Jeśli ktoś zastanawia się jeszcze, czy warto wybrać się na najbliższy ligowy mecz ŁKS-u w Łodzi, to podopieczni trenera Kazimierza Moskala dali mu odpowiedź. W Bielsku-Białej „Rycerze Wiosny” nie mieli litości dla jednego z kandydatów do awansu, a „Góralom” strzelili w sumie aż trzy gole.
Chociaż w Niepołomicach ełkaesiacy zainkasowali komplet punktów, trener Kazimierz Moskal zdecydował się w Bielsku-Białej dokonać dwóch zmian w wyjściowym składzie. Artur Bogusz wskoczył na prawą stronę defensywy w miejsce Jana Grzesika, natomiast w drugiej linii Mateusz Gamrot ustąpił miejsca Maciejowi Wolskiemu.
Jak te roszady wpłynęły na grę zespołu? Zdecydowanie in plus. Nie pozwalali łodzianie rywalowi na tak wiele, jak w pierwszej połowie starcia z Puszczą, w zasadzie na nic mu nie pozwalali, a i nie zamierzali ograniczać się do defensywy. To ŁKS rządził na boisku. Co prawda w 10. minucie uderzenie Rafała Kujawy z kilku metrów zablokował obrońca, a chwilę później niecelnie huknął Dani Ramirez, lecz już kolejna akcja gości wywołała na twarzach kibiców „Rycerzy Wiosny” szeroki uśmiech.
Wszystko zaczęło się od błędów rywali. Na wskutek niefrasobliwości bramkarza Wojciecha Fabisiaka i jego kolegów z defensywy ełkaesiacy przejęli piłkę, Rafał Kujawa obsłużył Patryka Bryłę, a ten, podobnie jak miało to miejsce w ostatniej kolejce, otworzył wynik spotkania (0:1). Strata gola zdeprymowała gospodarzy. Podopieczni trenera Krzysztofa Brede szybko pozbywali się futbolówki i grali bardzo nerwowo, nic więc dziwnego, że ŁKS tę słabość rywala postanowił natychmiast wykorzystać.
Po raz pierwszy Maciej Wolski spróbował szczęścia w 25. minucie, ale wtedy po jego strzale z dystansu piłka poszybowała tuż nad poprzeczką. Młody pomocnik wyregulował celownik i dwanaście minut później był już bezbłędny – kapitalne uderzenie, zdaniem jednych oddane z dwudziestu pięciu metrów, zdaniem innych z około trzydziestu, można oglądać do znudzenia. ŁKS prowadził w Bielsku-Białej 2:0, a gospodarze po tym nokautującym ciosie sprawiali wrażenie pogodzonych z losem.
Nie otrząsnęli się także po przerwie, bo i chwili wytchnienia nie dała im ekipa Moskala. Od początku sunął więc na bramkę miejscowych atak za atakiem i już w 53. minucie cieszyli się łódzcy piłkarze z trzeciego gola. Ręce same składały się do oklasków: Patryk Bryła najpierw o futbolówkę powalczył, a potem sfinalizował rozpoczętą przez siebie akcję precyzyjnym uderzeniem (0:3!).
Skonsternowani kibice„Górali” kwitowali popisy swoich ulubieńców gwizdami, w sektorze zajmowanym przez sympatyków ŁKS-u święto trwało w najlepsze, a piłkarze gości panowali na boisku niepodzielnie, jakby chcąc tą swoją grą przekonać do siebie tych wszystkich, którzy zastanawiają się jeszcze, czy warto wybrać się na najbliższy mecz z GKS-em Tychy. Byli też bliscy czwartego trafienia, ale Rafał Kujawa (podawał najlepszy na boisku Bryła) huknął w Fabisiaka.
Dopiero w końcówce spotkania zdołali piłkarze z południa Polski stworzyć zagrożenie pod bramką ełkaesiaków, bliscy szczęścia byli Grzegorz Goncerz i Miłosz Kozak, a w 87. minucie piłka po uderzeniu jednego z zawodników Podbeskidzia po rękach czujnego do samego końca zawodów Michała Kołby trafiła w słupek. Był to jednak łabędzi śpiew podopiecznych trenera Brede. ŁKS zgarnął pełną pulę.
Przed nami mecze z GKS-em Tychy i Lechem Poznań.
9. kolejka 1 ligi (zaległa) / Podbeskidzie Bielsko-Biała – ŁKS Łódź 0:3 (0:2)
Składy: