Większość drużyn cieszyłaby się z remisu na boisku lidera. Nam w tych okolicznościach trudno o radość, ale to tylko jak najlepiej świadczy o nas i naszej ambicji. Dobrze, że nie musimy długo czekać na kolejny mecz, bo każdy naładowany jest emocjami, które będzie chciał przekuć na kolejne punkty dla ŁKS-u – mówi Michał Kołba, którego rywale znowu nie potrafili pokonać z akcji. Kapitan Łódzkiego Klubu Sportowego skapitulował dopiero po rzucie karnym w doliczonym czasie gry.
Do dziewiątego meczu w tym sezonie na zero z tyłu zabrakło ŁKS-owi dosłownie kilkudziesięciu sekund…
Na pewno ciężko przeboleć, że tracimy bramkę w taki właśnie sposób. Mniej chyba bolałoby, gdybyśmy stracili tego gola na 1:1 z gry, po jakiejś serii naszych błędów. A tymczasem tutaj tak naprawdę mieliśmy piłkę wrzuconą w pole karne, a po chwili gwizdek arbitra, który wskazał na jedenasty metr. Nie podejmuję się jednak oceniać tej sytuacji ze wskazaniem na „wapno”. Możemy tylko żałować, że to wszystko działo się już w doliczonym czasie gry i nie mieliśmy żadnej szansy na odpowiedź. Mimo wszystko, uważam, że zasłużyliśmy na zwycięstwo w tym spotkaniu. Wywiezienie trzech punktów z Częstochowy bez wątpienia byłoby dużym sukcesem naszej drużyny.
Zamiast tego znowu możemy mówić o meczu, przed którym remis większość brała w ciemno, a tymczasem po ostatnim gwizdku remis przyjmowany jest z wyraźnym niedosytem…
Myślę, że to akurat plus dla nas, że nie cieszymy się z remisu nawet po meczu z liderem. To świadczy o ogromnej ambicji, która panuje w naszym zespole. Raków uchodzi za głównego kandydata do awansu, nie przegrał u siebie od bardzo dawna, a my zagraliśmy tutaj z nimi na tyle dobrze, że byliśmy lepszą drużyną. Raków słynie w tej lidze z tego, że dominuje nad rywalami i nie daje sobie odebrać piłki, a w konfrontacji z nami bardzo długo nie mógł złapać swojego rytmu gry. Dlatego naprawdę szkoda, że nie wywozimy stąd trzech punktów.
A czego w takim razie najbardziej zabrakło do zgarnięcia pełnej puli? Szczęścia? Większej skuteczności w ofensywie, żeby wynikiem 2:0 „zabić” ten mecz? Jeszcze większej determinacji w defensywie? A może jeszcze czegoś innego?
Bardzo trudno jest wskazać jednoznaczną odpowiedź. Trenerzy z pewnością będą to wszystko jeszcze analizować. Nie ulega wątpliwości, że niepotrzebnie tak daliśmy się zepchnąć do defensywy na ostatnie 20 minut. Ale to się tylko tak łatwo teraz o tym mówi. Najlepsze drużyny na świecie, prowadząc 1:0, też dają się zepchnąć do obrony. Raków w końcówce wprowadził do gry wysokich zawodników i zaczął grać długie piłki. Czyli zupełnie zmienił swój styl, porzucając konsekwentne granie piłką po ziemi. Ale tak naprawdę z tych długich piłek częstochowianie nie stworzyli sobie jakichś klarownych sytuacji. Większość tych piłek to my bowiem wygrywaliśmy. Teraz możemy sobie już tylko gdybać o tym, co byłoby, gdyby pod sam koniec to nam udało się dłużej utrzymać przy piłce na połowie rywala…
Na brak pracy w meczu z liderem jednak nie mogłeś chyba narzekać?
Kiedy przyjeżdża się na boisko lidera, to trudno oczekiwać, że bramkarz będzie się nudził między słupkami. Ale było naprawdę bardzo blisko kolejnego meczu z czystym kontem. Nasza drużyna wykręca całkiem zacne liczby w defensywie, a po tym spotkaniu mogły być one jeszcze lepsze. Ale nie ma co się załamywać. Sezon jest długi, jeszcze dużo grania przed nami, a pokazaliśmy już, że z każdym potrafimy w tej lidze nawiązać walkę i stać nas na dobre rezultaty. Teraz przed nami sobotni wyjazd do Chojnic, gdzie w niedzielę znów musimy pokazać się z jak najlepszej strony.
Żałujecie, że przynajmniej do niedzieli uciekła szansa na to, aby wskoczyć na drugie miejsce w tabeli?
Trudno nie żałować. Trochę za dużo tych punktów uciekło nam już w samych końcówkach. W Częstochowie dwa, w Niecieczy dwa, w Krakowie jeden. Gdyby dodać do tego te punkty, które powinniśmy jeszcze wywalczyć przed własną publicznością, to wyszłoby na to, że już dzisiaj mogliśmy być na miejscu Rakowa. W tej chwili jednak o tym nie myślimy. Dla nas najważniejsze jest to, abyśmy cały czas się dalej piłkarsko rozwijali i z tygodnia na tydzień grali coraz lepiej. Wtedy te punkty będziemy seryjnie gromadzić, a i tak przecież decydująca o wszystkim jest ligowa tabela z drugiej połowy maja, a nie z drugiej połowy października.
Po ostatnim gwizdku na murawie jeszcze długo było nerwowo. Przekujecie tą sportową złość na wygraną w Chojnicach?
Nie ma innego wyjścia. Do spotkania z Chojniczanką są jeszcze dwa dni i musimy jak najlepiej wykorzystać ten czas. Nic tak nie poprawi nam humorów, jak kolejny sukces. Dlatego dobrze, że nie musimy długo czekać na kolejny ligowy występ.