Dlaczego wybrał ŁKS? Czego zdążył się nauczyć w Polsce i jaki stawia sobie cel? Chwilę po podpisaniu trzyletniego kontraktu z łódzkim klubem rozmawialiśmy z Kelechukwu Ebenezerem Ibe-Torti.
– Nie masz prawa tego wiedzieć, więc podpowiem, że nie jesteś pierwszym piłkarzem z Nigerii w ŁKS-ie. Dwóch z nich zdobyło nawet z naszym klubem mistrzostwo Polski. Tak daleko w przyszłość nie będziemy teraz wybiegać, ale co jest celem Kelechukwu Ebenezera Ibe-Torti w ŁKS-ie?
– Cel jest jasny. Chcę grać, chcę zasłużyć w ŁKS-ie na to granie i z czasem chcę wywalczyć sobie miejsce w wyjściowej jedenastce. A to będzie możliwe tylko wtedy, jeśli nadal będę rozwijał swoje umiejętności i zdołam pomagać drużynie. Z każdym tygodniem muszę stawać się lepszym piłkarzem.
– Czyli etap, w którym piłka nożna jest sportem indywidualnym już jest za tobą.
– Kilka lat temu byłem na boisku indywidualistą, ale szybko się z tego wyleczyłem. Teraz przyjemność sprawia mi gra dla zespołu. To jest ważniejsze i także dzięki temu staje się bardziej wartościowym piłkarzem.
– Przyjechałeś do Polski z mamą, która pełniła w naszym kraju służbę dyplomatyczną. Dziś mieszkasz sam. Początki takiego samodzielnego życia z pewnością nie były łatwe.
– Powiem szczerze, że było momentami bardzo ciężko. Pod każdym względem. Musiałem poznać nowych ludzi. Musiałem nauczyć się wielu rzeczy, także tych prozaicznych z życia codziennego. Oczywiście nie żałuję tej szkoły dorosłego życia.
– Życie syna dyplomatki wiąże się zapewne z częstymi podróżami.
– Tak, choć w moim przypadku tych podróży nie było wbrew pozorom wiele. Urodziłem się w Nigerii, potem wraz z mamą mieszkałem cztery lata w Kenii. Kolejnym przystankiem była już Polska.
– W jednym z wywiadów wspomniałeś, że grywałeś w piłkę w Nigerii i Kenii, ale poważną przygodę ze sportem rozpocząłeś dopiero w Polsce. Można powiedzieć, że „Kelly” jest wychowankiem polskiej myśli szkoleniowiec?
– W Nigerii nie grałem w piłkę nożną. W trakcie czteroletniego pobytu w Kenii bawiłem się jedynie w szkolnej drużynie, co przecież trudno uznać za poważny początek przygody z futbolem. Zaczęło się w Polsce, więc chyba faktycznie należałoby powiedzieć, że to, co umiem zawdzięczam polskim trenerom.
– A polscy trenerzy są…
– Odnoszę wrażenie, że inni niż w Afryce, choć jak już wspomniałem tam piłkę ledwie liznąłem. Polscy trenerzy wymagają odpowiedzialności zarówno na boisku, jak i poza nim. Są też bardzo konsekwentni. Jestem wychowankiem Escola Varsovia, a akurat tam silny nacisk zawsze kładziono na wyszkolenie techniczne i zajęcia z piłką, choć i przygotowania fizycznego nigdy nie zaniedbywano. Nie wiem oczywiście, czy tak samo wygląda to w innych polskich klubach.
– Dlaczego ŁKS?
– Dużo słyszałem o ŁKS-ie, więc ten kierunek spodobał mi się już wcześniej. Chciałem tutaj przyjść. Łódź jest dużym miastem w centrum Polski, w dodatku blisko Warszawy, którą znam. ŁKS jest dużym klubem, do tego bardzo dobrze poukładanym. Wszystko wygląda tu obiecująco. Rozbudowywany jest teraz stadion. Oczywiście nie bez znaczenia jest także to, że znam trenerów Wojciecha Stawowego i Rolanda Thomasa, pod okiem których rozwijałem się w Escoli. Taryfy ulgowej na pewno nie będzie, lecz dzięki nim z pewnością wejście do zespołu będzie dla mnie odrobinę łatwiejsze, bo chyba mniej więcej wiem, czego się spodziewać.
– Trener Roland Thomas stwierdził, że twoimi atutami są szybkość, dynamika i niezłe wyszkolenie techniczne. Gdzie w związku z tym na boisku czujesz się najlepiej?
– Występowałem na wielu pozycjach. Trudno dziś wszystkie je zliczyć, ale to dobrze, bo dzięki temu, że grałem na wielu pozycjach nauczyłem się nowych rzeczy, nauczyłem się patrzeć na grę z różnych perspektyw. Ja lubię kombinować na boisku, lubię też myśleć nad najlepszymi rozwiązaniami. Na jakiej pozycji czuje się najlepiej? Chyba na prawej stronie pomocy.
– A co w twoim warsztacie wymaga retuszu?
– Chciałbym popracować m.in. na uderzeniem z dystansu, a konkretnie nad jego mocą, bo z tym różnie bywa.
– Zaskoczyło mnie, że wśród swoich największych piłkarskich inspiracji wymieniasz zawsze Neymara. W erze Lionela Messiego i Cristiano Ronaldo nie jest to wbrew pozorom oczywisty wybór.
– Piłka nie przeszkadza Neymarowi w grze [śmiech – przyp. red.]. Jest na boisku bardzo spokojny, nie śpieszy się i do tego naprawdę wiele potrafi. Z tego samego względu zawsze podobała mi się gra Didiera Drogby. Stąd zresztą wzięła się moja sympatia do Chelsea Londyn.
– Jesteś młodym zawodnikiem. Czujesz się dziś na siłach, by wejść na boisko i w obecności kilku tysięcy kibiców pokazać pełnię swoich możliwości?
– To na pewno wiąże się z presją i nie będę kłamał, że przed takim pierwszym meczem nie poczuję tremy, ale jestem na takie wyzwanie gotowy i wierzę, że zdołam sobie poradzić. Najważniejsze teraz jednak będzie to, bym swoją pracą i postawą na boisku zasłużył na zaufanie trenera. Tylko tak mogę stać się pierwszą opcją na danej pozycji.