91 lat temu urodził się Leszek Jezierski. Piłkarz, a potem trener ŁKS-u zwykle mówił to co myślał, więc dziś przypomnimy postać legendarnego „Napoleona” nieco inaczej niż przypomina się ją zwykle przy takich okazjach.
Jeden ze słynnych „Rycerzy Wiosny”, zdobywca krajowego pucharu i mistrzostwa Polski, a potem kilkukrotnie trener drużyny z al. Unii 2 – spośród tych, którzy zasługują w ŁKS-ie na miano legendy słynny „Napoleon” należy do tych bez wątpienia zasłużonych najbardziej. W rocznicę jego urodzin przypominamy jego postać za pomocą sześciu anegdot.
Kat
Leszek Jezierski wychował w ŁKS-ie wielu znakomitych zawodników, choć rzeczony proces „wychowywania” dla bardzo wielu z nich bywał doświadczeniem niekiedy wielce traumatycznym.
– Leszek był bardzo wymagający. Żeby grać trzeba było zasłużyć. Nazwisko nie miało znaczenia. Słabo grasz? Nie ma cię. Gonił nas okrutnie – wspominał Jerzy Sadek, a opinię tę podzielali chyba wszyscy, którym dane było przejść przez Napoleonową „ścieżkę zdrowia”.
Stanisław Terlecki opowiadał w swojej autobiografii o serwowanych przez Jezierskiego biegach po kolana w śniegu, z kolei Robert Kozielski w rozmowie z weszlo.com zdradził, jak pod koniec lat 80. wyglądał obóz przygotowawczy ełkaesiaków w Straszęcinie.
– Jezierski pozakładał nam na nogi obciążniki, nie wiem, 5 kg lub 10 kg. Robiliśmy przebieżki wzdłuż boiska, w jedną, w drugą stronę. Potem na jednej nodze. Potem w przysiadzie. W Straszęcinie były wtedy jeszcze trzy drużyny ligowe. Pamiętam legionistów stojących przy płocie i z niedowierzaniem obserwujących nasz „trening”. Co my do cholery jasnej robimy? Później Janusz Wójcik [trener reprezentacji olimpijskiej – przyp. wł.] miał pretensje do Jezierskiego, bo mu Wieszczu [Tomasz Wieszczycki – przyp. wł.] na pół roku wypadł z obiegu, łamiąc kość śródstopia. […] Ale Jezierski miał filozofię: Pękają słabe ogniwa. Dwóch umrze, trzech przeżyje i hajda – wspominał wtedy obiecujący piłkarz ŁKS, a dziś profesor Uniwersytetu Łódzkiego.
Do tańca i różańca
Zdaniem Stanisława Terleckiego Leszek Jezierski „potrafił być katem, który jednocześnie umie rozśmieszyć ofiarę do łez. Był facetem do tańca i różańca. Jak trzeba było paciorki odmawiać, czyli zapieprzać na zajęciach, to wszystko odbywało się bez taryfy ulgowej, ale lubił się też z nami zabawić” – czytamy w książce „Pele, Boniek i ja” napisanej przez piłkarza wraz z Rafałem Nahornym.
Terlecki wspominał, że nie zawsze zabawa ta ograniczała się do gry w skata czy kierki, bo zdaniem piłkarza i za kołnierz Jezierski nie zwykł wylewać. Piłkarzom pozwalał niekiedy na bardzo dużo, ale na wszystko musiało być miejsce i czas. Pewnego razu, kiedy zawodnicy przesadzili podczas jednego z obozów, pobiegł z nimi do lasu, uklęknął i począł się modlić słowami: „Boże, daj rozum”. Następnie wstał, spojrzał w stronę wyraźnie „wczorajszych” piłkarzy i rzucił na koniec: „To dla was prosiłem”.
Nie po drodze z „Tomkiem”
Dlaczego w latach 70., gdy w ŁKS-ie występowało wiele gwiazd, w tym reprezentanci Polski, a z trybun wspierało łodzian kilkadziesiąt tysięcy ludzi, „Rycerze Wiosny” nie zdołali choćby raz wskoczyć na ligowe podium?
Jednym z głównych powodów tej ełkaesiackiej niemocy okazał się m.in. konflikt Leszka Jezierskiego z Janem Tomaszewskim. Przed rundą wiosenną sezonu 1976/1977 (ŁKS prowadził wtedy w tabeli i wydawał się pewniakiem do mistrzowskiego tytułu) atmosfera w zespole tak bardzo się popsuła, że podczas obozu w Holandii omal nie doszło do rękoczynów.
– Muszę przyznać, że praktycznie zawsze rozbijało się wszystko o jednego człowieka. Albo sam jako zawodnik robił co się dało, żebym nie zdobył tego mistrzostwa, albo podjudzał zarząd do działań, które rozwalały dotychczasową pracę – mówił Jezierski dwadzieścia lat później w rozmowie z Marcinem Durasikiem i Andrzejem Władysławem Pietrzakiem. – To był po prostu cud, że nie zdobyliśmy wtedy mistrzostwa. Ale skoro ma się w drużynie specjalistę od cudów… – dodał gorzko Jezierski i to, kogo miał tu na myśli zgadnąć nietrudno.
Szczęśliwy krawat
O tym, że trenerzy piłkarscy bywają przesądni nie trzeba nikogo przekonywać. Leszek Jezierski nie był tu wyjątkiem. Już w latach 80. nierzadko bywało tak, że gdy ełkaesiacy wyruszali na mecz wyjazdowy na przedzie autokaru zasiadali starsi zawodnicy, a na końcu młodzi zawodnicy, bo zdaniem kierownictwa drużyny przynosiło to szczęście. Nierzadko również, choć tu ponoć na prośbę kierownika Grzegorza Ostalczyka, trener Leszek Jezierski wdziewał tę samą koszulę i zakładał krawat i marynarkę, które miał na sobie na poprzednim wygranym przez łodzian meczu.
A po derbach…
Zdaje się, że to także Leszek Jezierski jest autorem związanego z meczami derbowymi powiedzenia „punkty zostały w Łodzi”. A nawet jeśli nie on je wymyślił, okazał się ich najbardziej znanym popularyzatorem.
Tym powiedzonkiem o „punktach”, które „zostały w Łodzi” Leszek Jezierski raczył bowiem dziennikarzy na pomeczowych konferencjach niemal zawsze, gdy tylko ełkaesiakom udawało się zgarnąć komplet punktów w starciu z lokalnym rywalem.
„Gdybym powiedział jedno słowo”
W 1988 roku kolejna próba Leszka Jezierskiego sięgnięcia z ełkaesiakami po mistrzowski tytuł, albo i chociażby zakończenia rozgrywek na ligowym podium, spaliła na panewce, bo do przegonienia trzeciej w tabeli Legii Warszawa zabrakło łodzianom jeszcze jednego gola w ostatnim wygranym przez ŁKS (choć „tylko” 3:1) meczu z broniącym się przez większą część sezonu przed spadkiem Górnikiem Wałbrzych.
Wiele lat później Leszek Jezierski przyznał, że sprawę po myśli swojej drużyny mógł załatwić wówczas znacznie wcześniej, ale nie pozwoliło mu na to sumienie. O co chodzi? Otóż tydzień przed wspomnianym meczem z Górnikiem ełkaesiacy zmierzyli się w Gdyni z Bałtykiem, innym obok piłkarzy z Wałbrzycha kandydatem do spadku. ŁKS wygrał w Trójmieście 3:0, dzięki czemu Górnik utrzymał się w lidze. Tuż przed meczem w Łodzi wałbrzyszanie odwiedzili Jezierskiego w szatni i bardzo za to ostatnie zwycięstwo w Gdyni „Napoleonowi” dziękowali.
– Gdybym powiedział choć jedno słowo, to by przegrali z nami różnicą trzech bramek – stwierdził pod koniec lat 90. Jezierski w wywiadzie udzielonym dla wydawanego przez red. Marcina Durasika magazynu „Życie ŁKS”.