Przed środowym klasykiem ŁKS – Stal, ucięliśmy sobie krótką pogawędkę z Leszkiem Śledzioną – historykiem futbolu, autorem znakomitych książek o przedwojennym piłkarstwie i co nie mniej ważne – kibicem Stali Mielec.
Dziennikarz sportowy, współautor oraz redaktor prowadzący serii książek piłkarskich „HISTORIA SPORTU”, na co dzień tropi tajemnice przedwojennego futbolu, chroniąc przed zapomnieniem nieznane postacie polskiej piłki. W środę, tak jak my za ŁKS, on będzie trzymać kciuki za swoją Stalą Mielec.
– Aż trudno w to uwierzyć, ale od ostatniego ligowego meczu Stali Mielec z ŁKS-em minęły dwadzieścia dwa lata. Szmat czasu. Czy w Mielcu myśli się w tym sezonie o szturmie na ekstraklasę?
– Zgodnie z obecnym motto klubowym Stalowców: „W drodze po dawny blask”, zarówno włodarze klubu, a także nasi fani nie ukrywają i otwarcie mówią, że w tym sezonie celem Stali jest powrót do elity polskiego futbolu, w której ostatnio gościliśmy właśnie podczas ostatnich spotkań biało-niebieskich z ŁKS-em w sezonie 1995/96. Czy to się nam uda? Nie wiem, o tym samym myśli jeszcze osiem zespołów. W pierwszej lidze każdy może wygrać z każdym. Popatrzmy choćby na końcowe wyniki czterech pierwszych kolejek w wykonaniu mojego klubu. Za rywali, wyłącznie na wyjazdach (Stal z powodu montażu podgrzewanej murawy do 5. kolejki grała poza Mielcem), mieliśmy: dwóch beniaminków, wskazywaną przez wszystkich fachowców jako pierwszego kandydata do spadku – Bytovię oraz Puszczę Niepołomice. Wywalczyliśmy sześć punktów, czyli zaledwie pięćdziesiąt procent możliwych do zdobycia punktów, a marzenia były przecież większe.
– ŁKS zagra o ligowe punkty ze Stalą już po raz czterdziesty dziewiąty. Utkwił Panu w pamięci w sposób szczególny, któryś z wcześniejszych pojedynków? Było ich przecież niemało…
– Za jedną z legendarnych gier ekstraklasowych najlepszego zespołu w klubowej historii mielczan uważany jest zaległy pojedynek z 3. kolejki sezonu 1973/74. Dwudziestego ósmego listopada 1973 roku, na swym stadionie rozgromiliśmy już wtedy zaprzyjaźniony kibicowsko ŁKS aż 7-0. Gdy po 22 minutach Stal prowadziła trzema bramkami (gole Domarskiego, Laty i Sekulskiego) – nerwy puściły reprezentacyjnemu bramkarzowi Janowi Tomaszewskiemu. Pięć minut później zszedł z murawy, oświadczając trenerowi, że on nie da już rady. Niestety, byłem wtedy jeszcze zbyt młody, żeby widzieć to na własne oczy. Ze spotkań które sam widziałem, przypomnę pierwszy po awansie do ówczesnej pierwszej ligi (31.07.1988) zremisowany 3-3, domowy mecz Stal – ŁKS, w którym łodzianie prowadzili już 3-1 (trzy bramki debiutanta Roberta Kozielskiego), lecz nasz finisz był znakomity.
– Książki Pana autorstwa, na czele ze świetnym „Rocznikiem piłkarskim 1922” czy szczególnie bliską nam publikacją „Rozgrywki piłkarskie w Łodzi: 1910-1919”, to nieocenione źródło informacji o przedwojennym futbolu. Traktuję Pan tę pracę jako rodzaj misji, ważnego zadania do wykonania, wypełnienia luki?
– We Lwowie i Krakowie dotarliśmy między innymi do wyników (wraz ze szczegółami) wszystkich spotkań piłkarskich od początków polskiej piłki nożnej (1891 – koniec 1907 roku). Dzięki temu udało mi się definitywnie wykazać pierwszeństwo w polskim futbolu Lechii nad Czarnymi. Zarówno mnie, jak i moich współpracowników oceniają głosy naszych czytelników. Ich liczba ciągle wzrasta, każda z książek miała już swe dodruki, niektóre nawet po dwa. Proszę spojrzeć na listę stałych patronatów serii “Historia Sportu”, to poważni partnerzy.
– Czy w Pana pracy jest jeszcze jakiś „Święty Graal” do odkrycia? Informacja, fakt, nazwisko, którego ustalenie śni się Panu po nocach; coś na czym szczególnie Panu zależy?
– Nie śnię o takich rzeczach, tam marzę o zupełnie czymś innym[śmiech]. Wszystkie informacje są ważne, na każdej nam zależy. Każdego miesiąca zdobywamy do naszego archiwum nowe zdjęcia. Te nigdy wcześniej niepublikowane jak na przykład ze spotkania rozegranego 30 września 1917 roku w Agrykoli pomiędzy Polonią Warszawa a ŁKS Łódź (4-1) najbardziej cieszą. A gdy uda nam się jeszcze je w stu procentach opisać z imienia i nazwiska, dzięki wymyślonemu przeze mnie programowi „Ocalić twarze od zapomnienia”, radość jest podwójna.
Rozmawiał: Remek Piotrowski
Wybrane publikacje książkowe autorstwa Leszka Śledziony: