ŁKS nigdy nie był klubem o wojskowym rodowodzie, ale i wojskowi odegrali w jego historii niebagatelną rolę. Przy okazji obchodzonego 11 listopada Narodowego Święta Niepodległości warto o tym przypomnieć, chociażby za sprawą czterech ważnych postaci.
Kłopot z oficerami
Przed wojną wielu sportowców stawiało na karierę wojskową i do tej właśnie grupy zaliczał się Władysław Karasiak. Słynący z boiskowej długowieczności, jeden z najlepszych przedwojennych obrońców ŁKS-u, który wedle legendy „nigdy nie splamił się faulem”, w 1919 roku służył w 31 pułku piechoty, a następnie w 28 pułku strzelców kaniowskich.
W pierwszej połowie lat 20. Władysław Karasiak został podoficerem Wojska Polskiego i dosłużył się stopnia sierżanta, godząc obowiązki zawodowego wojskowego z karierą piłkarską, a trzeba nam wiedzieć, że z tymi wojskowymi na ligowych boiskach mieli ówcześni niemały problem, przede wszystkim dlatego, ponieważ ich przełożeni bezustannie ingerowali w kompetencje władz futbolowych, pomstując przy tym na gorszące w ich mniemaniu i przy tym plamiące oficerski mundur incydenty. – „Nie uchodzi, aby oficer w służbie czynnej schodził z boiska wśród okrzyków i gwizdów kilkutysięcznego tłum” – grzmiał swego czasu generał Bernard Mond.
Nie przypominam sobie co prawda, aby Władysław Karasiak został kiedykolwiek bohaterem tak głośnego skandalu, jaki stał się udziałem innego słynnego piłkarskiego oficera czyli wiślaka Henryka Reymana (efekt scysji z arbitrem, po której wspomniany generał Mond wydał zakaz gry w piłkę zawodowym żołnierzom), lecz i on wysłuchał się niemało od kibiców rywali, którzy wypominając ełkaesiakowi jego wiek, wyśpiewywali pod jego adresem słynny szlagier Mieczysława Fogga „To ostatnia niedziela”.
Pan pułkownik rządzi w ŁKS
Po zorganizowanym przez marszałka Józefa Piłsudskiego zamachu stanu w 1926 roku urosło znaczenie wojska w każdej niemal dziedzinie życia, w tym także w polskim sporcie. Już chwilę po przewrocie majowym rozpoczął się proces podporządkowywania polskiego sportu tak zwanym czynnikom państwowym, a powołany w 1927 roku przy Ministerstwie Spraw Wojskowych – Państwowy Urząd Wychowania Fizycznego i Przysposobienia Wojskowego – stanął na czele polskiego sportu i tym samym futbolu.
Nie może dziwić zatem i to, że od grudnia 1929 do 1934 roku prezesem ŁKS-u był pułkownik Eugeniusz Chilarski, bo w tamtym czasie wielu wojskowych grało oficjalnie w polskich klubach pierwsze skrzypce, nawet jeśli na co dzień, to nie oni kierowali działalnością ligowców. W każdym razie to za kadencji Eugeniusza Chilarskiego przy al. Unii powstał basen, strzelnica i zainstalowano słynny zegar firmy „Omega”, chociaż w zdobyciu tego ostatniego najbardziej zasłużyli się kibice.
Nie sposób przy tym nie wspomnieć, mając na uwadze jutrzejszego święta, że to właśnie prezes ŁKS-u kierował początkowo sekcją zajmującą się szyframi, utworzoną w styczniu 1919 roku w Oddziale VI Informacyjnego Sztabu Generalnego. Owoców pracy wspomnianej sekcji nie sposób przecenić, dość powiedzieć że Jan Kowalewski, absolwentem Szkoły Handlowej Zgromadzenia Kupców w Łodzi, w ramach jej działalności złamał sowieckie szyfry, co z kolei przyczyniło się do pokonania bolszewików w 1920 roku.
Pod Monte Cassino i w obozie
Po wybuchu drugiej wojny światowej Antoni Gałecki, czyli jeden z najlepszych obrońców w historii ŁKS-u, ruszył na front. Po klęsce wrześniowej ełkaesiak przedostał się na Węgry, gdzie został internowany. Uczestnik pierwszego meczu reprezentacji Polski na mundialu zbiegł do Jugosławii, a kiedy i tam wkroczyli Niemcy, przedarł się na Bliski Wschód i dołączył do armii generała Władysława Andersa. Za udział w walkach pod Tobrukiem i we Włoszech został odznaczony Gwiazdą Afryki oraz Krzyżem Monte Cassino.
Dodajmy na marginesie, że kilku innych zmobilizowanych przed tragicznym wrześniem 1939 roku znanych z ligowych boisk ełkaesiaków drugą wojnę światową spędziło w obozie jenieckim. Wśród nich znalazł się Antoni Lewandowski, najlepszy napastnik ŁKS-u drugiej połowy lat 30., który po wrześniowej klęsce, wraz zresztą z trzema innymi ełkaesiakami, bramkarzem Stanisławem Andrzejewskim, napastnikiem Eugeniuszem Tadeusiewiczem i pomocnikiem Feliksem Osieckim, trafił – jak podpowiedział mi kiedyś red. Wojciech Filipiak – do obozu jenieckiego Stalag IV A w miejscowości Elsterhorst w Saksonii.
Generał kibicuje ŁKS
Wywodzący się z mieszkającej na Wileńszczyźnie rodziny francuskiego pochodzenia Wiktor Thommée też był uczestnikiem walk z bolszewikami w 1920 roku i dowódcą 28 pułku Strzelców Kaniowskich, a następnie, już w trakcie drugiej wojny światowej, zasłynął jako dowódca Armii Łódź i obrońca słynnej twierdzy Modlin.
Generał odznaczony Orderem Virtuti Militari sympatyzował z ŁKS-em i zdaje się, że to upodobanie w łódzkiej drużynie nie było jedynie chwilową miłostką. Znany wojskowy kibicował chociażby osobiście naszej drużynie piłkarzy ręcznych podczas rozgrywanych w 1939 roku na obiektach przy al. Unii finałach mistrzostw Polski, w których ełkaesiacy zdobyli jedyne w historii klubu złoto w tej dyscyplinie sportu. Generał nie zapomniał o ŁKS-ie nawet wiele lat po wojnie. Kto nie wierzy, niech przeczyta treść listu, który wraz z wieloma innymi gratulacjami spłynął na adres klubowego sekretariatu w październiku 1958 roku, kiedy „Rycerze Wiosny” trenera Władysława Króla sięgnęli po mistrzostwo Polski w piłce nożnej.