Klub

Marcin Radziwon z R-GOL.com: Chcemy sięgać jeszcze wyżej

22.04.2020

22.04.2020

Marcin Radziwon z R-GOL.com: Chcemy sięgać jeszcze wyżej

Zaczęło się od dwóch par butów piłkarskich. Dziś są ich tysiące a firma R-GOL.com, czyli partner techniczny ŁKS, trafiła do europejskiej czołówki. I właśnie o drodze, którą przebył R-GOL, współpracy z ŁKS-em i ważnych wartościach, jak się okazuje także w świecie biznesu, rozmawiamy z twórcą i prezesem firmy, Marcinem Radziwonem.

Zanim na horyzoncie pojawił się Marcin Radziwon – właściciel sklepu ze sprzętem piłkarskim R-GOL.com, był Marcin Radziwon – młody piłkarz, który marzył o karierze sportowej.

Piłka była w moim życiu od zawsze. Każdego dnia. Tata grał w Sokole Ostróda, więc razem z bratem chcieliśmy pójść w jego ślady. Stanęło na tym, że brat strzelał na bramkę, a ja w tej bramce stanąłem na kilka lat. Tak naprawdę jednak, nie licząc nabranego z wiekiem doświadczenia, tamten Marcin i ten, z którym dziś rozmawiasz, to ten sam chłopak. To dla mnie bardzo ważne i dlatego często proszę moich najbliższych, aby dali mi znać, gdybym w pewnym momencie „odleciał”.

Byli piłkarze mawiają niekiedy, że piłka wiele ich nauczyła. Czego nauczyła ciebie?

Wielu rzeczy. Woli zwycięstwa. Umiejętności wyciągania wniosków po porażkach. Konsekwencji. Do tego doszło to, co zawsze wpajali mi rodzice, a zwłaszcza mama. Coś, co chyba należałoby nazwać kręgosłupem moralnym. To, że należy być wiernym wartościom, że droga na skróty nigdy się nie opłaca, że warto stawiać czoło przeciwnościom losu.

A tata, jak rozumiem, dołożył do tego wspomniane wcześniej walory piłkarskie?

U niego nigdy nie było taryfy ulgowej. On też zawsze nam powtarzał: „Na boisku nie ma ziewania”, a gdy obijaliśmy się podczas zajęć przypominał, cedząc to swoje słynne: „Nie bądź kelner”. Wszystkie te wartości postanowiłem przeszczepić do biznesu. Zależało mi na tym, aby nie było to sztuczne. Musi być szczere.

Stara łacińska maksyma „przez ciernie do gwiazd” zdaje się tu pasować jak ulał.  W twoim przypadku wszystko zaczęło się od dwóch par piłkarskich butów?

Urodziłem się w rodzinie, w której się nie przelewało. Tata, żeby nas utrzymać, co rusz wyjeżdżał do Niemiec. Nigdy nie zapomnę dnia, gdy przywiózł nam pierwsze korki piłkarskie czy pierwsze rękawice bramkarskie, których nie zdejmowałem potem przez wiele godzin. Do dziś pamiętam zapach lateksu. Z kolei nieco później, gdy wyjechałem do Łodzi, gdzie grałem w piłkę i uczyłem się w liceum, dysponowałem niewielką kwotą na tzw. życie. Bardzo doceniałem wartość pieniądza. Liczyła się każda złotówka. Pewnego dnia pojawiła się okazja. Kupiłem te dwie wspomniane pary butów piłkarskich i zdołałem sprzedać je z zyskiem. Zarobiłem po 20 zł od pary, co stanowiło ok. 20 proc. mojego miesięcznego budżetu. Szybko pojawiła się refleksja.

Która ci podpowiedziała, że…

Mogę robić to, co lubię. Obcowanie z produktem piłkarskim zawsze przynosiło mi ogromną satysfakcję. Z czasem zaczęło przynosić także pieniądze, choć zawsze ważniejsza od nich była satysfakcja, dlatego nie mogę powiedzieć, abym robił to dla pieniędzy. Oczywiście w tamtym momencie nie przyszłoby mi do głowy stworzenie firmy, lecz nie da się ukryć… tych butów sprzedawałem coraz więcej. Pewnego dnia zaprzyjaźniona księgowa zapytała: Marcin, czy to nie czas na założenie firmy?

Co odpowiedziałeś?

Na początku wydawało mi się to niemożliwe. Młody chłopak i firma? No absurd. Księgowa była jednak uparta i zapewniła, że pomoże mi się tym zająć za darmo. Udało się, bo z tych dwóch par zrobiły się dziś setki tysięcy par butów. Przygoda trwa więc nadal, tak jak i miłość do tego produktu, w końcu także do ludzi, z którymi działam.

Często podkreślasz znaczenie tzw. „czynnika ludzkiego”.

– Tak. Zwykle po pięciu minutach rozmowy wiemy, czy zatrudnić pracownika, bo w tym czasie potrafimy określić to, czy ktoś jest „R-GOL-owy”, czy też nie. Z tego też powodu wolimy zatrudnić teoretycznie mniej doświadczonego „zawodnika”, który jest jednak dobrym człowiekiem i co za tym idzie wpisuje się w filozofię naszej firmy, niż teoretycznie lepszego od niego fachowca, który jednak do nas nie pasuje. Wierzę w to, że z dobrego człowieka zawsze zdołamy zrobić lepszego fachowca. To łatwiejsze niż uczynienie z super-fachowca dobrego człowieka.

W którym momencie dotarło do ciebie, że to co robisz, to naprawdę duża sprawa?

W tym roku minie 20 lat od założenia firmy, ale przyznam, że potrzebowałem dużo czasu, Przez wiele lat nie miałem takiej świadomości. Chodziło o coś innego. O to, by z każdym rokiem być jeszcze lepszym. Dzisiaj, kiedy wiemy już, że znaleźliśmy się w „TOP 5” Europy i tak też postrzegają nas topowe marki, zdaję sobie sprawę z tego, że żarty dawno się skończyły. Niekiedy zadaję sobie pytanie: Marcin, coś ty zmajstrował? [śmiech – przyp. red.]. Oczywiście wiąże się to z poczuciem dużej odpowiedzialności za losy firmy i ludzi, którzy wespół ze mną ją tworzą. Wiem, że teraz jeszcze skrupulatniej musimy przygotowywać się do tych „rozgrywek”. Nie chcemy stracić szansy, bo – i tu znów nawiążę do piłkarskiej nomenklatury – zamierzamy pozostać w pierwszym koszyku.

W twojej historii urzeka to, że nie ma w niej oklepanych frazesów z podręczników pod tytułem: „Jak zrobić sukces w pięciu prostych krokach”. Jest natomiast szczerość. Trudno o sukces, gdy biznes prowadzi się z „ludzką twarzą”?

Wiele osób dziwiło się temu, że biznes można prowadzić: po pierwsze – w oparciu o szczere ludzkie wartości, po drugie – z rodziną, bo w działalność firmy zaangażowałem się wraz z moimi braćmi oraz najbliższymi przyjaciółmi. Nie ma w tym przypadku. Ta firma od początku była rodziną. Co najważniejsze – w naszym przypadku to działa. Nie jest sztuczne i dlatego nie ma sensu tego zmieniać. Swoją szeroko rozumianą filozofię oparliśmy na jedenastu prostych zasadach. Liczą się uczciwość, szczerość, zaufanie, liczą się: „proszę, dziękuję i przepraszam”, liczy się to, że każdy członek tej rodziny jest ważny, że jest częścią zespołu. To naprawdę bardzo nam pomaga, zwłaszcza w trudnych momentach, jak ten z którymi zmagamy się wszyscy ze względu na pandemię. Fundament jest najważniejszy.

I okazał się kluczem do sukcesu. R-GOL.com jest dziś znaczącą siłą na rynku sprzętu piłkarskiego.

Powiedziałbym tak: jesteśmy liderem krajowej tabeli, co umożliwiło nam grę w „europejskich pucharach” i znając nasze ambicje oraz charakter, nie jest to coś, czym się zadowolimy. Chcemy sięgać wyżej. Ktoś kiedyś zapytał mnie: Marcin, jaki jest twój cel krótko i długoterminowy? Oczywiście mógłbym opowiadać o tym, gdzie chciałbym być za pięć lat, tylko po co, skoro gdy już tam dotrzemy, tę poprzeczkę zawiesimy sobie jeszcze wyżej. Odnoszę wrażenie, że to początek przygody. Tak naprawdę dopiero się rozkręcamy.

I dziś macie wiele do zaoferowania nie tylko w kontekście naszego kraju.

Nadal chcemy wygrywać, nadal chcemy być lepsi. Dziś jesteśmy już na rynkach: węgierskim i rumuńskim. W tym drugim kraju zostaliśmy liderem pod względem ruchu generowanego na stronie internetowej, ale tak jak już powiedziałem, to nie wystarczy. W 2020 roku swoją uwagę skierujemy w kierunku Czech i Słowacji. Gdzie znajduje się nasz przysłowiowy sufit? Nie potrafię określić.

W całej tej historii pojawił się w końcu także ŁKS. Jak do tego doszło?

Już kilka miesięcy przed rozpoczęciem sezonu klub zapytał nas o możliwość współpracy, co oczywiście bardzo nas ucieszyło, marka ŁKS działa przecież na wyobraźnię. Zaczęło się od spotkań z dyrektorem sportowym Krzysztofem Przytułą, dyrektorem klubu Dariuszem Lisem, w końcu także z prezesem Tomaszem Salskim. Każde z tych spotkań utwierdziło nas w przekonaniu, że ŁKS jest budowany i prowadzony na fundamentach, wartościach oraz wizji bardzo zbieżnych do tych, na których i my oparliśmy filozofię swojej firmy. Szybko znaleźliśmy wspólny język.

Współpraca trwa więc nadal.

I układa się doskonale. ŁKS bardzo profesjonalnie podchodzi do współpracy, do swoich deklaracji i złożonych nam obietnic, a taką solidność w polskich klubach niestety nie wszędzie można spotkać. Widać gołym okiem, że ten klub też ma ściśle określony kręgosłup moralny.


R-GOL.com to firma, która od 20 lat istnieje na piłkarskiej mapie Polski. Mały, rodzinny biznes założony przez Marcina Radziwona przerodził się w potentata – R-GOL.com to dziś największy sklep piłkarski w Polsce i jeden z największych w Europie. Potwierdzają to przede wszystkim setki tysięcy zadowolonych klientów i branżowe nagrody, które niejednokrotnie padały łupem firmy wywodzącej się z Warmii i Mazur. Perłą w koronie jest warszawskie centrum piłkarskie przy ulicy Puławskiej 255, gdzie na ponad 600 metrach kwadratowych rozciąga się swoista futbolowa świątynia, w której każdy – od profesjonalisty po amatora – znajdzie to, czego potrzebuje, aby w stu procentach cieszyć się swoją miłością do piłki.

Latem 2019 roku firma R-GOL.com została partnerem technicznym Łódzkiego Klubu Sportowego i jako autoryzowany dystrybutor marki adidas zaopatruje w sprzęt nie tylko pierwszą drużynę, ale także wszystkie zespoły Akademii ŁKS.