Piłkarze ŁKS-u przegrali pierwszy w drugiej lidze mecz i trudno nie odnieść wrażenia, że porażkę tę odnieśli na własne życzenie. Znów łodzianie pierwsi zdobyli gola, potem jednak nie dość, że pozwolili rywalom wyrównać, to w dodatku stracili też drugą bramkę, a w efekcie wszystkie punkty.
A po pierwszej połowie wcale się na to nie zanosiło, choć prawdą jest że goście zaskoczyli faworyta, wbrew bowiem przedmeczowym prognozom Olimpia wysoko ustawiła obronę i to ona w pierwszym kwadransie dyktowała warunki gry. Dopiero w 17. minucie sygnał do ataku miejscowym dał Ievgen Radionov, który najpierw wyłuskał piłkę przy linii końcowej, a potem ruszył w stronę bramki, akcję tę przerwał w ostatniej chwili dopiero jeden z obrońców.
Potem groźnie z dystansu huknął Tomasz Margol, a po ładnej wymianie podań przed polem karnym gości, podaniu Damiana Guzika i strzale Radionova, piłka odbiła się od defensora przyjezdnych i spadła na poprzeczkę. Ale ŁKS zszedł do szatni prowadząc jedną bramkę, bo w 41. minucie fatalny błąd we własnej szesnastce popełnił Tomasz Lewandowski. Elbląska jedenastka tak nieudolnie wyprowadzała piłkę od bramki, że ta padła łupem ełkaesiaków – koniec końców ukraiński snajper nie miał problemów z pokonaniem Wojciecha Daniela i wydawało się, że teraz będzie już tylko lepiej, tym bardziej że jeszcze w końcówce tej części groźnie uderzali Margol (po rzucie rożnym) i Guzik (strzelał z dystansu).
Po przerwie przewagę uzyskał ŁKS, a drugi gol wydawał się kwestią czasu. W 49. minucie Daniel dwukrotnie został zmuszony do interwencji, w 56. o mały włos ełkaesiacy nie skopiowali bramkowej akcji z meczu z GKS-em Bełchatów (znów centrował Pyciak, ale głową niecelnie uderzył Guzik), w 60. Kocot długo zastanawiał się czy oddać strzał, w końcu uderzył wprost w bramkarza, w 68. wprowadzony w miejsce Pieczary – Patryk Bryła uderzał na bramkę zewnętrzną częścią stopy i w końcu ten sam piłkarz w 74. minucie otrzymał świetne podanie od Pyrdoła – pozostawiony bez opieki na szesnastym metrze miał czas i miejsce, strzelił jednak obok słupka.
Kiedy wydawało się, że zniechęceni goście pogodzili się z porażką przyszła 76. minuta i szybka kontra Olimpii zakończona celnym strzałem rezerwowego Mateusza Szmydta (1:1). Kilka minut później inny zmiennik, najskuteczniejszy strzelec w historii Olimpii, Anton Kołosow uderzył z prawej strony pola karnego i zaraz po tym chyba nienajlepiej ustawiony Michał Kołba musiał wyciągać piłkę z siatki po raz drugi, choć zdaje się, że to nie on zawinił w tej sytuacji najbardziej.
W ten sposobów przegrali ełkaesiacy wygrany mecz i trudno się z tym pogodzić, bo chociaż „Rycerze Wiosny” zagrali znaczne słabsze zawody niż w starciach z GKS-em Jastrzębie i Bełchatów i tak powinni sięgnąć po komplet punktów, zresztą zanosiło się na to jeszcze kilkanaście minut przed końcem sobotniej konfrontacji. Nad taką niefrasobliwością (trzeci mecz z rzędu) trudno przejść do porządku dziennego.
10. kolejka II ligi ŁKS Łódź 1:2 Olimpia Elbląg (1:0)
Składy:
Relacjonował: Remek Piotrowski