To już niemal klubowa tradycja – ŁKS zapewnił sobie awans do ekstraklasy w przedostatniej kolejce na wyjeździe. Dodajmy, że łodzianie drugi raz w historii sięgną po mistrzostwo pierwszej ligi.
Szósty raz w historii, dopiero drugi z pierwszego miejsca, trzeci zagwarantowany w przedostatniej kolejce i wywalczony na wyjeździe. Wszystko to oczywiście didaskalia, ale przed wielką fetą, która czeka łodzian w sobotę przy okazji meczu z Odrą Opole, przypomnijmy, w jakich okolicznościach ŁKS świętował awans do ekstraklasy w przeszłości.
Z Królem na salony
W 1953 roku jeszcze sześć kolejek przed końcem sezonu ełkaesiacy zajmowali dopiero czwarte miejsce w tabeli ze stratą dwóch „oczek” do miejsca premiowanego awansem, w dodatku na finiszu rozgrywek czekały ich aż trzy starcia z drużynami z czołówki. Podopieczni trenera Władysława Króla stanęli na wysokości zadania, wygrali wszystkie mecze, a awans (z drugiego miejsca) zapewnili sobie w ostatniej kolejce, wygrywając 4:0 z Tarnovią. To był początek słynnej drużyny „Rycerzy Wiosny” trenera Władysława Króla, która rok później, już jako beniaminek ekstraklasy, świętowała wicemistrzostwo Polski, a w 1958 roku ligowe złoto.
„Kowal” jak Pyrdoł
Kolejny awans do ekstraklasy łodzianie świętowali w 1971 roku i tutaj, podobnie jak w bieżącym sezonie, zapewnili go sobie w przedostatniej kolejce, na obcym boisku. Zresztą, tych podobieństw można znaleźć więcej. Na stadionie we Wrocławiu, opanowanym przez kibiców ŁKS-u, bardzo długo jedną bramką prowadził Śląsk. Nerwy udzielały się wszystkim, nawet prezes Wacław Zatke opuścił w końcu trybuny, bo jak powiedział: „Nie chcę umrzeć na zawał”. Dopiero kwadrans przed końcem do wyrównania doprowadził Andrzej Pyrdoł, a w 86. minucie (więc niemal tak jak Mateusz Kowalczyk w Gdyni) ten sam piłkarz zdobył gola na wagę awansu.
ŁKS awansował do elity z drugiego miejsca, swój sukces fetował w obecności 35 tysięcy widzów kilka dni później przy okazji wygranego 2:0 meczu z Olimpią Poznań. A potem było kolejnych 29 lat w ekstraklasie, w trakcie których łodzianie zdobyli swoje drugie w historii mistrzostwo Polski. Co ciekawe, ten tytuł w 1998 roku przyklepali też w przedostatniej kolejce i też na wyjeździe (1:0 z KSZO w Ostrowcu Świętokrzyskim).
„Sypek” kolejkę przed końcem
Awans do ekstraklasy w przedostatniej kolejce to już chyba taka ełkaesiacka specjalność, bo z takiego sukcesu cieszyliśmy się też w 2006 roku. Na finiszu rozgrywek po piętach deptały nam Jagiellonia Białystok i Śląsk Wrocław, na szczęście podopieczni trenera Marka Chojnackiego wytrzymali ciśnienie i wygrali u siebie z Radomiakiem 1:0 po golu Igora Sypniewskiego, co w połączeniu z pomyślnymi dla ŁKS-u wynikami innych spotkań, zagwarantowało nam promocję po sześciu długich latach na zapleczu elity. „Rycerze Wiosny” wywalczyli wtedy awans z drugiego miejsca, a w ostatniej kolejce przegrali w Gliwicach z Piastem (0:1), co jednak nie miało już znaczenia.
Mistrzostwo I ligi po raz pierwszy
Najszybciej awans do ekstraklasy ŁKS zapewnił sobie w 2011 roku. Zespół trenera Andrzeja Pyrdoła znacznie wcześniej wypracował sobie bezpieczną przewagę, więc z promocji – po raz pierwszy w historii jako mistrz pierwszej ligi – cieszyliśmy się już trzy kolejki przed końcem rozgrywek. Co ciekawe, tym razem ten radosny moment nie zastał nas na stadionie, tylko w domach. 24 maja ŁKS wygrał u siebie 3:0 z GKS-em Katowice, a dzień później, po remisie Floty Świnoujście z Termaliką Nieciecza, stało się jasne, że nikt nie odbierze nam awansu. Być może miało to wpływ na formę piłkarzy w trzech ostatnich spotkaniach (wygrali tylko na wyjeździe z KSZO) i przede wszystkim przebieg wieńczącego sezon starcia z Flotą (wynik tego spotkania wypadł nam z głowy).
Oczywiście kolejkę przed końce na wyjeździe
Zespoły trenera Kazimierza Moskala wpisały się w klubową tradycję i zarówno w 2019 roku (zwycięstwo 2:0 w Jastrzębiu z GKS-em po dwóch golach Łukasza Sekulskiego), jak teraz (remis 1:1 z Arką w Gdyni) przypieczętowały swój awans na wyjeździe, chociaż cztery lata temu nieco wcześniej, bo już w 32. kolejce. Dodać do tego należałoby, że w 2019 roku nic nam nie zepsuło fety. ŁKS stanął na wysokości zadania, wygrał u siebie z Chojniczanką Chojnice 2:0, więc w stronę ulicy Piotrkowskiej wyruszyliśmy w doskonałych humorach (na koniec ŁKS zremisował 3:3 na wyjeździe z Odrą Opole). Trzymamy kciuki, żeby w sobotę nie było inaczej, tym bardziej że drugi raz w historii będziemy cieszyć się z awansu w roli mistrzów pierwszej ligi.