Po długiej przerwie ełkaesiacy znów zagrali na miarę swoich możliwości – i w ofensywie, i w defensywie. Efektem tego była efektowna wygrana, dzięki której znów przy al. Unii pojawił się uśmiech oraz optymizm. Na słowa uznania zasłużyła cała drużyna, a pierwszoplanowym bohaterem niedzielnego spektaklu okazał się Rafał Kujawa!
Raz, dwa, trzy, cztery – mało! Słysząc takie okrzyki z trybun pod koniec niedzielnego meczu, niektórym pewnie trudno było uwierzyć, że słowa te są kierowane do drużyny, która przegrała wcześniejsze osiem spotkań ligowych. W starciu z sąsiadem z ligowej tabeli łodzianie byli jednak zespołem zdecydowanie lepszym i doprawdy niewiele brakowało, aby ich zwycięstwo było jeszcze bardziej okazałe. Choć cztery zdobyte bramki to i tak wynik robiący wrażenie, bo stanowi on połowę całego dorobku strzeleckiego ze wszystkich dziesięciu poprzednich spotkań ŁKS-u w PKO Ekstraklasie.
„Rycerze Wiosny” jak zwykle ostatnio zaczęli mecz ze sporym animuszem, ale tym razem po udanym początku udało im się wystrzec poważnych błędów w defensywie i po raz pierwszy od meczu z Legią nie stracili gola jako pierwsi. A w 27. minucie komplet widzów na obiekcie przy al. Unii mógł po raz pierwszy cieszyć się z trafienia swoich ulubieńców. Po dynamicznej akcji z udziałem Daniego Ramireza i Michała Trąbką snajperskim instynktem wykazał się Rafał Kujawa, który ubiegł Grzegorza Szymusika i z czterech metrów skierował piłkę do bramki gości.
A gdy jeszcze podopieczni Mirosława Smyły nie ochłonęli po stracie premierowej bramki, przegrywali już 0:2. Najpierw z impetem w pole karne Korony wpadł Trąbka, ale jego strzał Marek Kozioł zdołał jeszcze obronić. Trąbce udało się jednak przejąć odbitą piłkę i odegrać do nadbiegającego Piotra Pyrdoła, który zgubił dwóch rywali i przytomnie zagrał do Kujawy. A ten z jeszcze mniejszej odległości niż kilkadziesiąt sekund wcześniej ponownie wpakował piłkę do siatki. Kujawie w tej sytuacji do końca próbował przeszkodzić Piotr Pierzchała, ale wychowanek ŁKS-u – jak na doświadczonego napastnika przystało – potrafił tak ułożyć nogę, aby znów wywołać euforię na widowni.
Tymczasem Korona pierwszą groźną akcję przeprowadziła dopiero w 36. minucie. Po wymianie kilku podań z lewej strony dośrodkował wtedy Daniel Dziwnel, a najwyżej w polu karnym ŁKS-u wyskoczył Milan Radin. Po główce serbskiego pomocnika znakomicie zachował się jednak Arkadiusz Malarz, który poszybował w kierunku prawego słupka bramki i sparował piłkę na rzut rożny. Zanim kibice zdążyli na dobre ochłonąć po tej okazji dla złocisto-krwistych, emocje były już po drugiej stronie boiska. Zawodnicy Kazimierza Moskala wyprowadzili bowiem szybką kontrę, w której zabrakło niestety dobrego ostatniego podania – w sytuacji trzech na dwóch zagranie nastąpiło o ułamek sekundy za późno i sędzia boczny słusznie zasygnalizował spalonego.
Znacznie więcej kontrowersji wzbudziła za to decyzja arbitrów z 39. minuty, gdy po dośrodkowaniu z lewej strony boiska ręką w polu karnym przypadkowo odbił piłkę Pyrdoł. Po przeciągającej się w nieskończoność analizie VAR sędzia Bartosz Frankowski z Torunia ostatecznie zdecydował się podyktować „jedenastkę” dla Korony. Wywołało to wymowne gwizdy z trybun, bo powtórki wskazywały, że zanim nastąpiło feralne odbicie ręką przynajmniej jeden z „Koroniarzy” był na spalonym. Głośne protesty na nic się jednak zdały, a pewnym egzekutorem rzutu karnego okazał Adnan Kovacić. Zamiast 3:0, do przerwy biało-czerwono-biali prowadzili zatem 2:1.
Utrata gola nie wpłynęła na szczęście demobilizująco na ełkaesiaków, którzy od początku drugiej części spotkania konsekwentnie grali swoje. Ich cierpliwość została nagrodzona tuż przed upływem godziny gry, choć tym razem zdobyta bramka nie była skutkiem finezyjnej akcji, a wzorowo wykonanego stałego fragmentu. Z lewego skrzydła z rzutu wolnego zacentrował Ramirez, a najlepiej tuż przed polem bramkowym Korony odnalazł się Jan Grzesik i strzałem głową podwyższył na 3:1. Radość 24-latka była ogromna, ale trudno się temu dziwić, bo był to jego pierwszy gol od momentu przenosin do ŁKS-u, czyli od początku sezonu 2018/19. Co więcej, była to bramka, jaką zwykle zdobywają środkowi napastnicy, a nie prawi obrońcy – bezradny golkiper kielczan nawet nie próbował interweniować…
Pięć minut później swoją dobrą dyspozycję golem w trzecim kolejnym meczu mógł udowodnić Pyrdoł. Wychowanek ŁKS-u uciekł Szymusikowi, pomknął lewą stroną i rajd zakończył mocnym uderzeniem w tzw. krótki róg. Zmierzającą pod poprzeczkę piłkę z najwyższym trudem bramkarz Korony odbił jednak na rzut rożny, a jego koledzy odetchnęli z ulgą. Co się jednak odwlecze, to nie uciecze i kolejna akcja przyniosła łodzianom bramkę…
Tym razem wszystko, co najważniejsze, wydarzyło się po prawej stronie boiska: po mierzonym podaniu od Grzesika swój taniec z piłką zaczął Kujawa, który zbiegając do środka oszukał dwóch rywali, a po chwili przymierzył technicznie zza linii pola karnego. Dla 31-letniego zawodnika ten gol oznaczał pierwszego w karierze hat-tricka, a na poziomie ekstraklasy takiego wyczynu kibice ŁKS-u nie widzieli od czasu popisów Mirosława Trzeciaka, czyli od ponad dwóch dekad!
Pewni już wygranej ełkaesiacy nie zwalniali tempa i na niespełna kwadrans przed końcem byli bliscy podwyższenia na 5:1 – z dystansu huknął wtedy Guima, a dobitka Grzesika trafiła w boczną siatkę. Z kolei na trzy minuty przed upływem regulaminowego czasu gry o premierowego gola w ekstraklasie mógł pokusić się wprowadzony w drugiej części Patryk Bryła. „Bryłka” rozpędził się na lewej strony, „ściął” do środka i zdecydował się na strzał w kierunku bliższego słupka. W tej akcji Kozioł nie był jednak zmuszony do wysiłku, bo uderzenie było niecelne i za chwilę przyjezdni wznowili grę od bramki.
Nikt jednak nie rozpamiętywał tej okazji, bo przed rozpoczęciem meczu zwycięstwo 4:1 każdy przy al. Unii wziąłby „w ciemno”. Trzeba bowiem pamiętać, że była to pierwsza wygrana ŁKS-u na własnym obiekcie w tym sezonie, pierwsza ligowa wygrana w ogóle od 27 lipca (od pokonania na wyjeździe Cracovii 2:1) i pierwszy triumf u siebie w ekstraklasie od 16 spotkań (licząc sezon 2011/12). Przede wszystkim jednak ełkaesiacy znów uwierzyli w siebie, bo przerwali serię ośmiu ligowych porażek i z dużo większym spokojem mogą się przygotowywać do następnego boju w PKO Ekstraklasie – w niedzielę 20 października o godzinie 17:30 ich rywalem w Zabrzu będzie miejscowy Górnik.
11. kolejka PKO Ekstraklasy / ŁKS Łódź – Korona Kielce 4-1 (2-1)
Składy: