Wciąż czekamy na powrót kibiców na stadiony, więc sobotnie spotkanie ŁKS-u z GKS-em Tychy obejrzymy w telewizji. Romans ełkaesiaków z małym ekranem trwa już blisko 64 lata. Co ciekawe, pierwsze transmisje telewizyjne z meczów łodzian zbiegły się z powstaniem słynnej drużyny „Rycerzy Wiosny”.
Przed wojną o transmisjach sportowych w telewizji nikt nawet nie marzył. Co prawda w 1936 roku konsorcjum angielsko-francuskie przeprowadziło, m.in. w Łodzi, specjalne badania mające na celu sprawdzenie, czy działanie telewizji w Polsce jest w ogóle możliwe, tym niemniej telewizyjne próby były wtedy jedynie eksperymentem. Rządziło radio, w którym piłka nożna w wydaniu klubowym pojawiała się od wielkiego dzwonu, chociaż już w latach 30. podczas jednej z audycji odtworzono nagrane wcześniej na płyty gramofonowe transmisje z końcowych minut wszystkich meczów ligowych, więc niewykluczone, że właśnie wtedy po raz pierwszy w historii przeprowadzono jakąś krótką relację także z meczu ełkaesiaków.
Najpierw w Kronice
Temat telewizji w kraju nad Wisłą powrócił po wojnie. Dziarskich operatorów dźwigających ciężką kamerę i cały niezbędny sprzęt łodzianie mogli podziwiać na stadionie w al. Unii już w 1946 roku przy okazji towarzyskiego meczu ełkaesiaków z niepokonanym w Europie szwedzkim IFK Norrköping, a do naszych czasów zachował się też fragment ze starcia rozegranego przez łodzian z czechosłowackim FK Viktoria Žižkov. Wspomniane materiały zarejestrowała Polska Kronika Filmowa, więc można je było wtedy zobaczyć tylko w kinie. Na telewizję czekaliśmy ŁKS-ie jeszcze jedenaście lat.
Jesienią 1952 roku uruchomiono pierwszy polski program telewizyjny, a jakiś czas po tym utworzono oddziały regionalne. Całe to telewizyjne przedsięwzięcie dopiero raczkowało, nie dziwi zatem, że sport, nawet z cieszącą się szaloną popularnością piłką nożną na czele, początkowo nie miał szansy pojawić się na ekranach bardzo nielicznych jeszcze wtedy polskich telewizorów.
Przełomowym okazał się 1957 rok. Już w styczniu nadano w Polsce pierwszą transmisję sportową, zresztą z łodzianami w roli głównej, bo ekipa telewizyjna przeprowadziła relację z meczu bokserskiego Skry Warszawa z Gwardią Łódź. Wkrótce przyszedł czas na piłkarzy, w tym i na ŁKS!
Na ekranie ŁKS
Pierwszą w historii transmisję telewizyjną ze spotkania ŁKS-u w Łodzi przeprowadzono w niedzielę 1 września 1957 roku przy okazji meczu na szczycie ekstraklasy, w którym sensacyjnie spisująca się drużyna trenera Władysława Króla, ochrzczona kilka miesięcy wcześniej przez red. Jerzego Zmarzlika „Rycerzami Wiosny”, zmierzyła się z prowadzącą w tabeli Gwardią Warszawa.
Właśnie tego dnia, ci, którzy nie pojawili się na meczu osobiście (swoją drogą na trybunach zjawiło się 35 tys. łodzian!) i należeli do nielicznego grona szczęśliwców, posiadających „Radio z lufcikiem”, jak określał z przekąsem odbiornik telewizyjny Stefan Wiechecki „Wiech”, emocjonowali się pojedynkiem łodzian ze stołeczną jedenastką.
Wyobraźcie sobie, że na niewielkim 12-calowym ekranie „Wisły” („Belweder” miał aż 14 cali!), wmontowanym w wielgachną drewnianą obudowę, pojawiają się sylwetki Stanisława Barana, Władysława Soporka i Wiesława Jańczyka… Nic to, że obraz czarno-biały, więc nie widać czerwieni koszulek ełkaesiaków, ani kolorowych trybun. Nic to, że obraz miernej jakości i co chwila coś tam migocze, skacze, kwęka i rzęzi, bo jakaż to musiała być przyjemność i jakież niezwykłe doświadczenie. Żadne tam ciekłe kryształy. Lampa kineskopowa.
Co konkretnie obejrzeli tego dnia posiadacze odbiorników telewizyjnych ? Otóż, bardzo dynamiczne ponoć widowisko, obfitujące w wiele „gorących momentów” i trzymające w napięciu do ostatniego gwizdka. Dopiero w 87. minucie Stanisław Baran huknął z rzutu wolnego i piłka, pomimo rozpaczliwej interwencji Tomasza Stefaniszyna, znalazła się w siatce. ŁKS pokonał Gwardię 2:1 i właśnie wtedy po raz pierwszy w historii łódzcy kibice skakali ze szczęścia także przed ekranem telewizora.
Oczywiście na luksus obejrzenia pojedynku ełkaesiaków w TV mogli sobie pozwolić nieliczni i w związku z tym Klub Międzynarodowej Prasy i Książki z ul. Piotrkowskiej zorganizował dla kibiców specjalny pokaz. Tu też musiało być zabawnie (wystarczy wyobrazić sobie widok kilkudziesięciu ludzi ślęczących nad dwunastocalowym ekranem śnieżącego telewizora), lecz te pierwsze piłkarskie próby w telewizji chyba przypadły ówczesnym do gustu, bo piłki nożnej w telewizji było coraz więcej, więcej było też w niej ŁKS-u.
Królewskie łzy
Już tydzień po meczu z Gwardią, ekipa telewizyjna pojawiła się w Łodzi ponownie i tym razem przeprowadziła transmisję z meczu „Rycerzy Wiosny” z Odrą (Budowlanymi) Opole. Telewizyjne kamery sprzyjały drużynie „czerwonych” trenera Władysława Króla, bo i ten mecz ełkaesiacy wygrali, w dodatku aż 4:0.
W kolejnym czyli mistrzowskim dla nas sezonie telewidzowie mieli okazję obejrzeć m.in. decydujący o losach tytułu mecz łodzian z Górnikiem Zabrze na Stadionie Śląskim. Co prawda, tamtego dnia telewizja miała w programie transmisję ze spotkania Gwardii z Polonią Bydgoszcz, ale apele dziennikarzy i kibiców zrobiły swoje. Telewizja zmieniła plany i zamiast do Warszawy postanowiła wybrać się na Śląsk, gdzie była świadkiem mistrzowskiej koronacji Łódzkiego Klubu Sportowego.
Wiemy o tym, choćby dlatego, że jeden z dziennikarzy napisał potem, że w chwili, gdy kilka tysięcy łódzkich kibiców odśpiewywało na Stadionie Śląskim gromkie „sto lat” na cześć swoich bohaterów, trener Władysław Król przed kamerą ukradkiem ocierał łzy. Ile dałby człowiek, żeby to zobaczyć…