
Mateusz Żegota: Spróbujmy prześledzić całą Twoją karierę na początek.
Maciej Wolski: Zaczynałem swoją drogę piłkarską tam gdzie się urodziłem, czy w Nowym Mieście Lubawskim. Później musiałem przenieść się do Jezioraka Iława, gdzie grałem najwięcej jako junior. Niestety, drużyna Jezioraka przestała istnieć, a ja zostałem zauważony przez trenera Stomilu Olsztyn i tam skończyłem wiek juniora.
A piłka seniorska, jak to wyglądało?
MW: Zacząłem od Gdańska, gdzie występowałem w rezerwach Lechii, ale trenowałem z pierwszą drużyną – w tym czasie poznałem też Kubę Kostyrkę. Po prawie trzech latach przeniosłem się do ekipy z Grudziądza, gdzie też trochę czasu spędziłem. W międzyczasie byłem jeszcze wypożyczony do Drwęcy. No i teraz przyszedł czas na ŁKS.
Będzie to Twój pierwszy klub z daleka od domu?
MW: Tak, ale myślę że sobie poradzę, na pewno Kuba Kostyrka pomoże mi się zaaklimatyzować.
Ale wracając jeszcze do Twoich poprzednich klubów. Było ich dużo.
MW: Tak, masz racje, ale zdecydowana większość była jeszcze za czasów juniorskich. W seniorskiej piłce nabijałem tylko mecze w Lechii i Grudziądzu. No i ten epizod w Finishparkiecie.
Jako junior grałeś najpierw w Jezioraku, a później przeszedłeś do największego rywala – Stomilu. Zwracasz na to uwagę?
MW: Jeśli myślisz o klubie zza miedzy to takiej sytuacji nie będzie. Jeśli chodzi o Jeziorak i Stomil, to po prostu zespół z Iławy się rozpadł przez problemy finansowe. Wtedy też występowałem w juniorskiej kadrze warmińsko-mazurskiej, gdzie trzon stanowili juniorzy Stomilu. Po rozmowach z nimi i z trenerem po prostu zdecydowałem dalej grać w piłkę w Olsztynie.
Czy miałeś kiedyś poważniejszą kontuzję?
MW: Na szczęście bez kontuzji i oby w Łodzi ta passa trwała (śmiech).
Finishparkiet Drwęca Nowe Miasto Lubawskie 0:2 ŁKS Łódź (23.04.2017)
Miałeś okazje zagrać w meczach z większą publicznością czy to w Grudziądzu, Nowym Mieście, a nawet w Łodzi. Jakie to uczucie?
MW: Na pewno fajne przeżycie, dużo kibiców, a gra się właśnie dla nich. Mecz w Łodzi był chyba pierwszy z aż taką liczną widownią. Na początku byłem lekko stremowany, ale po 10 minutach wszystko wróciło do normy.
Większe wrażenie zrobiła grupa prawie tysiąca kibiców przyjezdnych, czy wypełniony stadion?
MW: To jest coś niesamowitego, kiedy na daleki wyjazd swojego zespołu jedzie ponad 800 osób. To jest na pewno spore wydarzenie.
Dzięki Maciek i powodzenia w Łódzkim Klubie Sportowym.
MW: Dam z siebie wszystko. Dzięki!