Drużyna

Sensacyjne znalezisko

01.04.2021

01.04.2021

Sensacyjne znalezisko

Dwa tygodnie temu odnaleziono niezwykły ełkaesiacki artefakt. Z rzeczą tą wiąże się i znana postać, i bardzo ciekawa historia.

– Szanuj te buty bracie. Kiedyś mogą być dużo warte. A tą drobną skazą nie przejmuj się. To na szczęście – rzucił w jego kierunku na pierwszym treningu Zygmunt Skibicki. Zasłużony działacz ŁKS-u poklepał piłkarza po plecach, zaciągnął się papierosem i odszedł wolnym krokiem w stronę drewnianego baraku, pełniącego wtedy funkcję szatni.

Władysław Król nasunął obuwie na stopy, tupnął zdrowo najpierw lewą, potem prawą nogą i po chwili dołączył do ubranych w czerwone koszulki kolegów, którzy w tym właśnie momencie rozpoczynali zajęcia. Buty leżały doskonale. Król podbił piłkę raz, drugi, trzeci… po czym huknął ile sił w nodze z woleja. Futbolówka świsnęła obok ucha Józefa Mili i zatrzepotała w siatce.

– Fiu, fiu – bił brawo Stefan Sowiak. – Królewskie uderzenie nowego króla sportu – dodał ze znawstwem kolega, a Król tylko się uśmiechnął i spojrzał na swoje buty. Były piękne. Nawet dwucentymetrowa skaza w kształcie maleńkiego trójkącika nie zdołała ich zeszpecić. Koledzy patrzyli z zazdrością – skóra cielęca, podbita zapobiegającymi poślizgom gumowymi krążkami; pod podeszwą sześć kołków zamocowanych skórzanymi paskami. Dobry szewc, a takich przed wojną nie brakowało, potrafił i znakomicie przymocować pasek, i wykroić odpowiedniej długości kołki. Te zostały wykrojone perfekcyjnie. Niewielu piłkarzy mogło się takimi pochwalić.

Niespełna dwa tygodnie później, we Lwowie, Władysław Król zdobył dla ŁKS-u w tych właśnie butach swoją pierwszą z dziewięćdziesięciu sześciu ligowych bramek. A potem było tylko lepiej. Króla przesunięto na lewe skrzydło, snajper siał popłoch w szeregach obronnych rywali i zdobywał bramki seriami.

Kilka dni po wybuchu drugiej wojny światowej ełkaesiak ukrył kilka osobistych pamiątek sportowych, w tym te swoje szczęśliwe buty, w mieszkaniu przyjaciela nieopodal Parku Poniatowskiego przy ul. św. Anny, które po przybyciu do Łodzi pod koniec lat dwudziestych piłkarz otrzymał w „spadku” po węgierskim trenerze Lajosie Czeislerze. Teraz mieszkał w nim kibic ŁKS-u i bez słowa sprzeciwu zgodził się przechować sportowe artefakty znanego sportowca.

Buty przedwojennej gwiazdy ŁKS-u zapewne spędziłyby ponury czas niemieckiej okupacji w ukrytej pod kuchenną posadzką skrytce, gdyby nie to, że ełkaesiak od czasu do czasu odbierał je od przyjaciela i pożyczał kolegom ze starej drużyny ŁKS-u. Ci nie próżnowali i pomimo wydanego przez Niemców zakazu, spotykali się na Złotnie lub Zdrowiu, gdzie rozgrywali potajemne mecze.

W zakazanych przez Niemców spotkaniach nie uczestniczył Władysław Król. Jako jedyny żywiciel rodziny, w przypadku aresztowania, podpisałby wyrok na najbliższych, ale inni ełkaesiacy uganiali się za futbolówką nadal. Ryzyko było ogromne o czym przekonało się kilku naszych w 1943 roku, gdy w trakcie konspiracyjnego meczu „Wichru” z „Wólką” na boisko wtargnęła niemiecka policja. Szczęście w nieszczęściu, skończyło się tym razem na strachu. Niestety, w trakcie ucieczki piłkarze zostawili kilka par butów, w tym i te należące do Króla.

Obuwie wpadło w niemieckie łapska i co ciekawe, wkrótce wróciło na… stadion ŁKS-u. W przemianowanej przez Niemców na Sport Alee – al. Unii swoje mecze rozgrywała wtedy drużyna niemieckiej policji porządkowej czyli Orpo Litzmmanstadt, która kilka miesięcy wcześniej zdobyła nawet mistrzostwo „Kraju Warty”. Jednym z zawodników tej drużyny był Willie Kohler. Lewoskrzydłowy grał w butach Władysława Króla wiele tygodni. Kilka miesięcy przed ofensywą Sowietów, Kohler, poszkodowany w wypadku samochodowym, został przeniesiony na zachód Austrii, gdzie wraz ze swoim skromnym dobytkiem i parą piłkarskich butów doczekał końca wojny.

Buty przez kilkadziesiąt lat kurzyły się na strychu domu Niemca, a potem jego rodziny. Kilka lat temu, w trakcie świątecznych porządków, trafiła na nie pewne kobieta i po zasięgnięciu opinii historyka futbolu, sprzedała za kilkadziesiąt euro na aukcji internetowej. Traf chciał, że buty znalazły się w mieszkaniu starego kolekcjonera sportowych pamiątek z Wiednia, który od lat przyjaźnił się z pewnym dobrze nam znanym kibicem ŁKS-u.

Sympatyk łódzkiego klubu wysłuchał w młodości niekończących się historii swojego pradziadka a to o chimerycznej drużynie „czerwonych”, a to o efektownych świecach Karasiaka, a to o wślizgach Gałeckiego, a to w końcu o rajdach Króla. Dobrze zapamiętał też opowieści o butach legendarnego napastnika ŁKS-u i małej szramie w kształcie trójkąta, która miała ełkaesiakowi przynosić szczęście. Kilka tygodni temu kibic odwiedził kolegę w Wiedniu i po ujrzeniu jego kolekcji oniemiał z wrażenia. Na stole, pośród nadgryzionych zębem czasu starych koszulek piłkarskich, proporczyków, zegarków i odznak leżała para butów. O szczęśliwej szramie słyszał tyle razu, że nie miał wątpliwości. Wiedział do kogo należały w przeszłości i kto dziewięćdziesiąt lat temu zdobywał w nich gola za golem. Sympatyk ŁKS-u odkupił pamiątkę od austriackiego kolekcjonera i wrócił z nią do Polski.

Bardzo byśmy chcieli, żeby buty, jak i wiele innych ełkaesiaskich pamiątek, które przeleżały latami na strychach, w piwnicach i szafach trafiły za kilkanaście miesięcy do muzeum Łódzkiego Klubu Sportowego. Trafić tam właśnie powinny, bo dziś przeznaczeniem każdej z nich jest cieszyć oko nie pojedynczego kibica a całych pokoleń. Ich miejsce jest w domu przy al. Unii 2. Obyśmy je tam kiedyś zobaczyli.