ŁKS stracił jedną, drugą, w końcu trzecią bramkę i tak naprawdę dopiero po tej ostatniej wziął się za odrabianie strat. Czasu starczyło łodzianom tylko na dwa gole, w efekcie ełkaesiacy ponieśli trzecią w tym sezonie porażkę na własnym boisku.
Trener Kazimierz Moskal tym razem nie mógł skorzystać z usług narzekających na problemy ze zdrowiem Wojciecha Łuczaka i Patryka Bryły. Ich miejsce zajęli: Jakub Kostyrka oraz debiutujący w wyjściowej jedenastce ŁKS-u Kamil Żylski.
Kibice „Rycerzy Wiosny” liczyli na mocny początek swojej drużyny, tymczasem to goście jako pierwsi zagrozili bramce rywala, bo po stracie Bartłomieja Kalinkowskiego, niecelne uderzenie z dystansu oddał Juliusz Letniowski. Co na to ŁKS? – Odpowiedział kilkoma ciekawie zapowiadającymi się atakami: w 6. minucie po szybkiej wymianie podań w środku pola bramkarz gości uprzedził Żylskiego, potem po solowej akcji chybił Daniel Ramirez, a pierwszy kwadrans zamknęła dynamiczna szarża lewym skrzydłem Kostyrki, zakończona niedokładnym dograniem.
W 20. minucie mieliśmy sporo szczęścia, bo prostopadłe podanie dotarło do niepilnowanego na dziesiątym metrze od bramki Michała Jakóbowskiego, ten jednak tuż przed oddaniem strzału stracił równowagę, a chociaż po chwili zdołał kropnąć z całej siły, piłkę zatrzymał nienagannie ustawiony na linii Michał Kołba.
Niestety, to szczęście odwróciło się od łodzian pięć minut później. Najpierw boisko wskutek urazu opuścił Kalinkowski (zastąpił go Maciej Wolski), a kilkadziesiąt sekund później Juliusz Letniowski wykazał się większą niż na początku spotkania precyzją i płaskim uderzeniem z kilkunastu metrów otworzył wynik (0:1). ŁKS znów więc musiał odrabiać straty, ale i podobnie jak miało to miejsce w starciu ze Stalą, miał szansę błyskawicznie odpowiedzieć – tak jednak wtedy, jak i teraz – po składnej zespołowej akcji Ramirez trafił tylko w boczną siatkę.
Z kolei w 31. minucie znów zakotłowało się pod bramką Andrzeja Witana, w tym jednak przypadku na przeszkodzie stanęła komunikacja, a konkretnie jej brak – Radionov i Żylski wzajemnie sobie przeszkodzili, skończyło się więc tylko na strachu przyjezdnych. Tego strachu najedliśmy się potem sami, w końcówce pierwszej połowy, kiedy przy biernej postawie łódzkich defensorów gracze Bytovii oddali trzy strzały i doprawdy niewiele zabrakło gościom, aby futbolówka zatrzepotała po raz drugi w siatce bramki Kołby.
Po zmianie stron ełkaesiacy przycisnęli rywala. Raz prawą, raz lewą stroną sunęły ataki gospodarzy, lecz tak jak w pierwszej połowie szwankowało ostatnie podanie, a zadania naszym zawodnikom nie ułatwiała skomasowana obrona Bytovii. W 56. minucie receptę na taki stan rzeczy próbował znaleźć Maksymilian Rozwandowicz, jego soczyste uderzenie z dwudziestu pięciu metrów z trudem złapał jednak Witan. Po chwili kąśliwie, ale i niecelnie huknął z prawej strony pola karnego Mateusz Gamrot.
Kiedy wydawało się, że łodzianie łapią właściwy rytm przyszła 63. minuta i stały fragment gry dla gości z okolicy prawego narożnika szesnastki. Piłka po dośrodkowaniu spadła mniej więcej na szósty metr, a naciskany przez gracza z Bytowa Rozwandowicz skierował ją do własnej bramki (0:2). Jakby tego było mało w 70. minucie Gracjan Jaroch silnym strzałem zdobył trzecią bramkę i sytuacja łodzian ze złej stała się tragiczna.
Szczęście w nieszczęściu postanowili podopieczni trenera Kazimierza Moskala walczyć do końca i na kwadrans przed końcem spotkania po rzucie rożnym honorowe trafienie po strzale głową zdobył dla ŁKS-u wprowadzony w drugiej połowie Bartosz Widejko. „Rycerze Wiosny” nie rezygnowali – w 85. minucie kapitalną okazję zmarnował Kostyrka (przegrał pojedynek sam na sam z Witanem), a chwilę później futbolówkę efektownym wolejem w siatce bramki Bytovii umieścił inny rezerwowy Rafał Kujawa (2:3).
Niestety, na trzecie trafienie zabrakło już łodzianom czasu. Efekt – trzecia porażka przed własną publicznością. Porażka, której można było uniknąć.
8. kolejka Fortuna 1 Ligi / ŁKS Łódź – Bytovia Bytów 2:3 (0:1)
Składy:
Autor: Remek Piotrowski