Aktualności

Bartosz Widejko: Nie spodziewałem się, że zagram w tym meczu

23
21 / 10 / 2018

Wiadomo, że kibice oczekują od nas zwycięstw. Ale kiedy wygrana jest poparta dobrą grą, tak jak w meczu z GKS-em Jastrzębie, to taki sukces smakuje podwójnie – podkreśla Bartosz Widejko, obrońca Łódzkiego Klubu Sportowego.

Po kilku tygodniach przerwy wróciłeś na lewą stronę obrony. Powrót można chyba uznać za udany, bo ŁKS wygrał mecz i zachował przy tym czyste konto…

Bardzo się cieszę z tego, że dostałem szansę i mogłem pomóc w wywalczeniu tego 2:0. Cieszy zarówno to, że po raz kolejny zagraliśmy na zero z tyłu, jak i fakt, że  znowu sami strzeliliśmy dwa gole. W wielu wcześniejszych meczach też stwarzaliśmy sobie dobre sytuacje, a mimo to wyniki nie zawsze były do końca zadowalające.

Spodziewałeś się, że przeciwko GKS-owi zagrasz od pierwszej minuty?

Przyznam, że nie. Cały tydzień, jak zwykle, ciężko pracowałem, ale trener ani przez chwilę nie dał mi poczuć, że widzi mnie w pierwszym składzie na mecz z Jastrzębiem. O tym, że zagram, dowiedziałem się dopiero na przedmeczowej odprawie.

W zgodnej opinii obserwatorów tego meczu ŁKS całkowicie zasłużył na to zwycięstwo. Trudno o lepszy prognostyk przed dwoma meczami wyjazdowymi, które zagracie w tym tygodniu…

Oczywiście, że tak. Od początku sezonu skupiamy się na każdym kolejnym meczu. Każdy z nas w szatni powtarza, że liczy się tylko najbliższe spotkanie. A teraz akurat to najbliższe spotkanie wypada w Częstochowie z Rakowem, który od dłuższego czasu otwiera pierwszoligową tabelę. Mamy jeszcze chwilę na opracowanie dokładnego planu taktycznego, ale już teraz mogę obiecać, że w środę będziemy walczyć od pierwszej do ostatniej minuty. A jak wiadomo, kiedy walczymy przez cały mecz i gramy swoją piłkę, to zazwyczaj wygrywamy. Oby teraz było podobnie.

Był taki moment w trakcie tego meczu, że baliście się, iż znowu może skończyć się na pochwałach za dobrą grę i „remisie ze wskazaniem”?

Pierwsze pół godziny zagraliśmy bardzo fajnie. Później to nasze światło trochę przygasło, ale w przerwie powiedzieliśmy sobie, że musimy jak najszybciej zdobyć bramkę w drugiej połowie, aby uspokoić to spotkanie. No i udało się. Piękna wrzutka Artura Bogusza i piękny strzał Rafała Kujawy pozwoliły objąć upragnione prowadzenie. Potem niestety niepotrzebnie trochę odpuściliśmy z tyłu i przeżyliśmy chwilę strachu, gdy zawodnik z Jastrzębia trafił piłką w słupek, a dobitka poszybowała obok bramki. Później raz jeszcze było bardzo groźnie pod naszą bramką, gdy zapędziliśmy się za mocno do przodu i GKS wyszedł z szybką kontrą, którą mógł wykorzystać. Na szczęście jednak nie wykorzystał i nasza twierdza po raz drugi z rzędu pozostaje niezdobyta.

Wiadomo, że statystyki nie grają, ale trudno nie cieszyć się choćby z tego, że ŁKS nie ma już ujemnego bilansu przy Alei Unii, a trzecie miejsce w tabeli zajmuje zupełnie samodzielnie. Takie detale chyba dodatkowo wzmacniają zespół i każdego z Was z osobna?

Wiem, że to banał, ale nic tak nie wpływa na morale w szatni jak dobre wyniki. My chcemy nie tylko wygrywać, ale i pięknie grać w piłkę. A jeśli udaje się połączyć obie te kwestie, to na treningi i mecze wybiega się z dodatkową mocą.

Kto w środę będzie faworytem: Raków czy ŁKS?

Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Raków ostatnie dwa mecze bezbramkowo zremisował, ale nie ma sensu się tym za bardzo sugerować. Głęboko wierzę za to, iż to z nami w tym meczu będzie cudowna moc Maryi z Jasnej Góry.



Sponsorzy główni

Sponsorzy

Partner strategiczny

Partnerzy

Partnerzy

Partnerzy

Partnerzy

Partner techniczny

Partner medyczny