Starcie dwóch beniaminków drugiej ligi zapowiada się nader interesująco, tym bardziej że będzie to dopiero pierwsza w historii ligowa konfrontacja najstarszego łódzkiego klubu z jednym z najstarszych klubów Pomorza Środkowego.
Czas na pierwszy komplet punktów
Po pierwszym bezbramkowo zremisowanym spotkaniu w drugiej lidze nie sposób nie zauważyć, że w zespole beniaminka szwankuje jeszcze zgranie, ale nad tym elementem ełkaesiacy pracowali w bieżącym tygodniu i w kolejnym meczu powinno to wyglądać lepiej.
Sztab szkoleniowy akcję „Gwardia” rozpoczął już w niedzielę. W pierwszej kolejności wyciągnięto wnioski z meczu z ROW-em, a potem już na zajęciach przygotowywano drużynę tak, aby zwycięstwo z Gwardią Koszalin było w zasięgu łodzian.
Trener Jacek Janowski twierdzi, że ŁKS zawsze musi w drugiej lidze grać o zwycięstwo i taki też cel stawiają sympatycy łódzkiego klubu swoim pupilom przed meczem z Gwardią Koszalin.
W sobotę na pewno nie zagra jeszcze borykający się z urazem prawej nogi Mikołaj Maschera, ale pozostali na szczęście są gotowi do walki, o tym zaś kto pojawi się na boisku zadecydują wyłącznie względy sportowe i opinia trenerów pierwszej drużyny. Warto wspomnieć, że do dyspozycji Jacka Janowskiego znajduje się już Krystian Pieczara.
Trenerzy najedli się strachu
W łódzkim obozie pełna mobilizacja, a że piłkarze nie oszczędzają się na treningach, zawsze wiąże się to z ryzykiem urazu. W czwartek chwile grozy przeżyli szkoleniowcy ŁKS-u, bo podczas zajęć problemy ze zdrowiem mieli Kamil Rozmus i Maksymilian Rozwandowicz, wszystko jednak skończyło się szczęśliwie.
Lewy obrońca zmaga się z drobnym urazem paznokcia, ale w piątek powinien już normalnie trenować, z kolei stoper ŁKS-u przez chwilę kulał, ale ponoć i jego występ nie jest ponoć zagrożony.
Rywal
Gwardia Koszalin powstała po drugiej wojnie światowej (początkowo jak Milicyjny Klub Sportowy) i jest jednym z najstarszych istniejących na Pomorzu Środkowym polskich klubów. Na stadionie im. Stanisława Figasa popularni „gwardziści” rozgrywają swoje mecze od kilkudziesięciu lat, a największym sukcesem klubu jest dziesięć sezonów rozegranych z przerwami na zapleczu ekstraklasy w latach 70., 80. i 90. W sezonie 1974/75 i 1975/76 koszaliński klub zajął dwukrotnie siódme miejsce w ówczesnej drugiej lidze i jest to jak dotąd jego najlepsze osiągnięcie.
We wspomnianym okresie Gwardia dotarła także do ćwierćfinału Pucharu Polski (1975/76), pokonując po drodze m.in. Pogoń Szczecin i Górnika Zabrze, a odpadając dopiero po dramatycznym meczu ze Śląskiem Wrocław, zresztą późniejszym triumfatorem tych rozgrywek. W 1994 roku w Koszalinie po raz ostatni kibice cieszyli się rozgrywkami drugiej (obecnie pierwszej) ligi.
W zeszłym sezonie „Gwardziści” okazali się w swojej grupie trzeciej ligi lepsi m.in. od rezerw Pogoni Szczecin, Elany Toruń, Bałtyku Gdynia oraz drugiej drużyny „Kolejorza” i tym samym awansowali do drugiej ligi.
Grali w Koszalinie, grali w Łodzi
W przeszłości barwy koszalińskiego klubu reprezentowało kilku znanych polskich piłkarzy, wśród których warto wspomnieć o tych, którzy występowali także w Łódzkim Klubie Sportowym.
Artur Bugaj w Koszalinie spędził jedną rundę, a i koszulkę ŁKS-u zakładał tylko kilka miesięcy (runda jesienna sezonu 1998/1999), pojawił się jednak w kadrze meczowej na pucharowe boje z Manchesterem United i AS Monaco.
Mirosław Trzeciak rozpoczął poważną przygodę z piłką właśnie z Gwardii Koszalin, a kilka lat później zapisał się złotymi zgłoskami w historii klubu z al. Unii Lubelskiej 2. Popularny „Franek” jest ostatnim piłkarzem ŁKS-u, który sięgnął po koronę króla strzelców ekstraklasy (w sezonie 1996/1997), to on także był jedną z czołowych postaci „Rycerzy Wiosny”, mistrzów Polski z 1998 roku.
Z kolei Sebastian Mila w jednej z młodzieżowych grup Gwardii przebywał zdaje się krótko, w ŁKS-ie natomiast były reprezentant Polski spędził rundę wiosenną sezonu 2007/2008. Z przeplatanką na piersi wystąpił w zaledwie dwunastu spotkaniach ekstraklasy, niemniej bardzo pomógł wówczas ełkaesiakom utrzymać się w elicie, był też jednym z bohaterów pamiętnych i wygranych przez ŁKS 2:0 derbów z Widzem. To po jego dośrodkowaniach z rzutów rożnych gole zdobyli w tamtym meczu Marcin Adamski i Tomasz Kłos.
Pokonali spadkowicza
ŁKS zremisował swój pierwszy mecz, natomiast nasz sobotni rywal sprawił niespodziankę pokonując w Pruszkowie Znicz, czyli spadkowicza z pierwszej ligi. Mecz rozpoczął się zgodnie z przewidywaniami, to gospodarze szybko strzelili bramkę, ale zespół z Pomorza (o czym pamiętać powinni i ełkaesiacy) nie poddał się i jeszcze przed przerwą doprowadził do wyrównania (po precyzyjnym podaniu Przemysława Brzeziańskiego golkipera przelobował sprytnym strzałem Adrian Kwiatkowski).
W drugiej połowie Gwardia nie ograniczyła się do obrony. W 63. minucie goście wyprowadzili szybki kontratak, Radosław Mikołajczak zagrał do Kwiatkowskiego, ten zrewanżował się koledze za asystę z pierwszej połowy i obsłużył Brzeziańskiego, który pewnym strzałem zapewnił przyjezdnym trzy punkty.
Kibice ŁKS-u znów będą najlepsi?
Sympatycy Łódzkiego Klubu Sportowego mają prawo do satysfakcji. Pod względem frekwencji łodzianie w drugiej lidze nie mieli sobie w pierwszej kolejce równych. 4848 widzów na meczu ŁKS – ROW Rybnik to ponad dwukrotnie lepszy wynik niż liczba kibiców plasującego się na drugim miejscu w tej drugoligowej klasyfikacji Radomiaka (mecz Radomiak – Garbarnia Kraków obejrzało 2421 kibiców).
Przy tej okazji przypominamy, że w czwartek oraz w piątek sprzedaż biletów i karnetów będzie prowadzona w kasie przy al. Unii Lubelskiej 2 w godzinach: 12-18, zaś w sobotę od 12:00. Piłkarze liczą na gorący i kulturalny doping wiernych kibiców i na pobicie frekwencyjnego wyniku z zeszłej soboty.
Remek Piotrowski