W 10. kolejce PKO BP Ekstraklasy piłkarze ŁKS-u przegrali u siebie 0:2 z Cracovią. Goście dwa zwycięskie gole zdobyli na początku spotkania.
Ełkaesiacy źle rozpoczęli sobotnie zawody. Naszym piłkarzom nie kleiła się gra, a kilka popełnionych błędów jeszcze na własnej połowie skutkowało dwoma groźnymi akcjami gości i przede wszystkim strzałami – najpierw Michała Rakoczego (tutaj na wysokości stanął Aleksander Bobek), następnie Takuto Oshimy. Piłka tym razem jeszcze nie wpadła do łódzkiej bramki, tak jak nie wpadła do niej w 10. minucie, gdy po faulu naszego bramkarza sędzia podyktował jedenastkę, a Michał Rakoczy kropnął z jedenastu metrów w poprzeczkę.
To ostatni taki bardzo wyraźny sygnał ostrzegawczy, lecz najwyraźniej dał nam niewiele, bo chwilę po tym przyjezdni wywalczyli rzut rożny i po dośrodkowaniu z rzutu rożnego, Virgil Ghita strzałem głową otworzył wynik zawodów. Jakby tego było mało w 21. minucie seria mniejszych i większych błędów popełnionych przez naszych zawodników przed szesnastką pozwoliła Jani Atanosovi uderzyć z dwudziestu metrów, a że futbolówka odbiła się jeszcze od obrońcy, kompletnie zmylony golkiper ŁKS-u i tego uderzenia nie zdołał zatrzymać. Cracovia prowadziła w Łodzi już 2:0.
Zaraz po tym Dani Ramirez zastąpił na boisku Jakuba Letniowskiego i łodzianom, prowadzonym dziś przez trenera Marcina Pogorzałę (ukarany ostatnio czerwoną kartką Kazimierz Moskal oglądał mecz z trybun), udało się po drugim kwadransie przeprowadzić w końcu kilka nieco składniejszych akcji ofensywnych – obok słupka huknął Michał Mokrzycki, Sebastian Madejski zatrzymał groźne uderzenie Kaya Tejana, a strzał Engjella Hotiego po sprytnie rozegranym rzucie rożnym zablokował gracz „Pasów”.
Krakowianie też zresztą nie pozwolili o sobie zapomnieć; jeszcze przed przerwą Patryk Makuch obił słupek bramki po uderzeniu zza linii szesnastego metra, a napędzający od początku spotkania akcje gości Takuto Oshima w 37. minucie wymanewrował przy linii końcowej dwóch ełkaesiaków, położył też bramkarza i gdyby Aleksandra Bobka nie wyręczył na linii bramkowej jeden z obrońców, podopieczni trenera Jacka Zielińskiego cieszyliby się jeszcze przed przerwą z trzeciego trafienia.
Działo się więc na boisku stadionu Króla bardzo dużo, niestety większość z tych rzeczy nie po naszej myśli. W drugą połowę ełkaesiacy weszli nieco lepiej niż w pierwszą, przede wszystkim przejęli inicjatywę i coś zaczęło się dziać w końcu także w okolicach szesnastki Cracovii. Bardzo groźnie z kilkunastu metrów, niestety obok słupka uderzał Dani Ramirez, potem zagotowało się w polu karnym gości po akcji tego ostatniego, Pirulo i Kaya Tejana (strzał Holendra zablokował obrońca), a i podobać się mogło uderzenie Pirulo z okolic narożnika szesnastki, chociaż i to okazało się niecelne.
Po godzinie spotkania, czyli po kwadransie drugiej połowy, gra znów się wyrównała. Większość prób gospodarzy, dziś bardzo czujna defensywa gości kierowana przez Kamila Glika zatrzymywała w porę, choć pomagało przyjezdnym i to, że łodzianie nie grzeszyli w tym fragmencie spotkania dokładnością. W końcówce meczu próbowali jeszcze Hiszpanie, lecz ani Dani Ramirez po swojej solowej akcji, ani Pirulo (uderzył płasko, tuż obok lewego słupka) nie zdołali zdobyć gola kontaktowego.
Fatalny w naszym wykonaniu początek spotkania przesądził o tym, że ŁKS przegrał u siebie 0:2 z Cracovią. W następnej kolejce rozgrywek PKO BP Ekstraklasy ełkaesiacy zmierzą się na wyjeździe z Radomiakiem.
10. kolejka PKO BP Ekstraklasy / ŁKS Łódź – Cracovia 0:2 (0:2)
Składy: