Jedenastu minut zabrakło piłkarzom ŁKS-u, aby odnieść drugie z rzędu ligowe zwycięstwo. Przez prawie pół godziny łodzianie prowadzili po przepięknym zagraniu Daniego Ramireza, ale pełną pulę odebrał im aktualny król strzelców Ekstraklasy – Igor Angulo.
Zagrać jak z Koroną i wygrać jak z Koroną – z takim nastawieniem pojawili się w niedzielne popołudnie na obiekcie przy Rooosevelta zawodnicy „Rycerze Wiosny”. Co znamienne, w porównaniu ze spotkaniem sprzed dwóch tygodni w ich składzie nie zaszły tym razem żadne zmiany. Łodzianie zdawali sobie przy tym sprawę, że ewentualna wygrana pozwoli im opuścić ostatnią lokatę w tabeli i zbliżyć się do miejsca zapewniającego utrzymanie się w elicie.
I zaiste, podopieczni Kazimierza Moskala rozpoczęli zawody z bardzo dużym animuszem. Potwierdzeniem tego był strzał Daniego Ramireza nad poprzeczką zaledwie kilkadziesiąt sekund po pierwszym gwizdku sędziego Pawła Raczkowskiego. Kolejne minuty też toczyły się na połowie gospodarzy, ale Dani i spółka nie potrafili udokumentować optycznej przewagi strzałem na bramkę Martina Chudego.
W 11. minucie po raz pierwszy groźnie zrobiło w polu karnym ełkaesiaków. W sytuacji sam na sam z Arkadiuszem Malarzem znalazł się Igor Angulo i tylko dzięki ofiarnemu wślizgowi Maksymiliana Rozwandowicza wynik pozostał bez zmian. Chwilę później zabrzanie mieli kolejną dobrą okazję – z rzutu wolnego z około 25 metrów uderzał Erik Janża, lecz golkiper ŁKS-u nie dał się zaskoczyć i sparował piłkę na rzut rożny.
Tuż przed upływem pierwszego kwadransa znów niebezpiecznie zrobiło się za to pod bramką zabrskiej drużyny, za którą w tej części gry znajdował się sektor najbardziej zagorzałych sympatyków Górnika. Najpierw słowacki golkiper miejscowych musiał się wykazać przy dośrodkowaniu Dragoljuba Srnicia, a moment później mocno z półwoleja uderzył Adrian Klimczak – niestety pomylił się o mniej więcej pół metra.
Następne minuty meczu przebiegały za to ze wskazaniem na zabrzan. Wpierw Igora Angulo uprzedził w ostatniej chwili Rozwandowicz, a zaraz potem kąśliwym dośrodkowaniem popisał się Janża i bramkarz ŁKS-u musiał się sporo natrudzić, aby przerzucić piłkę nad poprzeczką. Z kolei w 21. minucie „Malowanego” z kilku metrów chciał zaskoczyć Szymon Matuszek, czyli kapitan 14-krotnych mistrzów Polski. W tej sytuacji skończyło się jednak na strachu, bo 30-letniemu pomocnikowi zabrakło precyzji.
Pozostała część pierwszej odsłony spotkania była wyrównanym widowiskiem. Piłkarze obu drużyn szukali swoich okazji, ale ich strzały były albo niecelne (jak między innymi w przypadku prób Jana Grzesika, Daniego Ramireza czy Michała Trąbki), albo zagrożenie skutecznie eliminowali w zarodku poszczególni defensorzy. Dopiero na minutę przed przerwą po faulu Jana Sobocińskiego (obejrzana za to żółta kartka wyklucza go z najbliższego meczu – z Rakowem) dobrą sposobność na objęcie prowadzenia mieli biało-niebiesko-czerwoni. Po rzucie wolnym tuż sprzed linii pola karnego „Górnicy” zamiast do siatki trafili jedynie w poprzeczkę. Efektem tego do przerwy mieliśmy na Śląsku bezbramkowy remis…
W drugiej połowie wynik 0:0 utrzymał się jedynie przez pierwszy fragment. Gdy bowiem stadionowy zegar wyświetlał 50. minutę, łodzianie krótko rozegrali rzut rożny, po którym Dani rozpoczął swój błyskotliwy drybling, a finałem jego indywidualnej szarży było równie błyskotliwe posłanie piłki blisko spojenia słupka z poprzeczką. Warto dodać, że był to pierwszy celny strzał ełkaesiaków w tym spotkaniu!
Za sprawą zdobytej bramki łodzianie nabrali dodatkowej pewności w grze i ani myśleli, aby tylko ograniczyć się do obrony korzystnego rezultatu. W 64. minucie bliski strzelenia drugiej bramki był Dani, lecz tym razem z jego strzałem poradził sobie Chudy. A zaledwie kilkadziesiąt sekund później w polu karnym zabrzan padł Guima i 900 kibiców na sektorze gości z nadzieją spojrzało w kierunku arbitra głównego. Ku ich rozczarowaniu nie było jednak ani gwizdka wskazującego na „jedenastkę”, ani nawet sygnalizacji o analizie VAR.
W 73. minucie do wyrównania mógł natomiast doprowadzić Jesus Jimenez, który wykorzystał złe ustawienie Grzesika i znalazł się w sytuacji sam na sam z Malarzem. Uderzenie Hiszpana w tzw. długi róg było jednak bardzo niecelne i ełkaesiacy mogli odetchnąć z ulgą. Niestety, na 11 minut przed końcem regulaminowego czasu zabrzanie dopięli celu i przy Roosevelta znów mieliśmy remis. Ze strzałem Łukasza Wolsztyńskiego bramkarz ŁKS-u jeszcze sobie poradził i zbił piłkę na poprzeczkę, lecz dobitka Igora Angulo była już skuteczna.
Na pięć minut przed końcem piłka ponownie znalazła się w siatce łodzian, ale tego trafienia gospodarzy sędzia Raczkowski nie uznał, bo wcześniej faulowany we własnym polu bramkowym był Malarz. W ostatnim etapie meczu zarówno ŁKS, jak i Górnik wypracowali sobie jeszcze bramkowe okazje, lecz wynik już się nie zmienił.
Kolejne spotkanie łodzianie rozegrają w najbliższą sobotę z Rakowem Częstochowa. Konfrontacja dwóch beniaminków rozpocznie się przy al. Unii 2 punktualnie o godzinie 15:00. A z Górnikiem biało-czerwono-biali spotkają się już we wtorek 29 października. O godzinie 20.30 tego dnia zacznie się mecz, którego zwycięzca nie zyska wprawdzie ligowych punktów, ale zagra w trzeciej rundzie Pucharu Polski – już teraz warto zatem nabyć wejściówkę na to widowisko!
12. kolejka PKO Ekstraklasy / Górnik Zabrze – ŁKS Łódź 1-1 (0-0)
Składy: