Klub

Dariusz Melon: Kramel i ŁKS? Dla mnie mariaż idealny

05.10.2023

05.10.2023

Dariusz Melon: Kramel i ŁKS? Dla mnie mariaż idealny

– Wierzę w markę ŁKS. I wierzę w marketing sportowy – mówi Dariusz Melon, właściciel firmy Kramel, która w środę dołączyła do grona sponsorów głównych Łódzkiego Klubu Sportowego. Przeczytajcie całość, bo ciekawych wątków znajdziecie w tej rozmowie znacznie więcej. Poczynając od filozofii firmy, a kończąc na derbowym proporczyku.

Spółka Kramel jest jedną z największych firm działających w swojej branży. Co skłoniło szefa firmy o ugruntowanej przecież pozycji na rynku do zaangażowania się w ŁKS?

Są dwa powody. Pierwszy – emocjonalny. Jestem kibicem ŁKS-u od czterdziestu dziewięciu lat. Zbliża mi się „pięćdziesiątka” z tym klubem, więc pomyślałem, że to ostatni moment i przy okazji szansa, żeby samemu sobie zrobić prezent. Sprawa łączy przecież dwie moje wielkie pasje: firmę budowaną przez całe zawodowe życie z ukochanym klubem sportowym, czyli ŁKS-em.

Ale chyba nie tylko emocje były tu ważne…

Wierzę w markę ŁKS. I wierzę w marketing sportowy. Przy sporcie naprawdę można sporo budować. Z drugiej strony wierzę również w to, że będę w stanie pomóc klubowi – i finansowo, i pod innymi względami. Poza czynnikiem emocjonalnym ważny był więc dla mnie czynnik biznesowy. Kramel jest firmą ogólnopolską, z kolei ŁKS to uznana marka. Uznałem to za mariaż idealny. ŁKS przecież leży mi na sercu, tak jak odpowiednia budowa marki i wizerunku firmy, więc tutaj te proporcje oceniłbym na: pięćdziesiąt na pięćdziesiąt.

Firma Kramel zaangażowała się w ŁKS, ale już wcześniej z powodzeniem wspierała wiele inicjatyw, chociażby zakończoną sukcesem budowę Centrum Edukacyjno-Rehabilitacyjnego „Szansa” w Piotrkowie Trybunalskim.

Budowa „Szansy” trwała wiele lat. Z różnych względów. Trudno było w tym przypadku liczyć na wsparcie organizacji samorządowych, rządowych, a nawet unijnych. Nasze zaangażowanie ekonomiczne w tę inwestycję było więc duże, ale uważamy, że naszą rolą, jako cały czas rozwijającej się firmy, powinno być wspieranie tego typu inicjatyw. Centrum Edukacyjno-Rehabilitacyjne stanowi wizytówkę naszej szeroko zakrojonej działalności, jeśli chodzi o wspieranie potrzeb lokalnych. Czujemy się z tym bardzo dobrze, a samą „Szansę” można nazwać modelowym przykładem wsparcia okazanego przez lokalny biznes. Pod opieką tego centrum jest wiele niepełnosprawnych dzieci, które wcześniej funkcjonowały w bardzo trudnych warunkach lokalowych, a samo stowarzyszenie w zasadzie nie miało szans na uzyskanie siedziby. Determinacją naszą, fundacji i rodziców zbudowaliśmy piękny, funkcjonalny ośrodek na bardzo wysokim poziomie.

Dotknęliśmy tutaj ważnego także dla ŁKS-u wątku, czyli odpowiedzialności społecznej. W biznesie jest miejsce na empatię?

Zdecydowanie. Na pewno istnieją różnice pomiędzy dużymi korporacjami a firmami takimi jak nasza, czyli rodzinnymi, silnie umocowanymi w społeczności. Te drugie mają tu swego rodzaju przewagę nad korporacjami, w których często liczy się tylko wynik. Jestem łodzianinem, siedziba firmy Kramel znajduje się w Piotrkowie Trybunalskim, więc muszę być zainteresowany sprawami społeczności lokalnej, bo tutaj pracujemy i z tego regionu wywodzą się nasze kadry. Zresztą, do wspomnianego wcześniej Centrum Edukacyjno-Rehabilitacyjnego „Szansa” też trafiłem za pośrednictwem jednego z naszych pracowników, któremu ze względów rodzinnych leżało na sercu dobro tego ośrodka. Przez cały okres działalności naszej firmy, mając oczywiście na uwadze nasze możliwości, zawsze wspieraliśmy w różnej formie inicjatywy lokalne. Ten aspekt odgrywa po prostu bardzo ważną rolę w szeroko rozumianej filozofii firmy Kramel.

To pytanie z gatunku banalnych, ale jak pana zdaniem wygląda recepta na sukces?

Po pierwsze – pasja. Po drugie – pomysł i praca. Po trzecie – konsekwencja, rozumiana przez nas jako uczciwość biznesowa na każdym szczeblu, w stosunku do kontrahentów, pracowników i w końcu także do samego siebie.

Zatrzymajmy się przy tym pierwszym.

Bez pasji nie sposób osiągnąć sukcesu. Uważam, że w pewnym zakresie wyłącznie takie podejście, na wskroś emocjonalne, daje nam możliwość realizowania celów i osiągnięcia tzw. sukcesu. Rzecz jasna to nie wszystko, bo równie istotna jest sama praca. I to, co szczególnie ważne dla mnie i co w moim przekonaniu stanowi znak rozpoznawczy firmy Kramel, czyli zespół. Podobieństwa do sportu są tutaj uderzające. Bez zgranego zespołu, odpowiednio dobranego i pod kątem kompetencji, i cech charakteru wpisujących w filozofię firmy, bez tego, co nazywam „DNA Kramelowskim”, bardzo trudno byłoby osiągnąć sukces.

Właśnie to wyróżnia firmę Kramel na tle konkurencji?

Myślę, że tak. Kramel stanowi połączenie z jednej strony firmy o korzeniach stricte rodzinnych, bo rodzinne są cały czas siły zarządzające i kapitał; z drugiej strony – firmy wykraczającej poza standard przedsiębiorstwa typowo rodzinnego, które musi korzystać z pewnych rozwiązań korporacyjnych, co determinują takie czynniki jak skala firmy i obszar jej działania. Na pewno u nas dominuje ta pierwsza sfera, wynikająca z chęci bycia blisko siebie. Przez te wszystkie lata nie utraciliśmy przywiązania do relacji interpersonalnych i szacunku odgrywających w tychże relacjach kluczową rolę, czyli wszystkiego, co buduje komunikację.

Czy to, o czym pan wspomniał w kontekście swojej firmy, uwzględniając charakter ŁKS-u jako klubu stawiającego akcent na aspekt rodzinności i pokoleniowości, wpłynęło na decyzję o waszym zaangażowaniu w Łódzki Klub Sportowy?

Zdecydowanie! Oczywiście, klub postrzegany jest zawsze przez pryzmat dokonań pierwszego zespołu, ale przyglądając się temu z boku, nie sposób nie zauważyć ogromu działań zintensyfikowanych właśnie na wartościach prorodzinnych, pro-środowiskowych. To co robi ŁKS w ostatnich latach, jego szeroko rozumiana polityka, zwyczajnie wpisuje się w naszą strategię. W zasadzie nie ma meczu, w którym nie pojawiają się nowe inicjatywy. ŁKS staje się miejscem, które nie powinno być wyłącznie kojarzone z wynikiem ostatniego meczu, lecz z całym szeregiem innych działań, chociażby związanych z dziećmi, młodzieżą, czy pozyskiwaniem nowych kibiców. To naprawdę widać.

I dlatego logotyp firmy pojawi się na koszulkach meczowych nie tylko pierwszej drużyny?

Zależało nam na szerszym spojrzeniu. Jesteśmy firma ogólnopolską. Mamy świadomość tego, że ŁKS posiada dwie drużyny na szczeblu centralnym, co sprawia, że ta druga ważna dla nas rzecz całej sprawy, czyli biznesowa strona współpracy, też będzie realizowana. Pierwsza drużyna rywalizuje w lidze z siedemnastoma drużynami, tak jak z siedemnastoma drużynami rywalizuje zespół rezerw ŁKS-u w drugiej lidze. Dzięki temu dotrzemy do nowych ośrodków na czym bardzo nam zależy. Zresztą, choć umowę podpisaliśmy na pierwszą i drugą drużynę, nie sądzę, abyśmy się do tego ograniczyli. I mam tu na myśli Akademię ŁKS, bo wsparcie dzieci uważamy za jedyny słuszny kierunek.

Wspominał pan, że kibicuje ŁKS-owi od dawna, więc wiele już pan widział. Sporo się zmieniło?

Na pewno jedno się nie zmieniło. Temu wszystkiemu, co związane jest z ŁKS-em, nadal towarzyszą ogromne emocje. Kibicuję klubowi od blisko pięćdziesięciu lat. Te jego losy były w tym czasie mocno burzliwe. W latach 70. wielkie nazwiska na boisku, klub z ustabilizowaną sytuacją i drużyną o niewykorzystanym potencjale, której zazwyczaj nie groził ani spadek, ani puchary. To był spokojny czas, który skończył się wraz z nadejściem lat 90. Zresztą, nie tylko ŁKS musiał niejako wymyślić się na nowo po transformacji, bo z podobnymi problemami zmagało się wiele klubów. Po drodze było jeszcze mistrzostwo Polski, czyli czasy Antoniego Ptaka, kiedy wydawało się, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Potem regres. Bolesne walki o licencję i balansowanie na granicy pierwszej ligi i ekstraklasy.

A dziś?

Myślę, że możemy o tych najbardziej współczesnych nam czasach mówić jako o nowym otwarciu. Co ważne, otwarciu jak najbardziej twórczym. Odkąd w klubie pojawił się Tomasz Salski, zarówno pod względem sportowym, jak i budowy tego wszystkiego, co składa się na nową definicję ŁKS-u, m.in. klubu stawiającego na młodzież i pogłębienia relacji z kibicami, Łódzki Klub Sportowy idzie w dobrą stronę.

A nie uważa pan, że trochę trudniej nam to docenić, bo w sporcie rozmawiamy ze sobą przede wszystkim emocjami? Bo przyzwyczailiśmy się myśleć o klubie w kategoriach ostatniego wyniku, w myśl starej zasady: jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz.

Takie są czasy, wszyscy idziemy trochę na skróty, przez co najłatwiej nam zawsze wyłapywać te najbardziej widoczne wątki; te „kliknięcia” zwracające naszą uwagę. Dla wielu ŁKS zawsze będzie utożsamiany z drużyną występującą w lidze, natomiast trudniej nam dopuścić do siebie szerszą perspektywę. Zgadzam się z tym, że ocenianie klubu poprzez wynik ostatniego meczu sprawia, iż ogląd na całokształt może zostać wypaczony. Bo to, co dzieje się ostatnio wokół klubu na pewno jest bardziej wartościowe i znaczy więcej od wyniku jednego czy dwóch meczów.

Nie możemy nie zapytać o derbowy proporczyk…

Wiele lat temu na pierwszy mecz przyprowadził mnie ojciec. On był kibicem, że się tak wyrażę, pasywnym, natomiast ja z pewnością zaangażowałem się w rzecz znacznie bardziej. Całe swoje życie jestem blisko sportu, co za tym idzie także blisko ŁKS-u, dotąd jako jego kibic. Zaraziłem tym syna, za jego sprawą połknął bakcyla jego syn Stanisław, czyli mój wnuczek. Z początku, kiedy dowiedziałem się o incydencie przedmeczowym z udziałem kapitana drużyny Widzewa, po prostu przyjąłem to jako fakt. Kiedy natomiast pojawiła się informacja o licytacji, stwierdziłem, że zdobycie takiej pamiątki byłoby świetną nagrodą, w pewien sposób ukoronowaniem tych blisko pięćdziesięciu lat kibicowania klubowi. Przy okazji wszystko się idealnie wpisywało w to, co dla mnie ważne. Z jednej strony był proporczyk z emblematem klubu, czyli jego symbol. Z drugiej strony – dochód z licytacji trafił na rzecz instytucji charytatywnej. Idealne połączenie.

Proporczyk przechylił szalę?…

Z zamiarem zaangażowania firmy Kramel w ŁKS nosiłem się od dawna, ale jeśli miałem jeszcze jakieś drobne wątpliwości, ta cała sprawa z derbowym proporczykiem zupełnie je rozwiała. Udowodniła mi, że ŁKS jest tym, w co warto inwestować.

Dlaczego?

Bardzo mile zaskoczyła mnie forma przekazania proporczyka. Przyznam, spodziewałem się czegoś innego, prawdę powiedziawszy suchej informacji w stylu: „Proporczyk można odebrać w podanych godzinach w sekretariacie”. A tu nie… Zaproszono nas na trening pierwszej drużyny, na którym wszyscy piłkarze podpisali się na proporczyku. Sam proporczyk wręczono nam na meczu Ekstraklasy. Dla mnie był to kolejny sygnał, że w klubie dobrze się dzieje, że zwraca się tutaj uwagę na ważne detale. Moim zdaniem to wyróżnia ŁKS na tle innych klubów. Takie rzeczy motywują do działania, pokazują bowiem, że po drugiej stronie jest zespół ludzi oddanych sprawie, zwracających uwagę na formę i chcących osiągnąć jak najwięcej.

Jakie nadzieję wiążę firma Kramel w związku z nawiązaniem współpracy z ŁKS-em?

Oczekujemy ogólnych korzyści. Wiemy, że sport potrzebuje środków, co za tym idzie także sponsorów. Liczę, że nasze pieniądze, ale też inne rzeczy, które zdołamy razem wypracować, przydadzą się klubowi. Z kolei my jesteśmy dużą firmą, która świadczy ekskluzywną usługę, jeśli chodzi o serwis w strefie kas i przy okazji cały czas buduje swoją markę. Dzięki pierwszej i drugiej drużynie możemy dotrzeć do wielu nowych ośrodków w całej Polsce; możemy zyskać wymierne korzyści dla procesu budowania marki, a za marką idzie pewnego rodzaju ekskluzywność usług, które świadczymy na rzecz naszych partnerów handlowych i placówek.


Rozmawiał: Remek Piotrowski