Zagraliśmy jak z nut i zasłużenie odnieśliśmy piąte zwycięstwo w sezonie. W 28. kolejce PKO BP Ekstraklasy piłkarze ŁKS-u pokonali po świetnym widowisku 3:2 Radomiaka Radom. Dwa gole dla łodzian zdobył Kay Tejan, a jedno trafienie dorzucił Engjell Hoti.
Tuż przed meczem w U2 ŁKS Store pojawiły się galante okrycia głowy dla kibiców ŁKS-u, które zaanonsowaliśmy hasłem: czapki z głów. I to samo można było powiedzieć pod adresem zespołu trenera Marcina Matysiaka po końcowym gwizdku, bo ŁKS rozegrał jeden z najlepszych spotkań nie tylko w tym roku, ale i w całym niełatwym przecież dla nas sezonie. Niedawny pogromca mistrza Polski wrócił do Radomia bez punktów i z bagażem trzech goli.
Chociaż na początku niedzielnego spotkania nieco częściej przy piłce utrzymywali się goście z Radomia, to ŁKS stworzył w pierwszym kwadransie kilka niezłych okazji do zdobycia gola. W dwóch z trzech takich naprawdę obiecujących sytuacji maczał palce Kay Tejan: najpierw Holender zabrał się z piłką po świetnym podaniu Engjella Hotiego, ale chyba nieco zbyt długo zwlekał z oddaniem strzału, wskutek czego jego drybling wzdłuż linii pola karnego zakończył się na obrońcy; następnie w podobnej sytuacji napastnik zagrał do Michała Mokrzyckiego, lecz uderzenie pomocnika ŁKS-u zablokował gracz Radomiaka, tak zresztą jak chwilę po tym Daniego Ramireza, a gdy po sprytnie rozegranym rzucie wolnym i zamieszaniu w szesnastce gości futbolówka w końcu wpadła do siatki za sprawą Huseina Balicia, sędzia dopatrzył się pozycji spalonej Austriaka.
Ełkaesiacy nie zrażeni tym ani trochę wciąż nacierali z animuszem na bramkę strzeżoną przez Gabriela Kobylaka i zostali za to nagrodzeni w 19. minucie. Dani Ramirez przechwycił piłkę na połowie przyjezdnych, popisał się dokładnym prostopadłym podaniem w tempo do Kaya Tejana, a ten wszedł pomiędzy dwóch obrońców, minął bramkarza i pomimo dość ostrego kąta skierował futbolówkę do siatki (1:0). Co więcej, ten naprawdę efektowny fragment gry w wykonaniu łodzian mógł zostać szybko zwieńczony drugim golem – zabrakło niewiele, po dośrodkowaniu Kamila Dankowskiego próbował Husein Balić.
Na stadionie Króla działo się więc bardzo dużo. Na bramkę Gabriela Kobylaka sunął atak za atakiem, bo łodzianie potrafili niekiedy dwoma-trzema podaniami przenieść się w okolice pola karnego Radomiaka i bezstronny obserwator na pewno nie zdołałby zgadnąć, który z tych dwóch zespołów zamyka ligową tabelę, a który znajduje się w jej środku. Pomiędzy 37. a 38. minutą golkiper Radomiaka dwukrotnie uratował gości przed stratą drugiego gola – najpierw broniąc piekielnie mocny strzał z dystansu Kaya Tejana (świetnie tutaj Holendrowi dogrywał piętą Riza Durmisi), następnie łapiąc futbolówkę po uderzeniu głową Rahila Mammadova. Te najlepsze w naszym wykonaniu 45 minut tego sezonu zwieńczyła tuż przed przerwą jeszcze jedna szybka akcja zainicjowana długim podaniem Kaya Tejana (z własnej połowy) do Huseina Balicia, ładna wymiana w polu karnym przyjezdnych i kąśliwy strzał Austriaka, z którym jednak poradził sobie Gabriel Kobylak.
Niestety, już chwilę po wznowieniu gry pierwsza tego dnia groźna akcja zespołu trenera Macieja Kędziorka przyniosła jej efekt w postaci gola wyrównującego. Tutaj kluczowe było świetne przyjęcie piłki Luisa Machado, co z kolei pozwoliło Jardelowi oddać strzał z kilkunastu metrów – piłka otarła się jeszcze o głowę Leventa Gulena i wpadła do siatki obok zdezorientowanego Dawida Arndta (1:1). Szczęście w nieszczęściu strata gola nie zdeprymowała Rycerze Wiosny – w 55. minucie Michał Mokrzycki posłał piłkę nad głowami obrońców z głębi pola, wprost do rozpędzonego Kaya Tejana, a Holender powtórzył swój widowiskowy drybling z jesiennego meczu z Piastem Gliwice – wbiegł w pole karne z prawej strony, ściął do środka i oddał bardzo precyzyjny strzał, po którym futbolówka wpadła do siatki tuż obok słupka (2:1).
Goście znów musieli odrabiać straty, co więcej zaraz po drugim golu dla ŁKS-u sędzia ukarał drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartką Rafała Wolskiego (za faul na Kamilu Dankowskim), więc Radomiak ostatnie dwa kwadranse musiał sobie radzić w dziesiątkę. Pomimo tego przyjezdni dążyli do zmiany wyniku i przejęli nawet na chwilę inicjatywę, natomiast ŁKS skupił się na defensywie i po przyjęciu piłki szukał swoich szans w kontrataku. Po jednej z nich, w 71. minucie, lewym skrzydłem ruszył odważnie Husein Balić, zagrał na środek pola karnego do Piotra Janczukowicza, ten przyjął piłkę tyłem do bramki i wycofał ją przytomnie do Engjella Hotiego. Piękny techniczny strzał tego ostatniego z linii pola karnego dał nam trzeciego gola (3:1).
Ełkaesiacy nie mieli dość i w 83. minucie po kolejnym szybkim wyjściu z własnej połowy powinni podwyższyć prowadzenie. Stipe Jurić pomknął na bramkę, zagrał do pozostawionego bez opieki innego rezerwowego – Antoniego Młynarczyka, lecz ten drugi nie trafił w światło bramki z kilku metrów. Nieco wcześniej na wysokości zadania po drugiej stronie boiska stanął Dawid Arndt (obronił m.in. uderzenie Jardela i płaski strzał Dawida Abramowicza), a i defensywa ŁKS-u dowodzona przez Rahila Mammadova i Leventa Gulena nie dała sobie w kaszę dmuchać, skutecznie zatrzymując wraz z resztą naszych piłkarzy kilka nieźle zapowiadających się ataków przyjezdnych. Co prawda w doliczonym czasie gry Guilherme Zimovski po ładnym uderzeniu z dystansu zdobył jeszcze drugiego gola dla Radomiaka (3:2), ale na więcej już w niedzielę rywalowi nie pozwoliliśmy.
Piłkarze Łódzkiego Klubu Sportowego odnieśli piąte w sezonie i dodajmy w pełni zasłużone zwycięstwo, rozgrywając przy okazji jeden z najlepszych i najbardziej efektownych spotkań w tym sezonie. Dzięki temu opuściliśmy ostatnie miejsce w tabeli. W następnej serii spotkań ełkaesiacy zmierzą się na stadionie Króla z Lechem Poznań. To też trzeba zobaczyć na żywo!
28. kolejka PKO BP Ekstraklasy | ŁKS Łódź – Radomiak Radom 3:2 (1:0)
Składy: