Drużyna

Wspominamy mecze z „Kolejorzem”

19.10.2023

19.10.2023

Wspominamy mecze z „Kolejorzem”

fot. pyrusy.pl

Sobotni mecz będzie 93. ligowym starciem ŁKS-u z Lechem. Dziś wspomnimy o kilku spotkaniach tych drużyn rozegranych w odległej przeszłości, oddając przy okazji głos kibicom „Rycerzy Wiosny”.

Zwycięstwo na urodziny

Kiedy ŁKS po raz pierwszy zmierzył się z Lechem Poznań w lidze, krajem rządzili Bierut i Cyrankiewicz, prasa donosiła o „rozbieżnościach między USA i ZSRR”, a Sąd Okręgowy w Łodzi skazał na pięć lat więzienia magazyniera stacji kolejowej, który zasłynął z kradzieży amerykańskich paczek. Słowem było to dość dawno, bo zaledwie trzy lata po zakończeniu drugiej wojny światowej.

23 maja 1948 roku w Łodzi drużyna „czerwonych”, bo tak jeszcze wtedy nazywano ełkaesiaków, pokonała ekstraklasowego debiutanta 3:2 po dwóch golach Longina Janeczka i jednym trafieniu Stanisława Barana. Co ciekawe, ten pierwszy w historii ligowy pojedynek ŁKS-u z Lechem w lidze zbiegł się z obchodami 40. rocznicy powstania klubu. Na trybunach stadionu w al. Unii 2 pojawiło się piętnaście tysięcy widzów, którzy, zanim na boisku pojawili się futboliści, oklaskiwali „dziesięć tysięcy młodzieży ze wszystkich niemal klubów województwa łódzkiego”.

Tego samego dnia odsłonięto tablicę pamiątkową ku czci zmarłych członków ŁKS-u, a zaraz po tym uroczysty pochód ełkaesiaków przemaszerował ul. Piotrkowską w kierunku Katedry. – „Najefektowniej wypadli kolarze, którzy stawili się w galowych strojach. Licznie stawili się bokserzy prowadzeni przez swego kierownika p. Okułowicza. […] Wśród piłkarzy zauważyliśmy m.in.: Barana, Hogendorfa, Włodarczyka, Łucia, Czyżewskiego” – zwrócił uwagę „Dziennik Łódzki”. Dodajmy, że w tamtym meczu z Lechem zagrał też Marian Łącz, wtedy czołowy napastnik ligi, a w kolejnych latach aktor znany z ról w „Janosiku”, „Alternatywach” oraz wielu innych polskich filmów.

Grad goli

W meczach ŁKS-u z Lechem nierzadko padało dużo goli. W 1949 roku w Poznaniu gospodarze pokonali naszą drużynę aż 8:1, z kolei dziewięć lat później łodzianie zrewanżowali się również wygrywając 8:1 po jednym z najsłynniejszych meczów w historii naszego klubu, a i nie można nie wspomnieć o „ostrej strzelaninie”, którą piłkarze urządzili sobie w 1985, gdy ŁKS pokonał faworyta 7:5, co zresztą z trybun naszego stadionu oglądał m.in. obecny właściciel klubu, Tomasz Salski.

– Uczucie nie do opisania. Prowadzimy dwoma bramkami, za chwilę jest już remis, a zanim się obejrzysz znów nasi górą. A potem dalej pada gol za golem. I tak do końca. Chciałoby się aby taki mecz trwał wiecznie – wspomina pojedynek z Lechem kibic ŁKS-u, Mirosław Stelmaszczyk.

Był na nim obecny także Paweł Lewandowski, znany kibic ŁKS-u, który o meczach z Lechem może opowiedzieć wiele ciekawych historii. Choćby o tym jak we wrześniu 1979 roku ełkaesiacy dostali w Poznaniu surową lekcję, bo i tak bywało.

– Pierwszy raz przeżyłem taki szok – opowiada znany kibic ŁKS-u, Paweł Lewandowski. – Pociąg do Poznania miał opóźnienie, a do tego milicja długo nas przeprowadzała z dworca na stadion na Wildzie. Kiedy byliśmy już pod stadionem, kibice Lecha krzyczeli: „pół tuzina!” Zadawaliśmy sobie pytanie – „co oni krzyczą?”. Kiedy weszliśmy na stadion, oniemiałem. Na tablicy wyników 6:0. Nie widziałem żadnej bramki, ale może to i dobrze – wspomina kibic ŁKS przegrany mecz z „Kolejorzem”, w którym słynny Mirosław Okoński zdobył trzy gole.

Z Górskim

ŁKS wygrał z Lechem w Poznaniu w sumie dziewięć ligowych meczów. Jedno z nich łodzianie odnieśli w 1973 roku, gdy w naszym klubie pracował Kazimierz Górski, łączący wtedy pracę w reprezentacji z funkcją trenera-koordynatora w Łódzkim Klubie Sportowym. Faworytem spotkania był Lech i jego kibice wiele sobie po tym spotkaniu obiecywali.

– Wszyscy sympatycy piłkarstwa w Poznaniu już od wielu dni żyją niedzielnym meczem – powiedział przed spotkaniem sekretarz klubu ze stolicy Wielkopolski, Artur Filipowski. – Nie ma chyba w naszym mieście kibica, który nie wierzyłby w sukces Lecha. Padło tysiące zakładów, w których przewiduje się zwycięstwo kolejarzy 2:1, a nawet 2:0.

Trudno się dziwić entuzjazmowi poznaniaków, skoro nawet łódzka prasa pisała przed tym pojedynkiem, że sukcesem gości będzie remis.
Goście pozwolili w pierwszym kwadransie wyszumieć się poznaniakom, a choć ci uzyskali wyraźną przewagę, na pokonanie Jana Tomaszewskiego sposobu nie znaleźli. W drugiej połowie zwycięskiego gola dla ŁKS-u zdobył Grzegorz Ostalczyk i w ten sposób „Kolejorz”, w obecności 60 tysięcy widzów (sic!), przegrał u siebie po raz pierwszy od prawie czterech lat, nic więc dziwnego, że red. Wojciech Filipiak z „Głosu Robotniczego” zatytułował swoją relację: „Łodzianie odczarowali poznański stadion”. W Poznaniu płakano, w Łodzi okazji do świętowania w niedzielny wieczór było z kolei aż nadto, bo poza niespodziewanym zwycięstwem piłkarzy, kolejny tytuł mistrza Polski zapewniły sobie koszykarki ŁKS-u.

Epilog meczu z Lechem Poznań miał miejsce we wtorek, a więc dwa dni później, kiedy przygotowująca się do kolejnych meczów eliminacji do mistrzostw świata kadra narodowa zmierzyła się na stadionie ŁKS-u z reprezentacją USA. Miejsce między słupkami bramki Polaków zajął ponownie Tomaszewski, tak bowiem zadecydował Kazimierz Górski. Potem było Wembley, kapitalny mecz Bulzackiego i przede wszystkim Tomaszewskiego. Wreszcie i srebrny medal (trzecie miejsce) Polaków na mundialu w RFN, którego jedną z największych gwiazd okazał się bramkarz ŁKS-u.

Labus ty zmoro…

Do zaciętych starć ŁKS z Lechem dochodziło nie tylko w lidze. W marcu 1984 roku poznaniacy przyjechali do Łodzi na rewanżowe starcie w Pucharze Polski, którego stawką był awans do półfinału tych rozgrywek. W Poznaniu wygrali gospodarze 1:0, a w Łodzi… największą gwiazdą rewanżu został sędzia Jan Labus z Katowic.

– Przy wyniku 2:0 dla ŁKS-u podyktował karnego dla Lecha za faul Marka Dziuby, na oko: półtora metra przed linią pola karnego. ŁKS jednak walczył. Po akcji Arkadiusza Klimasa i jego centrze, Krzysztof Kasztelan wyskakując zza pleców obrońców wpakował „szczupakiem” piłkę do bramki, na sto procent zgodnie z przepisami, ale sędzia… odgwizdał spalonego – relacjonuje pan Wojciech, wspominając przy okazji, że w jeszcze długo po tym meczu po mieście roznosiły się słowa kibicowskiej przyśpiewki: „Labus ty zmoro, ty zginiesz jak Aldo Moro”, w której nawiązano do zamordowanego przez „Czerwone Brygady” premiera Włoch. – Lincz wisiał na włosku. Pod wejściem głównym zebrał się tłum, a „bohatera” wywieziono milicyjną „suką” – mówi Paweł Lewandowski.

W ostatniej akcji sezonu

Także w czasach bardziej nam współczesnych ŁKS rozegrał z Lechem wiele ciekawych spotkań, które zapisały się w pamięci kibiców ŁKS-u. To przecież przy okazji starcia z tym zespołem świętowaliśmy w 1998 roku drugi w historii mistrzowski tytuł (świętowali i poznaniacy, którzy wygrali tamten mecz 2:0). Nie sposób nie wspomnieć i o ostatnim zwycięskim meczu ŁKS-u na stadionie przy ulicy Bułgarskiej, który przy okazji był również ostatnim meczem sezonu 2007/2008. Ełkaesiacy jechali wówczas do Poznania z duszą na ramieniu, bo splot nieszczęśliwych okoliczności mógł ich jeszcze pozbawić utrzymania w ekstraklasie. Na szczęście w ostatniej akcji sezonu, jak to zgrabnie ujął redaktor Jacek Laskowski, już w doliczonym czasie gry Węgier Gabor Vayer kropnął po długim rogu, zapewniając „Rycerzom Wiosny” sensacyjne zwycięstwo 2:1.

– W szale radości wdrapałem się wtedy na ogrodzenie, co zostało uwiecznione przez fotoreportera „Expressu Ilustrowanego”. Na pamiątkę po tym meczu, a i po zardzewiałym ogrodzeniu poznańskiego stadionu, pozostała mi do dzisiaj szrama na ramieniu – wspominał kilka lat temu pan Tomasz. Wśród sympatyków ŁKS fetujących zwycięskiego gola Poznaniu był również spiker Kamil Janiszewski, którego głos towarzyszy domowym pojedynkom ełkaesiaków już od 15 lat. – Kibice zaczęli zbiegać na dół, do barierek, piłkarze po meczu również wspinali się po nich. Był to świetny, nacechowany pozytywnymi emocjami obrazek, którego nigdy nie zapomnę – opowiada spiker.

To oczywiście jedynie kilka z bardzo wielu historii tworzących ciekawą historię pojedynków ŁKS-u z Lechem Poznań, więc zachęcamy do podzielenia się swoimi wspomnieniami w komentarzach pod postem na Facebooku i Twitterze. Dodajmy, że sobotni mecz będzie 93. pojedynkiem ŁKS z Lechem. Poznaniacy wygrali 38 spotkań, łodzianie dziesięć mniej, a 26 konfrontacji zakończyło się podziałem punktów. Ełkaesiacy w dotąd rozegranych ligowych meczach z „Kolejorzem” zdobyli 100 goli. Trzymamy kciuki za następne.

Wspomnienia kibiców zebrane przez autora artykułu znalazły się też w 2019 roku w artykule opublikowanym przez „Dziennik Łódzki”.