Piłkarze ŁKS-u pokonali w 12. kolejce Wisłę Puławy 1:0 po bramce Maksymiliana Rozwandowicza. Goście kończyli mecz w dziesiątkę, bo w 63. minucie sędzia pokazał czerwoną kartkę Jakubowi Smektale. Łatwo jednak nie było…
Spotkanie zakończyło się szczęśliwie dla gospodarzy, ale trzeba przyznać, że jego początek należał do podopiecznych trenera Ryszarda Wieczorka. W 8. minucie aktywny w pierwszej połowie Lytvynuk groźnie uderzył na bramkę Michała Kołby z lewej strony pola karnego, a chwilę później łodzianie stracili piłkę na własnej połowie i przed szansą stanął Zulciak – na nasze szczęście i tym razem zawodnik Wisły posłał futbolówkę nad poprzeczką.
ŁKS przebudził się dopiero po dwudziestu minutach. Sygnał do ataku dał Mateusz Gamrot popisując się indywidualną akcją i tylko szkoda, że efektowny drybling pomocnika zatrzymał już w polu karnym obrońca Wisły. Zaraz po tym groźnie uderzył zza szesnastki Paweł Pyciak (dziś ustawiony na prawym skrzydle), a piłkarz ten jeszcze bliższy szczęścia był kilka minut później, kiedy piłka po jego mocnym strzale z lewej nogi w nieznacznej odległości minęła lewy słupek bramki Madejskiego.
Pod koniec pierwszej odsłony sobotniego spotkania doszło do przepychanki w środkowej strefie boiska. Górę wzięły emocje i chociaż po chwili zawodnicy wrócili do gry, do końca spotkania tak jedni, jak i drudzy nie szczędzili sobie złośliwości.
W drugiej połowie łodzianie uzyskali przewagę i już w 50. minucie byli o włos od objęcia prowadzenia. Po technicznym uderzeniu Bartosza Widejki z rzutu wolnego futbolówka trafiła w poprzeczkę i wyszła w pole, a szkoda strzał był bowiem pierwszej marki. Dziewięć minut później trenerzy ŁKS-u w miejsce Piotra Pyrdoła wprowadzili Jakuba Kostyrkę i trzeba przyznać, że młody skrzydłowy ożywił grę łódzkiej drużyny. To właśnie po jednym z jego odważnych dryblingów Jakub Smektała przekroczył przepisy, a że doświadczony ligowiec miał już na koncie żółtą kartkę arbiter wyrzucił go z boiska.
Zanim do tego doszło wiślacy byli bardzo bliscy objęcia prowadzenia, znów jednak uśmiechnęło się do nas szczęście, bo po strzale Pożaka z kilkunastu metrów piłka przeleciała metr obok słupka. Potem atakował ŁKS – Widejko huknął z trzydziestu metrów wprost w golkipera z Puław, a jeszcze lepszą okazję do zdobycia gola miał Filip Burkhardt (zmienił w drugiej połowie Gamrota), który nie wykorzystał świetnego dogrania Radionova i jego strzał z powietrza lewą nogą, z kilku metrów, także chybił celu.
Na szczęście mają w zanadrzu łodzianie atut w postaci świetnie egzekwowanych stałych fragmentów gry. W 80. minucie z rzutu rożnego dośrodkował Widejko, Radionov sprytnie skierował piłkę głową do pozostawionego bez opieki na prawej stronie pola karnego Maksymiliana Rozwandowicza, ten przyjął piłkę, a następnie umieścił ją w długim rogu bramki Wisły.
W trzech ostatnich spotkaniach na własnym boisku nie udało się ełkaesiakom zdobyć kompletu punktów, przełamanie przyszło w starciu z Wisłą Puławy i zdaje się, że o tego jednego gola faktycznie byli w sobotę łodzianie lepsi od spadkowicza z zaplecza ekstraklasy.
Teraz przed „Rycerzami Wiosny” arcytrudny pojedynek z Radomiakiem. Trzy lata temu, jeszcze w trzeciej lidze, lepsi okazali się piłkarze z Radomia, czas więc na rewanż.
12. kolejka II ligi / ŁKS Łódź 1:0 Wisła Puławy (0:0)
Składy:
Remek Piotrowski