Wśród piłkarzy ŁKS-u, którzy mieli zaszczyt nosić opaskę kapitańską znajdziemy wiele ciekawych postaci. W licznym gronie poprzedników Macieja Dąbrowskiego są wychowankowie klubu i reprezentanci Polski; trafił się król strzelców ekstraklasy, pierwszy olimpijczyk z ŁKS-u, medaliści mundialu oraz rekordzista pod względem występów w piłkarskiej elicie.
Kapitan to nie byle kto. Jego znaczenie podkreślano już wiele lat przed wojną i dlatego też niemal zawsze funkcję tę powierzano zawodnikom najbardziej doświadczonym lub cieszącym się największym autorytetem, co zwykle zresztą idzie w parze.
„Najlepszym stanowiskiem dla kapitana drużyny jest środek napadu lub środek pomocy. Ale najważniejszą rzeczą są jego kwalifikacje moralne, dlatego każdy gracz, nawet bramkarz lub skrzydłowy, który zajmuje najniekorzystniejsze może miejsce dla obserwacji całokształtu gry i dla porozumiewania się z graczami, może być kapitanem, jeżeli posiada odpowiedni charakter, rutynę, zaufanie graczy, spokój, zdecydowanie, takt, odwagę cywilną, dar obcowania z ludźmi itp. cechy, które powinny zdobić każdego kapitana drużyny” – pisał już w latach 20. Jan Weyssenhoff w książce „Sztuka gry w piłkę nożną”.
Jednym z pierwszych w ŁKS-ie był Zenon Sienkiewicz (na zdjęciu – stoi pierwszy z prawej), znakomity technik i strzelec, jeden z trzech pierwszych ełkaesiaków w reprezentacji Łodzi (mecz z Germanią Wrocław w 1911 roku), czołowa postać tamtej drużyny, który wg legendy rozpoczynał przygodę z piłką w łódzkiej Victorii i został „zgarnięty” do drużyny ŁKS-u po jednym z treningów na boisku przy ul. Wólczańskiej, bo – ujmując rzecz w skrócie – skusiła go perspektywa gry w polskim klubie (członkami Victorii byli przede wszystkim mieszkańcy pochodzenia niemieckiego).
Obok Bernarda Millera to bezwzględnie najważniejsza postać tamtej drużyny. Obaj przeobrazili grupę zapaleńców w coś, co z czasem zaczęło przypominać drużynę piłkarską. Między innymi dzięki temu duetowi w 1912 roku ŁKS cieszył się ze swojego pierwszego w historii trofeum czyli Pucharu Smitha i Gilchrista przyznawanego za zwycięstwo w rozgrywkach Lodzer Fussball Verband.
„Wosiek” i „Karaś”
W dwudziestoleciu międzywojennym rolę kapitana ŁKS-u pełnili Wawrzyniec Cyl i Władysław Karasiak. Cyl zarabiał na chleb, wszakże to cały czas doba futbolu oficjalnie amatorskiego, jako księgowy w Ubezpieczalni Społecznej, ale jego największą pasją było sport. Na boisku popularny „Wosiek” świetnie kierował grą zespołu i imponował ofiarnością. Zdaniem Józefa Kałuży, legendy Cracovii, ełkaesiak swoje „niedociągnięcia techniczne nadrabiał kolosalną pracowitością i twardością w grze”. Cyl został pierwszym olimpijczykiem z ŁKS-u (IO 1924), w barwach ŁKS-u rozegrał ok. 300 meczów (86 spotkań i 6 goli w lidze), w tym wiele w roli kapitana.
Funkcję tę pełnił m.in. w trakcie słynnego meczu z Wisłą Kraków w 1928 roku, przerwanego przy wyniku 2:1 dla łodzian po decyzji arbitra o przyznaniu gościom rzutu karnego. Wawrzyniec Cyl, jako kapitan ŁKS-u, długo dyskutował z arbitrem, nie pozwalając Henrykowi Reymanowi na wykonanie jedenastki, co jeszcze bardziej rozochociło kilku krewkich kibiców. Już po chwili rozwścieczeni decyzją arbitra sympatycy łódzkiej drużyny wtargnęli na boisko i „wyperswadowali” panu Dudrykowi niefortunną ich zdaniem decyzję, więc akurat w tym przypadku Cyl stał się pośrednim sprawcą całego zamieszania, co niewiele zmienia w ocenie zawodnika, bo kapitanem był ponoć świetnym.
Władysław Karasiak był innym człowiekiem. W przeciwieństwie do Cyla (pochodzącego z ziemiańskiej rodziny), o popularnym „Karasiu” – szeregowym robotniku – pamięta się znacznie mniej, a warto, bo należał do najbardziej walecznych i przy tym najbardziej lubianych przez kibiców ŁKS-u piłkarzy lat 30.
Słynął z boiskowej długowieczności. Zdarzało się, że złośliwi kibice rywala, zwłaszcza w latach 30., wyśpiewywali pod jego adresem słynny szlagier Mieczysława Fogga „To ostatnia niedziela”, wieszcząc doświadczonemu obrońcy rychły koniec przygody z piłką, ten jednak pomimo upływu lat wciąż imponował wysoką formą. Sympatię kibiców zyskał zresztą już wcześniej i to za sprawą… wysokich wykopów piłki, a legenda głosi, że nigdy nie doznał kontuzji. Skromny człowiek został jednym z ulubieńców sympatyków ŁKS-u, a jako kapitan drużyny kroczył na czele zespołu podczas jubileuszowych defilad.
Król strzelców
Tylko dwóch kapitanów ŁKS-u cieszyło się ze zdobycia mistrzostwa Polski, ale tylko ten pierwszy pełniąc tę funkcję zdobył jeszcze Puchar Polski i koronę króla strzelców. Bez Władysława Soporka nie sposób sobie wyobrazić legendarnych „Rycerzy Wiosny” trenera Władysława Króla, w końcu to jedna z najlepszych ligowych „strzelb” ŁKS-u w dziejach i przy okazji także wzór kapitana.
Pojawił się w Łodzi po spadku drużyny z ligi na początku lat 50., wraz z grupą zawodników niepotrzebnych Legii Warszawa, przechodząc z ełkaesiakami długą drogę wiodącą od zaplecza ekstraklasy do tytułu najlepszej jedenastki w Polsce. Jego niezapomniane gole, chociażby trafienie wieńczące wielki sukces w słynnym meczu z Górnikiem w Zabrzu w 1957 roku, po którym red. Jerzy Zmarzlik obwieścił światu narodziny „Rycerzy Wiosny”, przeszły do legendy. W sumie zdobył ich dla łódzkiego klubu w samej tylko ekstraklasie blisko 80.
„Synem oddany całym sercem klubowi jest Władysław Soporek. Mistrzowskie przyjęcie piłki, przesadny labirynt dryblingu” – mówili kibice w latach 50., ale nawet jeśli niekiedy wytykali „architektowi gry ŁKS-u” (i tak go nazywano) wikłanie się w indywidualne akcje, oklaskiwali je zwykle na stojąco. To zresztą jego pierwszego wyściskali na murawie boiska w Zabrzu chwilę po ostatnim gwizdku meczu z Górnikiem, który przypieczętował mistrzowski tytuł dla „Rycerzy Wiosny”. – Myślałem, że mnie porozrywają – mówił potem kapitan złotej jedenastki.
Dodajmy, że Soporek miał łeb na karku nie tylko na boisku. Kiedy w 1958 roku drużyna w ramach nagrody za zdobycie mistrzostwa Polski otrzymała motocykle jawy, kapitan ŁKS-u wraz z Kazimierzem Kowalcem odebrał maszyny z Motozbytu przy ul. Próchnika, zamówił dorożkę na ul. Więckowskiego i w ten sposób przewiózł ją wraz z kolegą na ul. Kasprzaka, gdzie obaj mieszkali. Motory na pewien czas wylądowały w… kuchni, a następnie udało się je sprzedaż z zyskiem na czarnym rynku, bo takie były czasy.
Wybitni
Na następnego kapitana ŁKS-u ze złotym medalem kibice czekali aż czterdzieści lat. W 1998 roku tego zaszczytu dostąpił Rafał Pawlak, wychowanek ŁKS-u, uczestnik meczów z FC Porto, Manchesterem United i AS Monaco, który potem związał swoją karierę sportową i trenerską z Widzewem.
W międzyczasie symboliczną opaskę kapitanką nosiło wielu znakomitych piłkarzy na czele z Piotrem Suskim, Jerzym Sadkiem, Mirosławem Bulzackim, Janem Tomaszewskim, Grzegorzem Ostalczykiem czy Markiem Dziubą. Jest więc w tym gronie jeden z najlepszych rozgrywających w historii klubu i przy okazji ełkaesiak, który rywalizował ze słynnym Pelé na Maracanie (Suski), jest klubowy rekordzista ligowych strzelców i idol kibiców ŁKS-u w latach 60. i 70. (Sadek), są bohaterowie z Wembley (Tomaszewski i Bulzacki) oraz wychowanek ŁKS-u, uważany za najwybitniejszego piłkarza urodzonego w Łodzi, a przy okazji trzeci po Janie Tomaszewskim i Mirosławie Bulzackim medalista piłkarskiego mundialu z naszego klubu (Dziuba). Przypominamy o nich w telegraficznym skrócie, bo na łamach naszej strony wzmianki na ich temat pojawiają się często przy różnych innych okazjach.
Słowo należy się także Markowi Chojnackiemu, który zadebiutował w barwach ŁKS-u 9 marca 1978 roku (2:2 z Ruchem Chorzów) jeszcze jako pomocnik, a ostatnie spotkanie rozegrał 12 czerwca 1996 roku we Wronkach już jako libero, czyli ostatni obrońca. Opaskę kapitańską założył w latach 90. i w ostatniej dekadzie XX wieku zdobył z „Rycerzami Wiosny” wicemistrzostwo Polski (1992/1993), 4. miejsce w lidze w kolejnym sezonie, zagrał ponadto w finale Pucharu Polski i meczach z FC Porto. Marek Chojnacki nadal jest rekordzistą klubu pod względem liczby występów w ekstraklasie (452 mecze), a przez pewien czas był pod tym względem rekordzistą całej ligi.
Kapitanowie z środka defensywy
W ostatnich latach opaskę kapitańską nosili m.in. Aleksander Ślęzak, Michał Kołba i Maksymilian Rozwandowicz, a w bieżących rozgrywkach tę zaszczytną funkcję trener Kazimierz Moskal powierzył Maciejowi Dąbrowskiemu (kapitan) i Adamowi Marciniakowi (zastępca kapitana). Pierwszy z wymienionych rozgrywa już czwarty sezon w barwach ŁKS-u, przez cały ten czas będąc ostoją łódzkiej defensywy. Środkowy obrońca wpisuje się na listę strzelców może i rzadko, ale za to w najbardziej prestiżowych meczach (gole w spotkaniach z Widzewem i Ruchem). Rok młodszy od niego Adam Marciniak wrócił do ŁKS-u po wielu latach w 2021 roku i ostatnio nie sposób wyobrazić sobie bez niego formacji obronnej lidera Fortuna 1 Ligi. Wychowanek ŁKS-u czeka na ligowego gola dla łodzian dłużej od pierwszego kapitana, bo od bramki zdobytej w wyjazdowym spotkaniu z Zagłębiem Lubin upłynęło już 16 lat. Coś czujemy, że może się udać jeszcze w tym sezonie.
Oczywiście w dziejach naszego klubu znajdziemy także wielu innych świetnych zawodników pełniących funkcję kapitana (choćby w latach 80. i już w XXI wieku), więc w komentarzach pod naszymi wpisami dot. tego wątku na Facebooku i Twitterze możecie wspomnieć swoich ulubionych.