poprzednich wówczas trzecioligowych derbach strzałem głową wpakował futbolówkę do siatki (0:1).
Drugi kwadrans spotkania nie dostarczył tylu emocji. Grał był rwana, sfrustrowani niepomyślnym wynikiem podopieczni trenera Enkeleida Dobi często przekraczali w tym fragmencie spotkania przepisy, a gdy już zdołali podejść w okolicę bramki ŁKS-u albo ich ataki rozbijały się od szczelnego muru, albo też razili gospodarze niedokładnościami. Gorąco zrobiło się dopiero w 30. minucie, gdy widzewiacy przedostali się pod bramkę prawą stroną, lecz sfinalizować celnym strzałem już na nasze szczęście tej akcji nie zdołali.
Wicelider I ligi kontrolował sytuację. Bardzo dobrze spisywała się czujna i co ważne asekurująca się wzajemnie defensywa, Jan Sobociński wraz z Maciejem Dąbrowskim wyłączyli z gry Marcina Robaka, do tego mocno się we znaki obrońcom Widzewa dawali Samuel Corral i Pirulo. W 40. minucie po strzale z dystansu tego ostatniego piłka poszybowała tuż nad poprzeczką, a w ostatnich sekundach pierwszej połowy hiszpański pomocnik omal nie stanął „oko w oko” z golkiperem (po chwili kolejne jego uderzenie zablokował defensor Widzewa).
Po zmianie stron Widzew ruszył do odrabiania strat i w 50. minucie „zagotowało” się w polu karnym gości. Po świetnym prostopadłym podaniu Merveille Fundambu z ostrego kąta tuż obok bramki huknął Dominik Kun. Siedem minut później tylko Arkadiuszowi Malarzowi zawdzięczali ełkaesiacy czyste konto, bo po kolejnej błyskotliwej akcji Kongijczyka bliski szczęścia był Karol Czubak.
Trener Wojciech Stawowy zauważył, że jego zespół zaczyna mieć na boisku problemy i zareagował błyskawicznie. Najpierw na boisku zameldował się Dragoljub Srnić, a niedługo po nim Piotr Gryszkiewicz i Jakub Tosik. Zanim doszło do tej drugiej podwójnej zmiany ełkaesiacy wyprowadzili zabójczą kontrę. Prostopadłe podanie Michała Trąbki dotarło do wbiegającego lewym skrzydłem w szesnastkę Widzewa Adriana Klimczaka, a ten precyzyjnym strzałem w tzw. „długi róg” podwyższył prowadzenie (0:2).
Zniechęceni takim obrotem sprawy widzewiacy przez kilkanaście kolejnych minut snuli się po boisku, a ŁKS spokojnie rozgrywał piłkę, niespecjalnie przy tym forsując tempo. Widzewiacy obudzili się w końcówce meczu. W 84. minucie znów na wysokości zadania stanął Arkadiusz Malarz. Tym razem kapitan ŁKS-u obronił strzał głową z kilku zaledwie metrów Daniela Tanżyny. Chwilę po tej dogodnej okazji dla Widzewa „zagotował” się po starciu z Maciejem Wolski przy linii bocznej Bartłomiej Poczobut. Zawodnik gospodarzy miał już na koncie żółtą kartkę, więc pan Sebastian Jarzębak wyrzucił pomocnika z boiska.
Trzecie zwyciestwo, wygrane derby i kolejne zero z tyłu. Brawo Panowie! Derby dla @LKS_Lodz 💪🏻 pic.twitter.com/7D3FhuDLju
— Arkadiusz Malarz (@ArkadiuszMalarz) September 16, 2020
Podopieczni trenera Wojciecha Stawowego nie dali sobie wydrzeć dwubramkowego prowadzenia, a innymi słowy spełnili marzenie tysięcy łódzkich kibiców. Co ciekawe, to najwyższe wyjazdowe zwycięstwo „Rycerzy Wiosny” nad lokalnym rywalem w lidze (oraz pierwsze na zapleczu ekstraklasy). W środowy wieczór ełkaesiacy nie tylko więc zgarnęli cenny komplet punktów, ale i zapisali się w historii.
Już w najbliższą sobotę piłkarze Łódzkiego Klubu Sportowego zmierzą się na wyjeździe z Zagłębiem Sosnowiec. Po trzech kolejkach Fortuna 1 Ligi łodzianie zajmują pierwsze miejsce w tabeli z dorobkiem dziewięciu punktów na koncie.
Jaki tu spokój… nic się nie dzieje… 😛 pic.twitter.com/BgAmJ6EJII
— Łódzki Klub Sportowy (@LKS_Lodz) September 16, 2020
2. kolejka Fortuna 1 Ligi / Widzew Łódź – ŁKS Łódź 0:2 (0:1)
Składy: