Aktualności

Rafał Niżnik: Legia nigdy nie miała lekko z ŁKS-em

18
22 / 08 / 2019

Legia ma w swoich szeregach wielu dobrych piłkarzy, ale oni są nie ze sobą jeszcze należycie zgrani. No i żaden z nich nie nazywa się Leo Messi, dlatego ełkaesiacy nie powinni bać się żadnego z rywali podczas niedzielnego starcia – przekonuje Rafał Niżnik, jeden z liderów mistrzowskiej drużyny z 1998 roku i strzelec ostatniego gola w wygranym przez ŁKS meczu 3:0 z Legią, który bardzo przybliżył „Rycerzy Wiosny” do tytułu w sezonie 1997/98.

Jak po już ponad 21 latach wspomina pan pamiętne spotkanie z Legią, które ŁKS wygrał przed własną publicznością 3:0?

Całkiem przyjemnie. Legia zawsze miała problemy na ŁKS-ie i myślę, że teraz również chłopaki podtrzymają tę passę. Liczę, że nie dadzą się w niedzielę legionistom i zdobędą kolejne punkty. Tym bardziej, że naprawdę fajnie na razie grają, a rywal będzie myślami przy walce w europejskich pucharach. Co więcej, Legia nie jest jeszcze należycie zgrana i w tym też upatruję szansy na dobry wynik.

A wracając jeszcze do meczu z maja 1998 roku, było to jedno z tych spotkań, które zostaje w głowie na całe życie. Wprawdzie moja bramka nie przesądzała o losach wyniku, a jedynie pieczętowała naszą wygraną, lecz i tak było to niesamowite przeżycie. Po zwycięstwie z Legią mistrzostwo kraju było już na wyciągnięcie naszej ręki. Atmosfera na widowni w tamto sobotnie popołudnie była wręcz nieprawdopodobna.

Spośród 19 bramek zdobytych w ekstraklasie przez całą karierę, tamto trafienie jest tym najważniejszym dla pana?

Na pewno jest to najlepiej pamiętana przez wszystkich bramka, choć dla mnie osobiście największą wartość miały dwa trafienia w spotkaniu ze Stomilem Olsztyn, które wygraliśmy 3:1. To był mecz u siebie przed wspomnianym bojem z Legią. Pamiętam, że Mirek Trzeciak otworzył wynik, a ja szybko po nim dwa razy poprawiłem i po pół godzinie gry prowadziliśmy już 3:0. Choć tak naprawdę każdego gola, który przyczyniał się do sukcesu ŁKS-u, wspominam bardzo miło.

Jak za czasów pana gry traktowane były mecze z Legią?

Nikogo nie trzeba było mobilizować na takie spotkanie. O meczach ŁKS-Legia mówiło się już na kilka dni przed nimi i jeszcze zwykle kilka dni po nich. Nie odkryję Ameryki, gdy powiem, że Legia była dla nas przeciwnikiem ligowym numer dwa – po rywalu zza miedzy. Legia, nawet będąca w dołku, miała zawsze określoną markę i wzbudzała duże zainteresowanie kibiców oraz mediów.

Ekip ŁKS-u z oczywistych względów nie ma sensu teraz porównywać, ale czy obecna Legia miałaby szansę w meczu z tamtą Legią, z którą graliście w 1998 roku?

Dobre pytanie. Z pewnością nie byłaby na straconej pozycji. Tamta Legia była niewątpliwie dużo bardziej zgrana, bo szkielet warszawskiej drużyny długo się wówczas nie zmieniał. Uważam, że wynik takiej potyczki do samego końca byłby sprawą otwartą.

Spodziewa się pan, że Legia wystawi w niedzielę teoretycznie słabszy skład, mając na uwadze dwumecz w eliminacjach Ligi Europy?

Nie spodziewam się dużych zmian w wyjściowej jedenastce. Przynajmniej ja, gdybym był trenerem, nie robiłbym takowych i w niedzielę wystawił podobny skład, jak w czwartek. Dopiero w kolejny weekend dałbym ewentualnie odpocząć kilku piłkarzom. Sezon dopiero się zaczyna, więc nie dajmy się jeszcze zwariować ciągłym opowieściom o zmęczeniu i potrzebie regeneracji. Według mnie, Legii bardziej brakuje teraz zgrania i złapania tego, co popularnie nazywa się rytmem gry, niż wypoczynku. W starciu z Rangersami legionistów czeka trudne zadanie, ale i przy al. Unii nie będą mieli oni łatwo. Jeśli przyjadą do Łodzi z nastawieniem, że wygrają lekko, łatwo i przyjemnie, czyli przy minimalnym nakładzie sił, to na pewno spotka ich srogie rozczarowanie i wrócą do stolicy bez punktów.

Na którego z piłkarzy Legii ełkaesiacy powinni zwrócić szczególną uwagę?

Moim zdaniem na Carlitosa, choć inna sprawa, że nie wiadomo, czy on w ogóle będzie grał. Ale nie ulega dyskusji, że jest to bardzo wartościowy zawodnik, który umie zrobić coś nieprzeciętnego pod bramką rywali. Ja bym pilnował jego w pierwszej kolejności, choć nikt oczywiście nie odmawia umiejętności pozostałym legionistom. Ale Leo Messiego drużyna z Łazienkowskiej w kadrze nie ma, więc naprawdę ełkaesiacy nie powinni się tam nikogo przestraszyć.

A jak ogólnie opisałby pan obecny zespół Legii?

Mam wrażenie, że jeszcze sporo im brakuje do bycia drużyną. Aleksandar Vuković ma w składzie dobrych piłkarzy, lecz jeszcze nie tworzą oni takiego kolektywu, jakiego oczekują od nich warszawscy kibice. Legioniści muszą jeszcze trochę razem pograć, żeby z tej mąki udało się wypiec smakowity piłkarski chleb. ŁKS ma pod tym względem przewagę, bo latem w drużynie nie było aż tylu zmian i to powinno procentować. Jestem przekonany, że z meczu na mecz łodzianie będą coraz lepiej prezentowali się w ligowej elicie.

W czym jeszcze, poza lepszym zgraniem, ŁKS może upatrywać szans na zwycięstwo z Legią?

Za ŁKS-em przemawia choćby atut własnego boiska i doping wypełnionej po brzegi trybuny. Łódzcy kibice są spragnieni takich ligowych szlagierów i nie sądzę, aby ktokolwiek na widowni oszczędzał gardło w trakcie meczu. Do tego dochodzi to wspomniane wcześniej zaangażowanie legionistów w walkę o fazę grupową Ligi Europy. No i nie wolno zapominać, że ŁKS cały czas jest pewną niewiadomą dla rywali jako beniaminek. A że podopieczni Kazimierza Moskala przejawiają dużą ochotę do gry i ta gra sprawia im widoczną frajdę, to ja o ich wyniki w najbliższym czasie jestem jakoś dziwnie spokojny. Mam nadzieję, że te moje przeczucia potwierdzą się już w niedzielę.

Ten początek sezonu PKO Ekstraklasy w wykonaniu ełkaesiaków zaskoczył pana na plus czy na minus?

Bardziej na plus. Wszyscy podkreślają, że ŁKS gra naprawdę fajną piłkę i trudno się z tym nie zgodzić. Teraz ten styl trzeba jeszcze tylko przełożyć na punkty. Żeby te „oczka” nie uciekały, tak jak w meczach z Lechem czy Piastem. Bo w obu tych wcześniejszych spotkaniach u siebie łodzianie zasłużyli co najmniej na remis. Ja w każdym razie, nawet pomimo ostatniej wpadki w Krakowie, z optymizmem czekam na kolejne występy moich młodszych kolegów.

To na co stać ŁKS w tym sezonie?

Przed inauguracją rozgrywek powiedziałem, że widzę ŁKS w górnej ósemce i podtrzymuję swoje zdanie. Sezon jest długi i najważniejsze to zachować spokój po każdym kolejnym meczu. Wierzę w ten zespół i mam nadzieję, że zawodnicy mnie nie zawiodą. Jeśli tylko chłopaki poprawią nieco skuteczność i wyeliminują proste błędy w defensywie oraz przy wyprowadzaniu piłki, powinno być dobrze. W pierwszej lidze ewentualne pomyłki przy rozgrywaniu akcji od tyłu nie zawsze skutkowały stratą gola, tutaj to ryzyko utraty bramki jest dużo większe. Sztab szkoleniowy z pewnością zdaje sobie jednak z tego sprawę i będzie pracował z zawodnikami nad tym elementem.

A jak pana forma sportowa? Czy zdarza się panu jeszcze wystąpić w macierzystej Szarotce Uherce?

Odpukać, zdrowie dopisuje. Forma w sumie też, więc w tym sezonie, korzystając z wakacyjnego pobytu w rodzinnych stronach, zagrałem dwa mecze w A klasie. Początek mamy bardzo udany, bo wygraliśmy pierwsze trzy spotkania. Ja też indywidualnie nie mam co narzekać, bo strzeliłem dwa gole. Co tu dużo mówić, super sprawa, bo od razu przy okazji takich występów wracają wspomnienia z dawnych lat. Koledzy byli zadowoleni, że im pomogłem w ligowej rywalizacji, ja też jestem szczęśliwy, że miałem jeszcze możliwość się trochę poruszać i urozmaicić sobie urlop. Szkoda tylko, że już pewnie więcej nie będę miał okazji pograć w tym roku, bo gdy znów przyjadę w Bieszczady, to runda będzie skończona. Ale najpóźniej w przyszłym sezonie na pewno po raz kolejny wybiegnę na boisko. Nie czuję żadnych kompleksów wobec dużo młodszych nawet zawodników, a poza tym w innych zespołach na tym poziomie też są piłkarze po 40-tce, którzy z powodzeniem dają sobie radę na murawie. Oby tylko zdrówko dalej dopisywało.



Sponsorzy główni

Sponsorzy

Partner strategiczny

Partnerzy

Partnerzy

Partnerzy

Partnerzy

Partner techniczny

Partner medyczny