Aktualności

Carlos Gracia: Wierzę, że sprostamy wyzwaniu

23
07 / 01 / 2020

Do trenujących od poniedziałku ełkaesiaków dołączył we wtorek Carlos Moros Gracia, który jeszcze przed Bożym Narodzeniem podpisał 1,5-roczną umowę z „Rycerzami Wiosny”. Skromny, uśmiechnięty i bez problemu komunikujący się po angielsku zawodnik ma już za sobą zarówno pierwszy trening tak na siłowni, jak i na boisku.

Co w pierwszej kolejności zadecydowało o tym, że to ŁKS będzie Twoim nowym klubem?

Kiedy dostałem ofertę z ŁKS-u, przyjrzałem się bliżej miastu oraz klubowi. To, co zobaczyłem, wywarło na mnie duży wpływ. Łódź to duże, fajne miasto, które jest podobne do Walencji, z której pochodzę. Mam nadzieję, że ŁKS-owi uda się utrzymać w ekstraklasie.

Jak wyglądała Twoja dotychczasowa przygoda z futbolem?

Moja przygoda z piłką nożną zaczęła się w bardzo młodym wieku w akademii Valencii. W grupach młodzieżowych tego klubu trenowałem łącznie przez ponad 10 lat. Potem zdecydowałem się na przenosiny do Stanów Zjednoczonych, a następnie trafiłem do Skandynawii.

Jak wspominasz występy w Ameryce?

To był fantastyczny czas, pod każdym względem. Kiedy przeprowadzasz się do innego kraju, musisz szybko przyzwyczaić się do nowej kultury, nowych ludzi i nowych miejsc. Wszystko jest wtedy nowe i dzięki temu człowiek lepiej się rozwija. Zarówno na boisku, jak i poza nim.

Ale akurat dla młodych hiszpańskich piłkarzy, kierunek amerykański nie jest czymś oczywistym…

Tak, to prawda. Ale ja chciałem spróbować czegoś zupełnie innego. Kiedy pojawiła się możliwość kontynuowania nauki w Filadelfii, nie zastanawiałem się zbyt długo. Byłem zafascynowany możliwością, która się przede mną pojawiła i nigdy nie żałowałem, że z niej skorzystałem. Zwłaszcza że Filadelfia okazała się bardzo ciekawym miastem.

A co powiesz o szwedzkim etapie swojej kariery?

To był również bardzo przyjemny i pożyteczny czas. W Szwecji poznałem kolejną kulturę i stałem się jeszcze lepszym piłkarzem. Miałem tam bardzo miłe przyjęcie i wszystko układało się fantastycznie. Byłem bardzo szczęśliwy podczas gry w Sundsvall i jest mi przykro, że na koniec mojego pobytu tam nie udało nam się zdobyć kilku punktów więcej, aby zachować ligowy byt.

W Szwecji temperatura również nie rozpieszcza mieszkańców, więc zakładamy, że zima w Polsce nie robi na Tobie wrażenia…

Zgadza się. Kiedy przyleciałem do Polski tuż przed Bożym Narodzeniem, to wręcz nie mogłem uwierzyć w to, co pokazywał termometr. Wydawało mi się, że jest niemal lato. Teraz jest dużo chłodniej, ale nie narzekam, bo taka pogoda w Sundsvall nie była niczym nadzwyczajnym. Nie wiem, co musiałoby się wydarzyć, aby pogoda w Polsce zrobiła na mnie większe wrażenie.

Kto był Twoim idolem, kiedy zaczynałeś biegać na piłką?

Miałem kilku ulubionych piłkarzy w dzieciństwie, ale zawsze najwyżej ceniłem Carlosa Puyola z Barcelony. Od małego uważałem go za świetnego obrońcę, na którym warto się wzorować.

A kto obecnie jest najlepszym obrońcą na świecie?

To bardzo trudne pytanie, bo w każdej czołowej lidze można znaleźć przynajmniej kilku znakomitych środkowych defensorów. Gdybym miał wskazać taki idealny duet, to postawiłbym na Sergio Ramosa z Realu Madryt oraz Gerarda Pique z Barcelony.

Tuż przed Bożym Narodzeniem kibice na całym świecie po raz kolejny emocjonowali się Gran Derbi. Za kim trzymałeś kciuki w tamtym meczu?

Jestem fanem Valencii, więc mecz Realu z Barceloną nie wywołuje u mnie żadnej dodatkowej adrenaliny. Przez cały rok trzymam kciuki w lidze hiszpańskiej tylko za ekipę „Nietoperzy”.

Czy w Valencii miałeś okazję grać z zawodnikami, którzy są obecnie znani w całej Europie?

Moim kolegą z drużyny przez wiele lat był między innymi Juan Bernat, który obecnie broni barw PSG, a wcześniej występował także w Bayernie Monachium. Mnóstwo przyjemnych chwil na boisku spędziłem ponadto z innym reprezentantem Hiszpanii. To Paco Alcacer, który teraz błyszczy w Borussii Dortmund, a poprzednio był graczem Barcelony.

Jakie są Twoje największe boiskowe atuty?

To bardzo niewygodne pytanie, bo nie lubię opowiadać o swoich umiejętnościach. Wolę prezentować je na murawie, żeby każdy sam wyrobił sobie opinię. Ale na pewno należę do grona obrońców, którzy lubią grać piłką i dużo komunikują się na boisku z kolegami.

Czy widziałeś ostatnie mecze ŁKS-u z rundy jesiennej?

Widziałem. W wielu z nich ŁKS grał naprawdę dobrze i był bliski co najmniej remisu. Niestety, w futbolu często o końcowym wyniku decydują detale i tym razem zadecydowały one o porażkach. Wierzę jednak, że po ciężkiej pracy, którą wykonamy w najbliższych tygodniach, wszystko będzie dobrze i zespół zacznie iść w górę tabeli.

Przy al. Unii 2 możesz liczyć na towarzystwo kilku rodaków…

Przed podpisaniem umowy kontaktowałem się z Danim oraz Pirulo i obaj wyrażali się bardzo pozytywnie o klubie i tym, w jaki sposób ŁKS jest zorganizowany. To też pomogło mi w szybszym podjęciu decyzji. Myślę, że przy wsparciu kolegów z Hiszpanii moja aklimatyzacja będzie dużo łatwiejsza – i w Łodzi, i w samym klubie. To zupełnie inna sytuacja niż wtedy, gdy zaczynasz z poziomu zerowego – będąc zupełnie sam z danego kraju w nowym otoczeniu.

A jak oceniasz kibiców ŁKS-u?

Są super. Widziałem, że dają z siebie wszystko nie tylko u siebie, ale i podczas spotkań wyjazdowych. Sądzę, że fani są ważną częścią całego tego projektu o nazwie ŁKS. Uwielbiam grać, czując doping zaangażowanej publiczności i już nie mogę się doczekać pierwszego meczu. Atmosfera na pewno będzie wówczas fantastyczna.

W jaki sposób najchętniej spędzasz czas poza klubem?

W Szwecji sporo czasu pochłaniała mi nauka, bo on-line musiałem jeszcze zaliczyć kilka przedmiotów na studiach. Poza tym, mieszka ze mną moja dziewczyna, więc jak najwięcej czasu staramy się spędzać razem. W Łodzi na pewno będziemy dużo spacerować, bo oboje lubimy zwiedzać i oboje chcemy znać jak najlepiej miejsce, w którym żyjemy.

W Szwecji grałeś z „16-tką” na plecach. Z jakim numerem zobaczymy Cię wiosną na polskich boiskach?

Jeszcze nie wiem. W wolnej chwili dowiem się, które numery są wolne i dopiero wtedy coś sobie wybiorę.

Za nami Boże Narodzenie. Odpocząłeś trochę przez ostatnie dni?

Kiedy na co dzień mieszkasz daleko od rodzinnych stron, każdy powrót tam staje się czymś wyjątkowym. Tym razem nie było inaczej. Cieszę się, że mogłem spędzić trochę czasu z bliskimi, z którymi bardzo rzadko się ostatnio widuję. Mam całkiem sporą rodzinę, więc końcówka 2019 roku i początek 2020 roku minęły mi niezwykle szybko. Te dni wytchnienia dały mi mocny impuls do tego, aby teraz rzucić się w wir intensywnych treningów.



Sponsorzy główni

Sponsorzy

Partner strategiczny

Partnerzy

Partnerzy

Partnerzy

Partnerzy

Partner techniczny

Partner medyczny